6. Korzenie

3.2K 345 12
                                    

Razem z Em czytałyśmy tajemniczą książkę. Było tam dosłownie wszystko, czego potrzebowałyśmy, żeby dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat.

- Ej, Em, a tak właściwie, to skąd ty masz tą księgę? - spytałam.

- Była u mnie od zawsze.

- Na prawdę? Dlaczego?

- Moja babcia była czarownicą.

- Serio?!

- Tak. Jest małe prawdopodobieństwo, że ja też nią jestem. Jednak nie skończyłam jeszcze 15 lat, więc nie wiem tego dokładnie. Fajnie, prawda?

- A kiedy masz urodziny?

- Za 3 miesiące. Kurde, ale byłoby fajnie gdybym i była czarownicą, i miała przyjaciółkę czarownice.

- Przyjaciółkę... - powiedziałam bardziej sama do siebie.

- Tak, przecież się przyjaźnimy.

Czułam się cudownie. Pierwszy raz w życiu ktoś powiedział do mnie ze jesteśmy przyjaciółmi. Jaka to miła odmiana nie być przez wszystkich wytykana palcami i wyśmiewana. Raz miałam przyjaciółkę, ale tak mi się tylko wydawało. Zdradziła mnie przy pierwszej lepszej okazji. To wydarzyło się dość dawno, ale rana po takim uczynku została mi w sercu juz do końca życia.

- Sam, a mogę się ciebie o coś zapytać?

- Jasne, wal śmiało.

- Jak myślisz, po kim odziedziczyłaś moc? - odwróciła wzrok od księgi i zaczęła patrzeć na mnie przenikliwym spojrzeniem.

- A wiesz, że nie wiem... - wzruszyłam ramionami.

- Jak to? Nikt w twojej rodzinie nie przejawiał podobnych zdolności jak twoje, albo chociaż nie mówiono nic o istotach magicznych w twojej rodzinie?

- Nie - odpowiedziałam krótko.

- To może to ukrywają?

- Po co mieliby to robić? - podniosłam jedną brew - w takiej sytuacji lepiej, żebym wiedziała.

Wróciłam do przeglądania Księgi Cieni. Kartkowałam strony, przeskakując o kilka. Z grubsza czytałam nagłówki, ale moją uwagę znacznie bardziej przykuwały nieliczne obrazki, gdy nagle zobaczyłam coś dziwnego.

- Em patrz!

- Co się dzieje? - dziewczyna zaraz do mnie doskoczyła.

- Zobacz w tej książce jest... mój portret!

- Co? Jak? To przecież to nie możliwe. Pokaż!

- Tutaj - wskazałam palcem malunek w księdze.

- Czekaj, to nie ty. Tu pisze, że to Veronica. Ostatnia dziedziczka tronu wśród czarownic i czarodziejów na Ziemi. Zaginęła mając lat 16...

- Zaraz czyli istnieje jakieś królestwo czarownic i czarodziejów? - nie kryłam zainteresowania.

- Tak... To znaczy istniało wiele lat temu. Upadło, gdy zaczęły się polowania, a Veronica była ostatnią księżniczką... tylko że zaginęła. Kurde ale wy jesteście podobne - Em zerkła na mnie, to na malunek.

W tym momencie zegar wybił godzinę dwudziestą pierwszą.

- O nie. Musze juz wracać - powiedziałam i zaczęłam się pakować.

***

Po dziesięciu minutach przekroczyłam próg domu, gdy tam czekała na mnie niemiła niespodzianka. Był tam nowy facet mamy. Nawet nie wiem jak się nazywał, ale mimo, że widziałam go pierwszy raz w życiu, to już zdołał mnie wkurzyć.

- Mamy nie ma?

- Nie ma, poszła po fajki... ale ja jestem, Sam - zlustrował mnie wzrokiem, co już sprawiło, że poczułam się dziwnie.

- Dla ciebie Samanta - rzuciłam sucho.
- Oj już spokojnie mam pokojowe zamiary - chwycił mnie za rękę i szepnął do ucha - chyba że mnie nie lubisz.

Mocniej zacisnął uścisk.

- Olga nie mówiła, że ma taką piękną córkę.

- Zostaw mnie! - wykrzyknęłam.

- Ciiiiiiiiiii nie chcemy chyba, żeby ktoś nas usłyszał - w tym momencie zagroził mi drogę jedna ręką wciąż trzymając mnie drugą i zaczął niebezpieczne blisko przyciągać moje ciało do swojego.

Głośno przełknęłam ślinę i zaczęłam szybko oddychać. Koleś chciał mnie zgwałcić! Zaczęłam się szarpać, jednak to nic nie dawało. Facet miał bardzo mocny ścisk.
W pewnym jednak momencie przypomniałam sobie, że mam moc. Wcześniej u Emmy uczyłam się kumulować energię. Podobno to podstawy, które uczą kontroli. Wyszło mi to całkiem nieźle, wiec pomyślałam, że warto tego spróbować. I tak jak dotąd była to jedyna rzecz, jaką potrafiłam. Udało mi się częściowo oswobodzić prawą rękę, gdy tamten dobierał się do mojego dekoldu. Odepchnęłam nią, jego głowę i żeby cofnął się jeszcze bardziej kopnęłam go w krocze, jednak niestety niezbyt mocno. Mimo wszystko częściowo osiągnęłam swój cel. Całkowicie puścił moją rękę, żeby chwycić nią bolące miejsce.

- Oszalałaś, dziewucho?! - ryknął na mnie.

- Nie zbliżaj się! - wciąż miałam odciętą drogę ucieczki, wiec uznałam, że nie mam wyjścia. Musiałam użyć magii.

Mężczyzna nic nie robił sobie z moich słów. Lekko zgięty, z grymasem bólu na twarzy podszedł do mnie, jednak tym razem nie zdążył mnie unieruchomić.
Szybko wysunęłam przed siebie dłoń i poczułam, jak z koniuszków palców uchodzi coś jakby prąd. Efekt trochę mnie zaskoczył. Facet oberwał kulą jasnego światła i odleciał na jakieś 3 metry.

Patrzył na mnie przerażonym wzrokiem. Ja natomiast dokładnie oglądałam swoje dłonie i myślałam
Wow, to ja tak potrafię?
Spojrzałam na niego z pod byka, a on zaczął powoli czołgać się w stronę wyjścia.
Pobiegłam do swojego pokoju i nie mogąc uwierzyć w to, co zrobiłam przesiedziałam tam ładną godzinę, kiedy usłyszałam z salonu płacz matki. Poszłam tam by zobaczyć co jej jest.
Ona, gdy tylko mnie zobaczyła, rzuciła we mnie swoim butem i zaczęła wrzeszczeć:

- Co mu zrobiłaś?!

- Ja próbowałam się bronić...

- Bronić? Nie wiem co zrobiłaś, ale mój misiu
(misiu? fuj!)
wybiegł z mieszkania mówiąc "żegnaj na zawsze, twoja córka to demon"! Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że ten koleś był naszym źródłem utrzymania. Z czego teraz będziemy żyć?!

- No nie wiem, może wreszcie znalazłabyś jakąś cholerną pracę! - również wybuchnęłam.

- Żałuję, że Cię adoptowałam! - wysyczała.

- A...adoptowałaś? - głos mi się załamał.

- Tak, adoptowałam... i wiesz co, ja cie nigdy nie chciałam. Słyszysz?! Nigdy! To twój ojciec uparł się "weźmiemy to dziecko" - przedrzeźniała głos.

W tamtym momencie świat zawalił mi się na głowę. Jestem adoptowana. Prawie zemdlałam, jakoś dotyczyłam się do łóżka i zasnęłam.

Z pozoru normalna ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz