46. To ja cz. 1

1.4K 184 61
                                    

********************************
Jak chcecie, to potraficie. Ponad 30 komów jeszcze tego samego dnia!
Jesteście niesamowici!
********************************

Cały czas leżałam płacząc, nad lodowatym ciałem mojego przyjaciela. Z resztą... Kogo ja oszukuję? To nie był mój przyjaciel. To był mój ukochany. Pierwsza wielka miłość. Moje pocieszenie, zrozumienie, życie.
- Sam... - usłyszałam cichutki, zachrypnięty głos Em.
- Zostaw mnie.
- Sam... - podniosła mnie i spojrzała prosto w oczy. Jej również były zaczerwienione od łez - Sam... weź się w garść!
- Zostaw mnie.
- Sam!
- Mówię zostaw mnie!
Puściła. Ja natomiast znów wybuchnęłam potokiem gorzkich łez.

Nagle coś sobie uświadomiłam. Jestem czarownicą. Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. Może uda mi się wskrzesić Oskara. Tylko, czy to będzie ten sam Oskar?
- Daj Księgę Cieni... - wymamrotałam.
- Co? - nie zrozumiała.
- Daj Księgę Cieni. - powtórzyłam pewniej i wyraźniej.

Przyjaciółka posłusznie podała przedmiot.
Zaczęłam szybko przekładać strona po stronie, patrząc po wielkich nagłówkach - nazwach zaklęć.
Przewertowałam tak sto, trzysta, pięćset stron, a w księdze nie było nic, co mogłoby się przydać. Nie podałam się. Zostało mi jeszcze ponad tysiąc stron.
- Sam, co ty robisz?
- Szukam zaklęcia.
- To wiedzę, ale jakiego?
- Chcę przywrócić Oskara do żywych. - skamieniała.
- Oszalałaś?!
- Czemu tak uważasz? - nie odrywałam wzroku od księgi.
- Bo to wbrew wszelkim zasadom!
- Co jest wbrew zasadom?! Ratowanie osoby, na której ci zależy jest wbrew zasadom?!
- Dobrze wiesz, że nie o to chodzi! Sama bym ci pomogła, ale to niemożliwe.
- Niby dlaczego?!
- Wiesz, że znam Księgę Cieni jak własną kieszeń. Tam... nie ma takiego zaklęcia... A nawet gdyby było, to z pewnością w dziale - ZAKAZANE. Sam, zrozum... nie można sprzeciwić się prawom natury. Tak, jak nie można sprawić, aby przestać odczuwać głód, tak, jak nie można sprawić, aby przestać odczuwać emocje, tak też nie można sprawić, aby kogoś przywrócić do życia. Oskar odszedł... - łzy znów napłynęły mi do oczu, z tego, co zauważyłam, Emmie też - Odszedł i choćby nie wiem, jak bardzo nas to bolało... nie wróci. Nic tego nie zmieni... - obie się rozpłakałyśmy.

Patrzyłam na kirona. Jego twarz - blada na codzień - była niemal biała. Bez wyrazu. Martwa.
Jego włosy z blądu zmieniły kolor na purpurowy, przez to, że zatopione były w jego własnej krwi.
Dopiero wtedy dotarło do mnie, że jego lodowata ręka przez cały czas była zaciśnięta na moim kolanie.
- Przepraszam... - wyszeptałam przez łzy - Przepraszam, że nie mogę nic zrobić... - delikatnie pocałowałam jego czoło - Przepraszam...

Emma pomogła mi się podnieść. Rozejrzałam się dookoła. Wszystkie dziewczęta patrzyły na nas z szeroko otwartymi oczami. Większość płakała. Mimo, iż nie znały Oskara, dobrze widziały, jaki był odważny. Gdyby nie on, teraz to ja leżałabym bez życia. On był najlepszym, co spotkało mnie w życiu...
No właśnie...
Był...

W pewnym momencie mój wzrok skierował się na uwięzioną Evie.
Nie zważając na nic, podeszłam tam.
- To wszystko wina twojej matki! - wybuchnęłam - Twoja matka odebrała mi wszystkich! Co oni jej zrobili?! Zabiła Oskara! Zabiła moich rodziców! Teraz podaj mi chociaż jeden powód, dlaczego ja, nie powinnam zabić ciebie!
- Mam nawet dwa... - wyszeptała.
- Jestem bardzo ciekawa!
- Po pierwsze, ja, to nie moja matka i nie powinnaś karać mnie za jej winy, a po drugie... po drugie...
- Po drugie co?!
- Twoi rodzice... żyją...
- Co? - głos mi się załamał.
- Kiedyś matka opowiadała mi, co stało się tej nocy, gdy trafiłaś na Ziemię.
- Kontynuuj...
- Król Filip miał starszego brata. Był to Tejdan - mój ojciec. Był on pierwszym człowiekiem w rodzinie królewskiej, ba, pierwszym człowiekiem w Difseidzie...
- Ale co to ma do rzeczy? - przerwałam jej.
- Słuchaj dalej... Jako starszy syn, miał pierszeństwo do tronu, jednak to, że nie był czarodziejem, automatycznie go z tego dyskwalifikowało. Nie mógł się z tym pogodzić, dlatego uciekł z rodziny i tak spotkał Margoo. Była wtedy przewodniczącą ruchu oporu przeciw dyskryminacji wiedźm. Łączyła ich wspólna nienawiść do Filipa. Postanowili go obalić. Wzniecali liczne bunty, prowokowali wszystkie gatunki do walk, szerzyli zniszczenie. W międzyczasie oczywiście się zabawiali i skutkiem jednej z takich zabaw jestem ja. Gdy Difseid niemal całkowicie pochłonął w haosie, a król zrozumiał, że przegrał, nie miał innego wyjścia, jak tylko się poddać. Miał ogromne szczęście, że mu się urodziłaś. Razem z Dianą - twoją mamą przekazali ci swoją moc. Tej nocy, gdy trafiłaś na Ziemię, moja matka miała spotkać się z wami, ale dokładnie wtedy ja zaczęłam pchać się świat. Nie miała wyjścia, jak tylko przekazać na kilka godzin swoją moc Tejdanowi. On miał was załatwić. Na miejscu dowiedział się, co zrobili twoi rodzice. Chciał ich zabić, ale nie był w stanie, Filip był w końcu jego bratem. Uwięził ich gdzieś w jaskini. Miał cię zanieść do przypadkowej rodziny w Difseidzie, jednak uświadomił sobie, że przez kilka godzin ma moc, a że był z rodziny królewskiej, otworzył portal i w ten sposób znalazłaś się na Ziemi. Jako, że Filipa już nie było, on przejął władzę nad tym światem. Moja matka przejęła władzę nad nim... Gdy nie był jej już potrzebny... zabiła go... miałam wtedy sześć lat...
- Dlaczego miałabym ci wierzyć?
- Masz rację. Nie masz żadnego powodu, by mi uwierzyć, ale to prawda.
- Powiedzmy, że chcę to sprawdzić.
- Wystarczy, że pójdziesz do Jaskini Samotnej Skały.
- Ale ty mnie tam zaprowadzisz.

Z pozoru normalna ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz