36. W służbie jej królewskiej mości

1.7K 180 19
                                    

Przemierzałam mroczne, oświetlenie tylko kandelabrami korytarze. Dwóch peleryniaków - tak ich nazwałam - trzymało mnie za ramiona i prowadziło... gdzieś...

W końcu dotarliśmy (chyba) na miejsce. Jeden z peleryniaków szrpnął za klamkę wielkich, ozdobnych drzwi. Gdy wrota stanęły przed nami otworem, moim oczom ukazała się bardzo jasno oświetlona - co z początku chwilowo mnie oślepiło - komnata.
Była okrągłą i nie zbyt duża. Gdyby nie mocne światło bijące z jej wnętrza, przypominałaby salę szpitalną z jakiegoś kiepskiego horroru.
Po prawej stronie od wejścia stało troje mężczyzn (oczywiście peleryniaków) oraz jedna kobieta. Blondynka w wieku około czterdziestu lat. Ubrana w długą do ziemi, czarną, przylegającą do ciała suknię. Również w pelerynie, jednak w przeciwieństwie do mężczyzn, jej głowy nie pokrywał szeroki kaptur. Dzięki temu doskonale widziałam jej twarz. Miała takie znajome rysy. Takie lodowate, takie bezwzględnie, takie... strasznie podobne do mojej "mamy".

Po lewej, kilka manekinów, jakieś dziwne urządzenia i pierdyliard różnego koloru kabelków.

- Oni cię wprowadzą. - ozwał się jeden z peleryniaków, którzy mnie tu przyprowadzili, a potem wyszedł ze swoimi towarzyszami.

Stanęłam na przeciwko osób po prawej. Wszyscy lustrowali mnie wzrokiem, co nie ukrywam, nie było przyjemne. Czułam na sobie ich przeszywające, lodowate spojrzenia. W końcu kobieta się odezwała:
- Jak ci na imię?
- Samanta. - odpowiedziałam niepewnym i odrobinę zachrypniętym głosem.
- Jakie są twoje zdolności?
- Ja... jestem czarownicą.
- Jak sądzę, nie wiesz, po co tu jesteś?
W odpowiedzi potrząsnęłam przecząco głową.
- Otóż, Samanto... - kobieta zaczęła dumnym krokiem, powoli zbliżać się w moją stronę - Tak jak inne dziewczęta oraz chłopcy dostałaś niesamowitą szansę od losu. Jeżeli się postarasz, dostąpisz zaszczytu walki u boku naszej wspaniałej królowej. Dołączysz do żeńskiej armii, a po zakończonej wojnie, z racji na twój młody wiek, będziesz mogła wstąpić do najlepszej akademii magii w kraju i zostaniesz potężną wiedźmą. Musisz tylko pomyślnie przejść nasze testy.
- A co, jeśli nie zdam tych testów?
- Wtedy zostaniesz przydzielona do pałacowej służby i będziesz pracować od świtu do nocy, a twoim wynagrodzeniem będzie miejsce do spania i jeden posiłek dziennie.

Wtedy wiedziałam, że bez problemu dostała bym się do armii, ale pomyślałam o Em. Ona przecież na sto procent nie zdałaby tych testów i czekałyby ją taki los. Nie mogłam zostawić jej w takiej sytuacji. Postanowiłam oblać test, ale najpierw chciałam wiedzieć jeszcze kilka rzeczy...

- A co, jeśli nie chcę dla was pracować?
- Wtedy cię zabijemy. Masz jeszcze jakieś pytania, czy możemy przystąpić do egzaminu?
- Mam jedno... Po co królowa tworzy armię?
- I tak albo zginiesz, albo przejdziesz na naszą stronę, więc chyba mogę ci powiedzieć. - spojrzała przez ramię na pozostałych, na co oni kiwnęli głowami - w Difseidzie pojawił się intruz. Posiada on jednak klucz do przesiąkniętej złem krainy - Ziemi. Nasza wspaniałomyślna królowa pragnie zapewnić nam bezpieczeństwo i pozbyć się tego przeklętego miejsca.

"Ciekawe, czy wszystkim tak ściemniacie?" - pomyślałam, bo z tego, co usłyszałam wywnioskowałam, że tym "intruzem" jestem ja, a Margoo wcale nie chce zapewnić bezpieczeństwo, tylko podporządkować sobie również Ziemię.
W tej chwili, zrozumiałam, dlaczego powstały rozdarcia. Margoo i jej sługusy naruszyli barierę przejścia, ale nie udało im się otworzyć portalu. Wygląda na to, że polują na mnie, bo wiedzą, że mam dość mocy, by otworzyć portal.

***

Egzamin był trudny. Składał się z trzech etapów.
Pierwszy - celność. Musiałam trafić zaklęciami w porozstawiane po całej sali manekiny. Na dziesięć, trafiłam w trzy. To akurat nie było celowo. Od zawsze miałam problemy z celnością. Zbijak w szkole to był dramat.
Drugi - wytrzymałość. Musiałam bronić się przed na prawdę licznymi zaklęciami i strzałami z przedziwnych urządzeń. Tu poszło mi nie źle (w końcu jeszcze żyję), chociaż odniosłam kilka obrażeń.
Trzeci - pomiary. Ten etap był dla mnie najtrudniejszy. To dla tego, że poprzypinali do mnie mnóstwo kabelków i kazali rzucić proste zaklęcie. Co w tym trudnego? Wyobraź sobie, że jesteś najpotężniejszą czarownicą na świecie, a musisz tak użyć mocy, by na wyczytce wyszło, że jesteś przeciętna. No właśnie! Teraz już wydaje się trudne! Wydaje i takie właśnie było. Na szczęście udało się i nie wyszła na jaw moja tożsamość.

Nadeszła ta chwila. Stałam i czekałam na wyrok. Dobrze wiedziałam, jak będzie brzmiał, ale została kwestia, jakie będę wykonywała obowiązki. W końcu jeden z peleryniaków zabrał głos:
- Jestes beznajdziejna. W miarę dobra byłaś jedynie w samoobronie. Nasza aparatura wykazała, że niewiele brakowało, żebyś urodziła się jako czarownica bez mocy. Nie możemy zaproponować ci miejsca w armii. Zamiast tego, będziesz odtąd pracowała jako pokojówka komnat księżniczki Evie.
- Wyprowadzić! - krzyknął najstarszy ze zgromadzonych.

Dwoje peleryniaków znowu chwyciło mnie za ramiona i znowu prowadziło... gdzieś.

Po głowie chodziła mi tylko jedna myśl... Będę pracowała jako pokojówka komnat księżniczki Evie. Najwidoczniej nie jestem tutaj jedyną księżniczką. Pewnie Evie to córka Margoo. Mam nadzieję, że nie jest aż taką wredotą, jak jej mama...























































Z pozoru normalna ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz