#23 Kocha

401 39 6
                                    

Jak tu zimno! Obudził mnie właściwie chłód. Zaczęłam krzyczeć z łóżka:
-Lars idioto, zamknij okna!
Chłopak coś odkrzyczał, ale nie zrozumiałam, bo się lekko seplenił. Teraz ciągle będzie wietrzył korytarz i pokój. Sama skazałam się na wieczne zimno. Po piętnastu minutach Lars wpadł do mojego pokoju:
-Chodź na śniadanie!
-Nie umiesz zapukać zanim wejdziesz?!
-Może to u nas rodzinne?
-Nie jesteśmy rodziną.
Co on sobie wyobraża. Jak w ogóle mógł tak powiedzieć, jak mogło mu przyjść to na myśl?
-Tylko żartuję. Śniadanie jest już na stole, idziesz?
Obróciłam się na drugi bok i zakryłam kołdrą.
-Nigdzie nie idę.
-Mój ojciec jest zły jak wszystkich nie ma na śniadaniu.
-Jak myślisz, ile mnie to obchodzi?
Czego ja się mogłam spodziewać? Kołdra znalazła się na podłodze, a chłopak wziął mnie na ręce i zaniósł do kuchni. Mama i Thomas chyba się ucieszyli, że w miarę dobrze się dogadujemy.
-Co się tak cieszycie?
Mama podeszła pocałowała mnie w czoło.
-Wychodzimy do pracy. Obiad macie w lodówce. Bądź miła dla Larsa.
Burknęłam pod nosem, nie mam ochoty z nim rozmawiać.

___________________________________________________________________

Jak zwykle w telewizji nic ciekawego. Telefon dzwoni, słyszę go, ale nie widzę.
-Lars ! Lars głupku!
-Co chcesz?
-Widziałeś mój telefon?
-Na blacie w kuchni.
Zazdrościłam mu tego, że był zawsze ogarnięty i zorganizowany. Ja niestety byłam roztrzepana, nawet bardzo. Odebrałam telefon z takim pośpiechem, że nawet nie zauważyłam kto dzwoni.
-Halo?
-Niko się obudził!
-Gdzie jesteś?
-W szpitalu, wyszłam na korytarz. Chciałabym jechać na chwilę do domu, zjeść coś i się wykąpać. Możesz podjechać na godzinę?
-Nie ma sprawy za chwilę będę.
Ruszyłam od razu w stronę korytarza. Świetnie, że się obudził. Oby teraz było tylko lepiej. Nie mogę sobie wyobrazić dnia, w którym, by go zabrakło. Straszne wizje.
-Gdzie idziesz?
-Co cię to obchodzi?
-O ile pamiętam, miałaś zostać dziś w domu.
-Czyli źle pamiętasz.
-Powiedz chociaż, dokąd idziesz?
W tym momencie zatrzasnęłam drzwi. Nie mam czasu na zbędne rozmowy. Pojechałam autobusem, nie mam pieniędzy na kolejną taksówkę. Po krótkiej jeździe i spacerze byłam w szpitalu. Weszłam do sali w której leżał Niko. Chłopak rozmawiał z Merc. Obydwoje uśmiechali się nie zważając na ogromny ból. Dziewczyna spojrzała na mnie.
-O! Już jesteś, więc ja idę. Niedługo wrócę.
Rzuciła jeszcze miły uśmiech w stronę chłopaka i znikła za drzwiami. Ja od razu podeszłam i przytuliłam go. Usiadłam naprzeciwko i starałam się zacząć rozmowę.
-Jak się czujesz?
-Bywało lepiej.
Niko nigdy się nie żalił. Nie mówił głośno co go boli. Siedzieliśmy i po raz pierwszy było bardzo niezręcznie, a cisza z każdą minutą narastała. Zagłuszył ją głos chłopaka
-Ja muszę ci coś powiedzieć.
-Odpoczywaj, powiesz jak będziesz się lepiej czuł.
-To jest naprawdę ważne.
-Więc zmieniam się w słuch.
-Nie wiem jak to powiedzieć. Morti, ja cię kocham.

Ciemne zakamarki duszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz