27. Pierwsza wskazówka

1.7K 220 13
                                    

Kolce cofnęły się. Zamiast nich z podłogi wysunął się kamienny podest. Nad nim unosił się jakiś zwój.

Wciąż pamiętając poprzednią pułapkę trochę wahałam się po niego sięgnąć. Po pewnym czasie ogarnęłam się i wyciągnęłam rękę w jego stronę.
- Co ty robisz?! - Emma wręcz na mnie nakrzyczała
- Chcę zobaczyć, co to jest?
- Zwariowałaś?! Ty filmów nie oglądasz?! Weźmiesz to, a wszystko się na nas zawali.
- Ale to jest życie, a nie film. Takie rzeczy nie istnieją. - popatrzyłam na nią z wyrzutem.
- Yhym, czarownice też nie, i co?
- Ale to jest inna sprawa... hej, czy ty mnie obraziłaś?
- Spokój dziewczyny. To nie czas i miejsce na takie kłutnie. - uspokoił nas chłopak. - Co do tego zwoju, to myślę, że Emma ma rację. Widziałaś już poprzednią pułapkę. Jeśli ten zwój jest ważny, to na pewno jest chroniony przez coś jeszcze.

Rozejrzałam się dokładnie, co było dookoła podestu. Na pierwszy rzut oka nic, ale gdy wytężyło się wzrok...
W ścianie były tycie otwory, prawdopodobnie załadowanie jakimiś strzałami, czy innymi duperelami. Nie mogłam tylko rozkminić, jak się je uruchamia...

- Już wiem! - krzyknęłam.
- Dawaj.
- Emma może mieć rację. Przyjrzyjcie się ścianom. Widzicie otwory? Jeśli tylko podniesie się zwój, zaraz uruchomi się mechanizm. Coś wystrzeli, najprawdopodobniej niosąc śmierć.
- Jak to obejść?
- Cóż, skoro był to gabinet mojego ojca, on z pewnością wiedział jak to się wyłącza. Myślę, że trzeba tylko znaleźć coś w rodzaju wyłącznika.
- A, jak to może wyglądać?
- No właśnienie wiem...

Staliśmy w zastanowieniu. Raz zerkając na podest, raz na gabinet. Oskar poszedł jeszcze raz sprawdzić szafki pod dziurą w podłodze. Chociaż teraz, to bardziej w suficie. Mniejsza z tym.

- Boże, jacy my jesteśmy głupi! - Emma skoczyła i odrobinę wybiła mnie z rozumu.
- Co, o co chodzi?

Nie odpowiedziała. Zamiast tego, zaczęła wygrzebywać z plecaka Księgę Cieni. Szybko przeglądała strona po stronie. Wyraźnie widać było, że dobrze wiedziała, czego szuka.
- Jest! - krzyknęła
- Raczysz nas wreszcie oświećić? - głos Oskara dobiegał z drugiego końca pomieszczenia.
- Jasne. Sam, patrz. Przypomniałam sobie, że w Księdze Cieni jest mała wzmianka o tym zwoju. Piszą tu, że to coś jest przekazywane z pokolenia na pokolenie w rodzinie królewskiej.
- W takim razie, to coś bardzo ważnego. A piszą co to dokładnie jest?
- Nie. Żaden inny magiczny nigdy nie sprawdzał zawartości.
- Czyli wiemy tyle, co wiedzieliśmy.
- Gdyby tylko można było się pozbyć tych pajęczyn na ścianach...
- Przecież to nie problem. Zajmę się tym. - już miałam kiwnąć palcem w wiadomym celu, gdy Emi mnie zatrzymała.
- Sam, to nie ma sensu.
- Czemu?
- Na zwój i jego otoczenie nie działa żadna magia.

(Oczami Oskara)

"Hmmm, nie działa żadna magia tak? Ale wiatr, to przecież nie magia. " - pomyślałem patrząc na dziurę w podłodze.
Teraz czekało mnie najtrudniejsze. Użyć swoich mocy tak, aby dziewczyny nic nie zauważyły. Mama uczyła mnie jak władać żywiołami bez używania do tego rąk, ale to mi się nigdy nie udawało. Cóż, najwyższy czas spróbować.
Skupiłem się na wietrze. Próbowałem przywołać go z dziury.
Już prawie... jednak nie.
Spróbowałem jeszcze raz. Znowu nic.
"Walić" - pomyślałem i schowałem ręce za plecami.
Zacząłem od delikatnych, okrężnych ruchów palcem. To nareszcie przyniosło skutek. Usłyszałem, że nad nami zebrało się wystarczająco dużo wiatru. Wówczas skierowałem go w stronę pomieszczenia ze zwojem.

(Oczami Sam)

"Co się dzieje? Dlaczego tu tak wieje, zaraz, TAK! Niech wieje nadal. Nie wiem z kąd wziął tu się ten mini huragan, ale wymiata pajęczyny i inne pierdoły utrudniające widoczność! "

Nagle stała się światłość. No dobra, nie światłość, ale czystość. Ok, to nie ma sensu. W każdym razie wiatr przestał wiać, a my mogliśmy dokładnie przyjrzeć się podestowi.
Jest. Znaleźliśmy otwór w ścianie, który był odrobinę większy od otworów-pułapek.
To była dziurka do klucza.

Nie minęła sekunda, gdy wszyscy wręcz rzuciliśmy się na biurko. Szukaliśmy klucza. Przeszukaliśmy wszystko,aż znaleźliśmy zamknięta szkatułkę.
- Odsuńcie się. - powiedziałam i wycelowałam w nią wypowiadając to samo zaklęcie, które rozwaliło podłogę. Udało się. Wewnątrz była jakaś zwinięta w rulonik karteczka i ot klucz.
Wzięłam obie rzeczy, a klucz czym prędzej przekręciłam w otworze.

Na naszych twarzach pojawił się uśmiech, gdy widzieliśmy, jak otwory ze strzałami zostają sasłonięte przez kamienne ściany.

Chwyciłam zwój w swoje ręce i zaraz go otworzyłam. Rozwinąwszy go, przeczytałam na głos te słowa:

Po mnie w lat pięćset przybędzie królowa
Zwiastun pokoju i świata odnowa
Wiele poświęci i przyplaci bólem
Ramię, w ramię walczyć będzie Król, z Królem
Gdy wojna piętno swoje odciśnie
Wtem, nieznana światłość zabłyśnie
Okryje swym płaszczem wspaniałym
Szerokim na świat cały
A gdy zło zniknie, niech nie powraca
Bo co ciemność stworzyła, w proch się obraca
Tak jak mówię, tak też się stanie
Bo takie rodziny tej powołanie
Słowa te piszę ostatnim tchnieniem
To moja wola, i me marzenie

1515
Veronica

Z pozoru normalna ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz