Rozdział 44

232 14 1
                                    

      Mieszkam u Louisa już dwa tygodnie. Każdego dnia gdzieś jeździliśmy albo robiliśmy coś fajnego. Od kiedy uciekłam od ojca byłam w domu tylko raz żeby spakować resztę swoich ale nie spotkałam go. On nie dzwonił ani nie pisał więc wydaje mi się,że mam od niego spokój. Przynajmniej na jakiś czas.

    Jestem w jednym z najbardziej znanych klubów w Londynie i szykuję imprezę urodzinową dla Lucy, która ma się odbyć wieczorem. Perrie zabrała ją na zakupy aby zająć jakoś czas dziewczynie Harrego. Chłopaki pompują balony a my wieszamy je w różne miejsca na sali.

     Wchodzę na drabinę i pomagam Lily przyczepić napis "WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO". Nie jest to łatwe zadanie przez Louisa,który ciągle rusza drabiną i mi przeszkadza.

-Mógłbyś przestać? Chcesz żebym się zabiła?

-Przecież bym cię złapał.

-Jasne.-mówię cicho pod nosem. Odsuwam się trochę aby zobaczyć czy napis równo wisi gdy czuję, że drabina przechyla się a ja lecę w dół. Zamykam oczy ale nie czuję podłogi tylko czyjeś ręce.

-Mówiłem, że cię złapię.-uderzam go w ramie i staję na ziemi.

    Kiedy wszystko jest gotowe wracamy do domów aby przyszykować się na przyjęcie. Zakładam granatową, połyskującą sukienkę, czarne buty i złote dodatki. Robię makijaż i układam włosy. Gdy jestem gotowa schodzę na dół i widzę Louisa w czarnych spodniach i białej koszulce.

-Pięknie wyglądasz.-mówi i cmoka mnie w usta.

-Dziękuję.- uśmiecham się, zabieram prezent dla Lucy po czym wychodzimy i jedziemy na imprezę.

     Wchodzimy do klubu a ja podziwiam naszą dzisiejszą pracę.Znajdujemy solenizantkę i składamy jej życzenia.

-Wszystkiego najlepszego Lucy!-ściskam dziewczynę, która jest szczęśliwa jak nigdy.

-Nie mogę uwierzyć, że zrobiliście to dla mnie.-mówi a ja wręczam jej prezent.

-Mamy nadzieję, że ci się spodoba.-mówi Lou

-Na pewno. Pogadałabym jeszcze ale ciągle przychodzą jacyś goście.

-Rozumiemy. Zobaczymy się później.

 Zauważamy resztę naszych znajomych i od razu do nich dołączamy. Dziewczyny od razu ciągną mnie na parkiet więc nie mam innego wyboru jak zatańczyć z nimi.

    Kiedy robimy się zmęczone idziemy się czegoś napić. Po kilku drinkach znów wracamy do tańca ale tym razem towarzyszą nam chłopcy.

*Louis*

-Widzielście Eleanor?- pytam Nialla i Lily a oni wskazują na moją dziewczynę i Sophie, które są pijane i zaczynają tańczyć z jakimiś facetami. Szybko łapię Liama po czym  zabieramy je z parkietu.

-Louuuuiss zostańmy...Proszę.-brunetka gwałtownie się zatrzymuje i patrzy na mnie szeroko otwartymi o czami.

-O co chodzi?

-Nie słyszysz? To Rihanna. Proszę zostańmy kocham tą piosenkę.

-Niech będzie. Jedna piosenka.-El piszczy szczęśliwa i rzuca mi się na szyję.

-Dziękuję!!!-łapie moją rękę i ciągnie mnie na parkiet. Dziewczyna tańczy w rytm muzyki i zaczyna śpiewać -"Work work work..."

   Piosenka wreszcie się kończy ale dziewczyna nie ma ochoty wracać i zaczyna tańczyć do kolejngo utworu.

-Piosenka się skończyła więc idziemy.-mówię śmiejąc się po czym, dosłownie ciągnąc ją, wyprowadzam na zewnątrz gdzie czekamy na taxi. Widzę, że robi jej się zimno i oddaję jej swoją kurtkę.

    Eleanor ledwo trzyma się na nogach więc biorę ją na ręce i zanoszę na górę. Zdejmuję jej buty, przykrywam kołdrą i kładę się obok.

    Wstaję rano a El śpi jak zabita. Idę na dół aby jej nie obudzić i dzwonię do Harrego z prośbą aby do mnie przyszedł. Muszę wreszcie skończyć ten zakład. Zależy mi na Eleanor i nie chcę jej skrzywdzić. Wycierpiała za dużo i nie pozwolę żeby to się powtórzyło z mojej strony.

    Po 15 minutach pojawia się Hazza.

-Siemka stary! Więc...O czym chciałeś pogadać?

-Chciałem pogadać o zakładzie. -chłopak posyła mi zaskoczone spojrzenie a ja z nerwów zaczynam chodzić po domie- Już prawie złamałem serce Eleanor. Nie mogę znieść widoku gdy jest smutna...

-Dobrze. Rozumiem i cieszę się. Jestem z ciebie dumny.- uśmiecham się na jego słowa i żałuję, że nie zrobiłem tego wcześniej. - A teraz druga sprawa. Pojedziesz ze mną po mój samochód?

-Pewnie i tak miałem tam trochę ogarnąć.

*Eleanor*

   Budzę się rano z bólem głowy. Ostatnio coraz częściej tak zaczynam dzień. Louis zrobił ze mnie imprezowiczkę. A skoro o nim mowa to nie widzę go obok. Sprawdzam godzinę i widzę, że zegar wskazuje 10.10. Schodzę na dół ale zatrzymuję się w połowie schodów gdy słyszę jak Louis z kimś rozmawia. Po chwili orientuję się, że to Harry. Mam wrócić na górę ale Lou mówi coś co mnie zatrzymuje.

-Chciałem pogadać o zakładzie.-zaczyna Louis. Próbuję zrozumieć co mówi dalej ale chłopcy przechodzą z kuchni do salonu przez co nic nie słyszę.-...złamałem serce Eleanor...- wsłuchuję się dalej ale oni znów przechodzą z pokoju do kuchni.

-Dobrze... Jestem z ciebie dumny.-

   Wracam na górę i pakuję swoje rzeczy. Nie zostanę tu ani chwili dłużej. Przestań płakać. Przestań płakać. Powtarzam to sobie ciągle podczas pakowania rzeczy do walizki. Gdy wszystko jest spakowane znoszę walizkę do holu i zostawiam wiadomość dla Louisa "Gratuluję wygranego zakładu". Wychodzę z jego domu i dzwonię do Ashley. Przyjaciółka przyjeżdża po mnie a w drodze do jej domu opowiadam co się stało.

-A to pieprzony dupek.

    Zostaję u Ashley na noc bo dopiero jutro mam samolot.

-Nie musisz tego robić. Możesz zostać u mnie.

-Wiem i dziękuję ale myślę, że to okazja aby odwiedzić mamę.

    Następnego dnia Ashley odwozi mnie na lotnisko. Żegnam się z nią długim uściskiem po czym wsiadam do samolotu.




   

    


     

Salvation *L.T*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz