39. Księżniczka Evie

1.4K 171 13
                                    

Stałam przed wielkimi, drewnianymi drzwiami prowadzącymi do komnaty Evie. Ręce strasznie się pociły, a nogi miałam jak z waty.

Drzwi się otworzyły. Zza nich wyszła wysoka, młoda dziewczyna i powiedziała, że księżniczka już czeka.
Odruchowo poprawiam fartuszek na sukience i weszłam do środka.

Myślałam, że komnata będzie nieco większa. Wewnątrz zdecydowanie królował kolor szary. Spodziewałam się, że zobaczę wystrój w stylu średniowiecza, lub baroku, jak w reszcie pałacu, jednak tutaj wnętrze było całkiem nowoczesne. Duże, okrągłe łóżko posłane szaro-niebieską pościelą i takimi samymi poduszkami na samym środku pokoju. Ogromna, szara szafa , zajmująca całą lewą ścianę. Okno z balkonem, które zakrywały niebieskie rolety. Biurko, regał z książkami, stolik, fotel-huśtawka i wielki puchaty dywan. Ściany szare z niebieskimi pasami. Patrząc na to pomieszczenie miało się wrażenie, że nie znajduję się właśnie w magicznym świecie, w którym panuje średniowiecze, lecz na Ziemi, w pokoju zwykłej nastolatki.

Rzeczywiście. Evie już czekała. Siedziała po turecku na łóżku i zamykała czytaną przez siebie książkę.
Wyglądała - co również mnie zaskoczyło - normalnie. Jasne jeansy i fioletowa bluza, bląd włosy upięte w kłos. Zawsze, gdy widziałam ją na korytarzach, w ogrodzie, na altanie miała na sobie wytworne suknie i kapelusze, a tu, teraz, taka zwykła, bez zbędnego przepychu, taka naturalna. Wcale nie wyglądała, jak córka ucieleśnionego zła.
Przez chwilę myślałam, że nie jest taka zła...
Przez chwilę...

- Co się tak gapisz? - zapytała.
- Ja...
- Nie chcę wiedzieć! Ty jesteś Samanta? - zapytała mierząc mnie wzrokiem, na co ja kiwnęłam głową. - To za długie. Będę ci mówić Sam. Mogę? Z resztą, po co się pytam, oczywiście, że mogę. Ja mogę wszystko. - wstała z łóżka i zaczęła iść w moją stronę. - Od teraz jesteś zawsze przy mnie, spełniasz każdą moja zachciankę bez żadnego sprzeciwu. Jeżeli coś ci się nie podoba, możesz powiedzieć. Wtedy zajmie się tym moja mama. Skutecznie... Rozumiesz?
- Tak.
- Świetnie. W takim razie teraz zabierz wszystkie swoje rzeczy z tamtąd, gdzie teraz mieszkasz.
- Dlaczego? - zapytałam zdziwiona.
- Zabawna jesteś. Już cię lubię. Przecież nie możesz robić wszystkiego, co ci każę, jeżeli będziesz mieszkać na drugim końcu pawilonu. Nie mądra. Przenosisz się tutaj.
- Tutaj?
- Nie tutaj. Dostaniesz mały pokoik obok mojej komnaty.

Stałam i patrzyłam się na nią conajmniej, jak na kosmitę.

- Na co jeszcze czekasz? Idź! - pokazała mi drzwi.

***
Nie miałam dużo rzeczy do zabrania. Kilka fartuszków, sukienka, koszula nocna i czysta bielizna.
Rzeczywiście dostałam pokoik zaraz obok komnaty Evie. Był mały, ale na swój sposób przytulny. Mieściło się tam łóżko, komoda i umywalka. Tak - umywalka. Wszystko w białym kolorze.

Powkładam swoje rzeczy do komody. Jako, że Evie kazała mi od razu wracać, tak też zrobiłam.
Stanęłam przed drzwiami, jednak zobaczyłam, że nie są do końca zamknięte. Usłyszałam kłótnie, więc nie mogłam się powstrzymać i zajrzałam do środka przez szparę...
Zdziwiłam się, bo pokój wcale nie był już nowocześnie urządzony, lecz w barokowym przepychu. Wielkie królewskie łoże, dywany, zasłony, kandelabry... o co chodzi? Evie także wyglądała inaczej. Zamiast fioletowej bluzy miała na sobie suknię w tym samym kolorze.
Przestałam jednak przejmować się nagłą zmianą wyglądu otoczenia i moją uwagę przykuła "rozmowa" osób z wewnątrz pomieszczenia.

- Jesteś do niczego! - wrzeszczała wysoka kobieta o ciemnych włosach - Nie potrafisz nic! Jak niby chcesz przejąć po mnie to wszystko, na co ciężko pracowałam, skoro nie potrafisz prostego zaklęcia zniszczenia?!
- A może ja nie chcę tego przejmować?! - zaczęła łkać.
- Jeszcze będziesz ryczeć? Czasem, jak na ciebie patrzę, mam wrażenie, że nie jesteś moją córką! Ty, powinnaś być najpotężniejszą, najokrutniejszą wiedźmą na świecie, a tymczasem ty, chcesz być zwykła i przeciętna. Nie rozumiem cię, wiedząc jaka jesteś, powinnaś chcieć uczyć się i wciąż trenować!
- W takim razie, trzeba było nie wiązać się z człowiekiem, wtedy nie miałabym takiego problemu!

Takiego zwrotu akcji się nie spodziewałam. Evie jest córką Margoo i człowieka!

Zobaczyłam, że to zdanie, to był cios poniżej pasa dla Margoo.
- Zawiodłam się na tobie Evie. Bardzo się zawiodłam. - powiedziała, po czym teleportowała się gdzieś, pozostawiając za sobą wielką chmurę dymu.

Evie usiadła na łóżku, zastawiła twarz rękoma i zaczęła płakać.
Wiem, że nie powinnam angażować się w nie swoje sprawy i wiem też, że ktoś taki, jak Evie nie zasługuje na pomoc, ale ta kłótnia... To wydało mi się takie bliskie, do mojego życia sprzed kilkunastu tygodni... Moja mama też we wszystkim mnie krytykowała.
Uznałam, że chociaż spróbuję ją pocieszyć.
Szerzej otworzyłam drzwi i weszłam do środka.

- Jak śmiesz wchodzić tu bez pozwolenia?! - wrzasnęła na mnie gwałtownie ocierając łzy płynące po policzku. - Rozkazuję ci zostawić mnie samą!
Wciąż coś krzyczała, jednak jej nie słuchałam. Szczerze, miałam to gdzieś. Robiłam to, co uważałam za słuszne.
Usiadłam obok niej i spojrzałam w zaplakane oczy.
- Masz czelność nie słuchać moich rozkazów?! Zdajesz sobie sprawę z tego, że jedno moje słowo i możesz stracić życie?!
- Tak. - powiedziałam spokojnie.
- W takim razie, jesteś albo odważna, albo szalona.
- Tak pół na pół. - zobaczyłam, że kąciki ust Evie delikatnie się uniosły.
- Odejdź. Chcę być sama.
- Nie.
Księżniczka zrobiła wielkie oczy. Pewnie pierwszy raz w życiu usłyszała od kogoś "nie". W dodatku usłyszała to od służącej.
- Nie przejmuj się. - powiedziałam.
- Słyszałaś?
- Tak. Nie przejmuj się. - powtórzyłam.
- Dlaczego to mówisz?
- Bo chcę ci pomóc.
- Nie możesz mi pomóc. Nikt nie może. Nie masz pojęcia, co ja teraz czuję.
- Mam...
- Jak to?
- Przez piętnaście lat, miałam dokładnie to samo. Mama zawsze mnie krytykowała... W końcu się do tego przyzwyczaiłam, ale za każdym razem niemniej bolało... - utkwiłam swój wzrok w obraz wiszący nad bogato zdobionym kredensem.
- Po co mi to opowiadasz?
- Chcę, żebyś wiedziała, że nie warto się tym przejmować. Ludzie się nie zmieniają.
- Ludzie?
- Chciałam powiedzieć, magiczni.
- Dziękuję. - wyszeptała ledwie słyszalnie.
- Co? - zdziwiłam się, słysząc od niej takie słowo.
- Nic! Już mi lepiej. Możesz odejść. Aha, każ przygotować mi... nam konie.
- Nam?
- To był rozkaz! - powrócił jej stanowczy ton.

Dygnęłam delikatnie i wyszłam z komnaty.
"Może jest dla niej jakaś nadzieja?" - pomyślałam kierując się w stronę stajni.


























********************************
Jak wam mija dyngus?
Mam nadzieję, że mokro.

Jak się podobało?
Mały spojler - w następnym rozdziale pojawi się.... albo nie. Sami zobaczycie.

Aha i jeszcze coś. Pewnie jak zauważyliście wzięłam się za poprawianie błędów, wiec przepraszam, jeżeli kogoś denerwują powiadomienia.

Do zobaczenia
~ Bacipa

Z pozoru normalna ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz