47. To ja cz. 2

1.4K 159 21
                                    

Minęło kilka dni. Dokładnie był dziewiąty czerwca. Moi rodzice jakoś doszli do siebie... No, może tata doszedł. Mama zachorowała, ale nie chciała okazywać słabości. Cieszyła się, że odzyskała córkę.
Zadawali tysiące pytań, ale nie dziwię im się. W końcu stracili piętnaście lat życia. Strasznie chcieli poznać kobietę, która mnie wychowała. Ja byłam raczej przeciwna temu pomysłowi. Szkoda, że nie widzieli, jak dorastałam, jak mówiłam pierwsze słowa, jak stawiałam pierwsze kroki. Żałuję, ale cieszę się z każdej spędzonej z nimi chwili.
Tymczasowo zamieszkaliśmy w pałacu Margoo. Nie ukrywam jednak, że czuliśmy się tam fatalnie. Otoczenie nie pozwalało mojej mamie wyzdrowieć.
Emma zamieszkała w jednej z sypialni gościnnych na pierwszym piętrze. natomiast przypadła komnata Evie. Co do wiedźmy, jeszcze tej samej nocy, gdy pomogła mi uratować rodziców, kazałam jej uciekać jak najdalej. Obiecałam jej, że jeżeli zobaczę ją jeszcze raz, nie uniknie egzekucji.

Był to dzień pogrzebu Oskara. Tata postarał się zorganizować wspaniałą uroczystość. O ile pogrzeb bliskiej osoby może być wspaniały...

Z samego rana, ze snu w moim tymczasowym (tak między nami, cholernie wygodnym) łóżku, wyrwała mnie, nie wiedzieć czemu, strasznie rozradowana Emma.
- No wstawaj! - biła mnie poduszką.
Ja nie miałam najmniej ochoty, by ruszyć się choć centymetr z miejsca mojego obecnego pobytu. Po ostatnich wydarzeniach potrzebowałam snu. Bardzo często śniły mi się koszmary z nimi związane. Budziłam się wtedy z krzykiem, mając w uszach dźwięk ostatnich słów Oskara: Kocham cię, Sam... Nie zapomnij o mnie... . Tej nocy o dziwo nie miałam żadnego nieprzyjemnego snu. W sumie, to nic mi się nie śniło. To spotęgowało moją złość, za wyrwanie mnie z błogiego stanu odpoczynku.
- Co jest tak ważnego, że o... - spojrzałam na zegar - ...o ósmej rano napadasz na mnie z poduszką? - mój głos był zaspany, z charakterystyczną w takiej chwili chrypką.
- Wstań, ogarnij się i zejdź do sali tronowej, to zobaczysz! Tylko szybko! - patrzyłam na jej wielkie, szczęśliwe oczy, uśmiechnięte różowe usta i kosmyki czarnych włosów opadajacych niesfornie na twarz. Em wyglądała jak małe dziecko, które właśnie dostało wymarzoną zabawkę. Jedyną rzeczą, która niszczyła ten radosny obrazek, była długa na trzy centymetry blizna na policzku. Pamiątka po walce ze wstrętną wywłoką Margoo.
- Ugh! - rzuciłam w nią poduszką z całej siły i po mału zaczęłam się podnosić.

Chcąc, nie chcąc, wygramoliłam się spod pieżynki i wygoniłam moją przyjaciółkę. Zanalizowałam sytuację. Emma była wyraźnie podekscytowana, a biorąc pod uwagę to, że mnie poganiała, oznacza, że miałam niewiele czasu.
Wciąż jeszcze zaspana, nie chciało mi się ubierać, więc tylko kiwnęłam palcem,a zamiast różowej piżamki pojawiła się czarna sukienka z krótkim rękawem. Dzięki Emmie pokochałam sukienki i spódniczki. Nie mogę uwierzyć, że jeszcze nie tak dawno temu, nosiłam wyłącznie szerokie bluzy i jeansy.

Odkąd Margoo została pokonana, mama i tata zdecydowali, że służba w ich pałacu będzie pracować tylko i wyłącznie z własnej woli. W rezultacie zostało sześć dziewcząt z pawilonu Evie i cztery z pawilonu złej królowej. Nie miałam co liczyć na śniadanie do łóżka po dźwięku dzwonka, dlatego sama skierowałam się do kuchni. Wzięłam kilka maślanych ciasteczek - moich ulubionych - i poszłam,  gdzie wcześniej kazała mi Em.

Weszłam, a wszystko, co trzymałam, zaraz spadło na podłogę...

W wielkiej sali oprócz mnie, Emmy i mojego taty stały jeszcze cztery osoby.
Mianowicie byli to: rodzice Oskara, mama Em i moja "mama".
- Ktoś mi raczy powiedzieć, co tu się dzieje? - zapytałam, wzrok kierując na kochanego tatusia, który nawet nie raczył mnie uprzedzić o TAKICH gościach!
- Miałam zapytać o to samo. - wtrąciła się "mama" krzyżując ręce na piersi - Co to ma znaczyć, żeby jacyś ludzie nachodzili mnie w mieszkaniu, wbrew mojej woli zaciągali do podejrzanych, świecących drzwi,  których swoją drogą nigdy nie było w naszej łazience i jeszcze kazali się kłaniać przed idiotą w szlafroku?! - tu wskazała na tatę.
- Dokładnie! - wtrącił się milczący wcześniej pan Russell - Pytałem żony,  o co chodzi, ale ona powiedziała, że za chwilę się dowiem, dlatego, również żądam wyjaśnień!

Z pozoru normalna ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz