32. Bitwa cz.1

1.6K 206 11
                                    

- Co? - nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. - Czyli, że, to mój wujek?
- Tak, Wasza Wysokość. Zdradził własnego brata i zawarł przymierze z Margoo.
- Kto to Margoo?
- Wasza Wysokość rzeczywiście nic nie wie. Margoo to najgorsza, najpodlejsza i najpotężniejsza ze wszystkich wiedźm. Jest królową ciemności i już od piętnastu lat jej wojska terroryzują Difseid. Każdy, kto jej się sprzeciwi zostaje skazany na śmierć w potwornych męczarniach. Dlatego ja się ukrywam i nie ufam nikomu.
- Ale jak to? Gdyby ona faktycznie tak strasznie znencała się nad Difseidem, to jestem pewna, że nie byłoby tu tak pięknie i kolorowo. Tak beztrosko.
- A byłaś już w wiosce o Pani?
- Nie, nie byłam.
- No właśnienie. Po lesie, mogą co najwyżej od czasu do czasu chodzić szpiedzy Margoo, ale prawdziwe piekło, dzieje się w miejscach zamieszkałych przez magicznych.
- To straszne.
- Prawda, ale na szczęście przybyła nasza królowa i słowa przepowiedni wreszcie się wypełnią.
- Jak to? Czyli ty znasz słowa przepowiedni? - byłam bardzo zdziwiona. Emma przecież powiedziała, że nikt oprócz rodziny królewskiej nie zna treści zwoju.
- Tak... Dawno temu, król był zakłopotany. Nie wiedział co dokładnie oznaczają słowa wyroczni i poprosił mnie o pomoc. Tak się dowiedziałem. Wasza Wysokość, nawet nie wiesz jak się cieszę. Już niedługo Difseid zostanie wyzwolony, spod tyranii Margoo. A wszystko dzięki tobie.

Flin znów padł mi do stup, ja natomiast stałam z grymasem na twarzy. Liczyłam na to, że jednak nie będę musiała pokonywać jakiegoś zła. Aczkolwiek widziałam, że ten hopgoblin na mnie liczy. Z resztą nie tylko on. Gdyby inni ludzie... to znaczy, magiczni wiedzieli o moim przybyciu, nie ważne, czy znają przepowiednie, czy nie wierzyli by, że uda mi się im pomóc i raz na zawsze pozbyć się Margoo i jej zwolenników. To z pewnością nie będzie łatwe, ale postaram się jak tylko mogę i... a z resztą. Kogo ja oszukuję? W życiu nie uda się mnie samej pokonać kogoś, kto jest niepokonany od kilkunastu, kilkudziesięciu albo nawet kilkuset - bo w sumie to nie wiem ile ona ma lat.

- Mogę coś dla ciebie zrobić, Pani? - z zadumy wyrwał mnie głos hopgoblina.
- Nie. Wydaje mi się, że... chociaż tak. Dobrze znasz ten las?
- Jak własną kieszeń.
- Więc proszę, możesz mi pomóc wrócić do przyjaciół? Zgubiłam się.
- Czarownica się zgubiła? Przecież Wasza Wysokość może się teleportować dosłownie wszędzie.
- Ale... ja nie wiem, jak?

Co za wstyd. Po tym, jak Flin za wszelką cenę próbował się nie zaśmiać wywnioskowałam, że to wręcz nie przystoi, żeby czarownica, a już zwłaszcza księżniczka nie potrafiła się teleportować.

- Kiedy to bardzo proste Pani. Musisz tylko pomyśleć o tym, gdzie chcesz się znaleźć i już.
- Ale właśnie w tym problem, że nie wiem, gdzie chcę się znaleźć... chwila, a czy to działa, jak pomyślę z kim chcę się znaleźć?
- Tak.

Wtedy już wiedziałam, co robić. Wyobraziłam sobie moich przyjaciół. Skupiłam się na nich, a już po chwili PUFF i jestem przy ognisku.
Co zobaczyłam?
Oskar i Emma... przytulali się. Nie, nie wmówicie mi, że "to nie tak jak myślisz". Doskonale wiedziałam, co widziałam. Coś aż zabolało mnie w sercu na ten widok. Moja najlepsza, jedyna przyjaciółka i... Oskar. Chciało mi się płakać.

(Oczami Oskara)

Siedzieliśmy z Emmą przy ognisku. Już nie musiałem przed nią niczego ukrywać, więc swobodnie sobie trenowałem z małymi kulami ognia. Co jakiś czas wrzucałem je do ogniska, ono wtedy się powiększało, ale cały czas panowałem nad sytuacją.

- Powiesz jej wreszcie? - ciszę przerwała Emma siedząca pod drzewem i bezmyślnie rysująca coś patykiem po ziemi.
- Nie mam wyjścia. Muszę.
- Kiedy zamierzesz to zrobić? - Em nie odrywała wzroku od swojej pracy.
- Myślałem o dzisiejszym dniu, ale widzę, że Sam ma humorki i wolę nie ryzykować.
- Rób jak chcesz, ale już mówiłam, jeśli ty jej nie powiesz, zrobię to ja. - podniosła wzrok i spojrzała na mnie pocieszenie się uśmiechając - Ej, będzie dobrze. Chodź tu. - powiedziała, przysunęła się i przytuliła w stylu "wszystko jakoś się ułoży".

W dokładnie tamtej chwili obok nas pojawiła się Sam. Po jej wzroku łatwo było wywnioskować, co sobie pomyślała. Muszę przyznać, że czułem się bardzo niezręcznie, przypuszczam, że Em tak samo.
- Hej, Sam, to nie tak, jak myślisz my tylko...
- Tylko co?! Tylko się przytulacie, jak mnie nie ma?
- Sam... nie. Ja, ja ci to wszystko wytłumaczę. - spojrzałem na Sam, a potem na Em, która zrozumiała, że chcę wreszcie powiedzieć Sam całą prawdę.
- No więc, proszę, wytłumacz mi.
- Sam, posłuchaj, tu chodzi o coś zupełnie innego. Ja nie... to znaczy, ja jestem... powiedzmy, że... . No, nie potrafię się tłumaczyć. - wziąłem głęboki wdech - Ok... to, co teraz usłyszysz może ci się wydać dziwne, ale proszę, nie krzycz i nie denerwuj się ja...

(Oczami Sam)

- Sam, posłuchaj, tu chodzi o coś zupełnie innego. Ja nie... to znaczy, ja jestem... powiedzmy, że... . No, nie potrafię się tłumaczyć. Ok... to, co teraz usłyszysz może ci się wydać dziwne, ale proszę, nie krzycz i nie denerwuj się ja...

No szlak mnie jasny trafi! Serio?! W takim momencie ktoś musiał nam przerwać!

- Proszę, proszę, proszę. I kogo my tu mamy? Czyli moi szpiedzy mieli rację... Wasza Wysokość...

Ten ktoś był mężczyzną w wieku około dwudziestu pięciu lat, jednak długa, czarna peleryna z kapturem nałożonym na głowę nieco go postarzała. Stał na dwu metrowej skale, położonej mniej więcej dziesięć metrów od nas. W ręku trzymał pochodnie.

- Moja Pani, będzie bardzo zadowolona z takiej zdobyczy... Na nich! - gdy to powiedział zza skały wybiegło trzech minotaurów.

Nogi zrobiły się jak z waty. Boże, co robić?! Stanęłam naprzeciw pierwszego, który biegł w naszą stronę. Szybko wyszeptałam zaklęcie, dzięki któremu poraził go piorun. Minotaur padł kilkadziesiąt centymetrów ode mnie. Zajęłam się pozostałymi.
Nie zauważyłam, gdy pierwszy powalony stwór doszedł do siebie i wstał. Przed oczami mignął mi jego ogromny młot. Już byłam przygotowana na to, że oberwę, gdy z lewej strony w minotaura trafiła spora kula ognia, która mnie uratowała i zabiła potwora.
Spojrzałam w stronę, z krórej pojawiła się pomoc.
Oskar stał z wysuniętą do przodu prawą ręką. Zaraz... Oskar?

***************************
Hejo miśki!
Podobało się? Mam nadzieję że tak! 😊
To był mój jak do tej pory najdłuższy rozdział (977 słów bez notki).
Zostawcie po sobie gwiazdeczkę i komentarz, albowiem to mnie motywuje.

Do następnego mordki 😘

Z pozoru normalna ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz