38. Wymiana

1.6K 178 18
                                    

Wstawanie skoro świt i śniadanie składające się z małego kawałka chleba i wody to zdecydowanie nie jest mój świat. Niestety, tak teraz wygląda moja szara rzeczywistość. Jestem tu raptem trzeci dzień, a już mam wszystkiego dosyć. Nie dobrze mi się robi, jak chociaż pomyślę o praniu brudnych od okresu gaci Evie. Co gorsza ręcznym! Podobno to niezwykle delikatny materiał sprowadzany aż z drugiego końca Difseid'u, którego można prać wyłącznie ręcznie, w temperaturze trzydziestu sześciu stopni. Czasami mam ochotę wsadzić te majtki w gardło pseudo księżniczce.
Litości! Czy oni tu nie znają tamponów i podpasek?!

No nic... nie zajmujmy się cudzą bielizną...

Tego dnia pracowałam przy rozwieszaniu świeżo wypranych sukniach i pościelach. Sznury znajdowały się na zewnątrz, na małym tarasie. Obok niego był zadaszony korytarz dla tych "ważniejszych" prowadzący bezpośrednio z pawilonu księżniczki do jej prywatnej altany, oddalonej o około pięćdziesiąt metrów. Za altanką był sad. Niewielki, ale za to bardzo obfity w jabłka.
Było po deszczu, więc wszystko było mokre i śliskie.

Księżniczce zachciało się jabłka. Jej służąca szybko pobiegła do kuchni i wróciła z półmiskiem dużych, czerwonych owoców jabłoni. Wyglądały bardzo apetycznie - szczególnie dla osoby żyjącej o chlebie i wodzie.

Evie delikatnie wysunęła głowę spod wielkiego ronda nefrytowego kapelusza, wzięła dorodny owoc z półmiska i nawet nie próbując, rzuciła nim w kałuże błota. Następnie oznajmiła, że nie będzie tego jadła, a mówiąc, że ma ochotę na jabłko, chodziło jej o świeże, zerwane z samego czubka jabłoni. Rozkazała Raheli - swojej osobistej służącej - aby weszła na drzewo i zerwała jej najpiękniejszy owoc, jaki zobaczy.
Drobna, młodziutka Rahela, o oczach tak dużych, jakby nieustannie była przerażona, posłusznie wdrapała się na drzewo.
Niestety...
Nie ostrożnie postawiona stopa i śliska po deszczu gałąź, sprawiły, że dziewczyna się poślizgnęła i z hukiem spadła na grzązką ziemię.

***
Jak niewiele czasu potrzeba, by o kimś zapomnieć...

Każdy chyba zna to uczucie, gdy całym sobą chce się o czymś, o kimś zapomnieć, ale zwyczajnie się nie da. Zupełnie, jakby ta osoba, lub to zdarzenie znalazło sobie specjalne miejsce w głowie, zamieszkało tam i wcale nie miało zamiaru się wyprowadzić.

Niektórzy jednak, z zapomnieniem nie mają żadnego problemu.
Biedna Rhela... rano była, wieczorem jej nie ma. Nikt się nią nie przejął. Zupełne, jakby nigdy nie istniała. Jeszcze tego samego dnia ją wymienili...

***
Jak codzień, o 21.30, miałyśmy zbiórkę...

- Pewnie jak już wiecie, dziś miał miejsce niewielki
(niewielki)
wypadek. Musimy wybrać którąś z was, na miejsce Raheli. - zaczęły się szepty - Spokój! Z racji na to, że wszystkie jesteście tu raptem kilka dni i nie jesteśmy w stanie stwierdzić jak będziecie się sprawować w tej roli, zrobimy to w drodze losowania. - nadzorczyni klasnęła w dłonie, a do sali wniesiono szklaną kulę wypełnioną białymi, złożonymi na pół karteczkami.
- Biedna ta, którą wylosuje. - szepnęła mi do ucha Quirina, na co ja kiwnęłam głową.

Nadzorczyni dokładnie wymieszała wszystkie karteczki w pojemniku i wylosowała jedną.
Otworzyła ją i przeczytała nazwisko...
- Samanta Mejson!
Zamarłam! Samanta Mejson, to przecież ja! Nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy raczej siąść i płakać. Wystąpiłam z szeregu.
Kobieta podeszła do mnie i powiedziała, że zaczynam od rana, i że od tej chwili, jestem na każde skinienie księżniczki.

































**************************
WITOJCIESZ!
Mam nadzieje, że się podobało :)
Wena powoli do mnie wraca, a wszystko dzięki AngelWriterXD.

Po każdym twoim rozdziale dostaje mega kopa do pisania :)
DZIĘKUJĘ!

Z pozoru normalna ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz