45. Ostatnia walka cz. 2

1.4K 175 53
                                    

********************************
Wow!
Nie wyrabiam się z pisaniem.
Nie sądziłam, że wbijecie 20 komów jeszcze tego samego dnia! Teraz jest ich 32 więc macie rozdział!

Zachęcam do przeczytania przy piosence (⬆) pisałam przy niej rozdział i ona + końcówka (walić początek zwłaszcza KOŃCÓWKA) = łzy gwarantowane 😢
********************************

Zrobiłam to samo na zaskoczonej Margoo. Nie spodziewałam się, że odleci na kilka metrów, w końcu to doświadczona, potężna wiedźma, dlatego nie zdziwiłam się faktem, że udało mi się tylko ją przewrócić.
- Sprytne. - pokiwała głową z uznaniem, podnosząc się z ziemi - Nie dość jednak!

Pstryknęłam palcami, myśląc o bransoletkach dziewcząt. Wysłałam im sygnał do rozstawienia się.

- Więc wreszcie się spotykamy Vanesso Clammers. - powiedziała z pogardą.
- Owszem. Szkoda tylko, że TY nie spotkasz się już z nikim więcej!
- Hahahahaha! - wybuchnęła nagłym, psychopatycznym śmiechem - Naiwne dziecko! Na prawdę myślisz, że jesteś w stanie coś mi zrobić?! Hahaha! Ja dysponuję armią, która zmiecie cię w pył! - wyczarowała róg i dmuchnęła w niego z całej siły, dając tym, jak sądzę, sygnał do ataku.

Uśmiechnęłam się pod nosem i po raz kolejny pstryknęłam palcami. Tym razem wysyłając do czarownic sygnał do rzucenia zaklęcia barykady. Już po sekundzie, na jak dotąd ciemnym, nocnym niebie pojawiła się jaskrawa kopuła, blokująca możliwość przedostania się wojska na dziedziniec.

- Zaklęcie barykady. Sprytnie. Nie jest z ciebie taki łatwy przeciwnik, jakim się wydawałaś. Sama też sobie z tobą poradzę.

Na jej rękach zebrała się gęsta, czrna mgła.
- Mamo? - nagle ni stąd ni zowąd odezwała się Evie. Szczerze mówiąc, przez chwilę zapomniałam, że ona też tam była.
- Odejdź, Evie!
- Ale mamo!
- Odejdź!
Evie spojrzała ze strachem na swoją mamę, potem z tym samym wyrazem twarzy na mnie i wzięła nogi za pas, nieświadoma, że kierując się w stronę pomników, pędzi ptosto w moich pomocników.
- A księżniczka, to dokąd się wybiera? - usłyszałam głos mojego... przyjaciela? W każdym razie, był to głos Oskara.

Razem z innymi kironkami utworzyli klatkę z pnączy, która skutecznie uwięziła Evie.
- Wasza Wysokość pozwoli, że się nią zajmiemy. - oświadczył chłopak z udawaną powagą. Szedł w stronę klatki, po drodze, odwrócił się i puścił mi oczko.

- Jestem pod coraz większym wrażeniem. Twoja osobista gwardia. Nie przestajesz mnie zaskakiwać.
- Staram się. - zażartowałam, jednak nie wydaje mi się, żeby był to odpowiedni moment na żarty.
W moich rękach pojawiały się kule jasnego światła, które z zawrotną prędkością wystrzeliwałam w mojego wroga. Ona jednak zadziwiająco sprawnie (jak na jej wiek) je omijała.
- Nie jesteś taka głupia, za jaką cię uważałam. Masz to po rodzicach.
- Rodzicach? - natychmiast zaprzestałam ataku.
- Tak. Oni też nie byli głupi. Wiedzieli, jak się uratować, jednak nie do końca im to wyszło. - zachichotała złowieszczo.
- To znaczy? - poczułam, jak po moim policzku spłynęła jedna, samotna łza.
- Doskonale wiedzieli, czego chcę, dlatego całą swoją moc przekazali tobie.
- Mnie?
- Tak. Byłaś noworodkiem. Wiedzieli, że jeżeli przekażą ci całą swoją moc, nie zdobędę klucza, przez jeszcze conajmniej piętnaście lat.

Margoo wykorzystała moment, w którym przestałam ją atakować. Zaraz zebrała kulę energii i cisnęła nią we mnie. Zanim jednak dotarła, usłyszałam:
- Co tak stoisz?!
Osobą, która wybiła mnie z tego dziwnego transu była moja kochana przyjaciółka. Właśnie dotarła na dziedziniec z plecakiem na plecach i Księgą Cieni pod pachą.

Z pozoru normalna ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz