2. Sala 27

4.4K 431 32
                                    

Trzymając kartkę z rozpisanym planem lekcji, szukałam sali numer 27. Miałam tam mieć chemię. Dosyć długo krążyłam po szkole i za Chiny ludowe nie mogłam jej znaleźć. W końcu rozległ się wielki hałas i wszyscy zniknęli w różnych salach.

Wszyscy oprócz mnie...

Ja stałam jak ta ostatnia sierota na środku korytarza, nie wiedząc gdzie mam iść. Na szczęście przechodził tędy jakiś nauczyciel, widocznie spóźniony na swoją lekcję. On wskazał mi drogę.
Sala 27 była umieszczona w słabo oświetlonej wnęce, wiec dlatego nie mogłam jej znaleźć.

Weszłam... i trzydzieści par oczu zaczęło się we mnie wpatrywać, jakbym była kosmitką. Po chwili jednak przestali, zupełnie tracąc zainteresowanie i powracając do swoich zajęć. Rozejrzałam się po sali i zobaczyłam nauczyciela siedzącego przy biurku, czytającego jakieś pismo motoryzacyjne. Widać było, że nie obchodziło go nic, co działo się w klasie, co nie ukrywam bardzo mnie zaskoczyło. Podeszłam do niego...

- Ehem, ehem - i nic, nauczyciel nadal był pochłonięty swoją lekturą - Ehem, ehem - powtórzyłam.

Nauczyciel niechętnie uchylił rąbka czasopisma.

- Dzień dobry... - powiedziałam niepewnie.

- Dobry.

- Nazywam się Samanta Mejson, jestem nowa i pomyślałam, że mogłabym się przedstawić, czy coś...

- A rób co chcesz, ja tu jestem tylko na zastępstwie.

Ale miły, pomyślałam i odeszłam.
Popatrzyłam oczami po klasie czy jest gdzieś jakieś wolne miejsce, gdzie mogłabym usiąść.
No ależ oczywiście, że nie było żadnej wolnej ławki, a wszędzie tam, gdzie siedziała jedna osoba, udawała, że mnie nie widzi albo kładła swoją torbę na wolnym krześle.
Miałam różnie wyglądających nastolatków.

W rogu, na samym końcu siedziała mała grupka dziewcząt pochłoniętych przeglądaniem mediów społecznościowych w swoich telefonach. Głośno komentowały wszystko, co zobaczyły.
Przed nimi dwie przyjaciółki. Obie brunetki, jedna z nich miała okulary. Wyraźnie irytowało je zachowanie koleżanek, bo co chwilę odwracały się, by zwrócić im uwagę.
Prawie cały rząd pod oknem stanowili chłopcy. Korzystając z otwartych okien palili papierosy. Zapewne korzystali z okazji, że nauczyciel... przepraszam - koleś na zastępstwie, nie zwracał na nich uwagi.
Udało mi się zauważyć kilka z pozoru sympatycznych twarzy, jednak widocznie nie byli otwarci na nowe znajomości.

Nagle usłyszałam ciche  "tutaj".
Zawołał mnie wysoki chłopak siedzący w ostatniej ławce środkowego rzędu. Wcześniej go nie zauważyłam, ale to pewnie dlatego, że miejsce przed nim było zajęte przez chłopaka postury szafy.

Miał bląd włosy, śliczną grzywkę, jego oczy były niebiesko-szare. Miał długi nos i czerwone usta. Ubrany był skromnie, jak większość osób w tej szkole, w czerwoną koszulę w kratę i jeansowe rurki. Był blady... Nawet bardzo. Usiadłam obok niego, a on mnie zapytał:

- Jesteś nowa tak?

- Tak.

- Spoko ja też. Chodzę tu od miesiąca. Jak się nazywasz?

- Samanta, ale mów do mnie Sam. A ty?

- Ja nazywam się Oskar.

Sympatyczny wybawiciel w sprawach miejsc do siedzenia Oskar zaczął opowiadać historię ze swojej przeprowadzki. Okazał się zabawnym i zupełnie nie podobnym do innych osób z tej szkoły chłopakiem.

Tak rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę. Przerwał nam dzwonek. Nie był to jednak dzwonek na przerwę, tylko sygnał do ewakuacji.

Z pozoru normalna ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz