#25 Tylko nie on

407 42 9
                                    

-O co ci chodzi?
-Nie udawaj głupiej. Prosiłam cię, żebyś z nim została chwile, a ty co?
-Ty nic nie rozumiesz..
-To ty nic nie rozumiesz. Zostawiłaś go i wiesz co? On umarł, umierał w samotności i to tylko twoja wina!
Nie mogłam wydusić z siebie najmniejszego dźwięku. Nie sądziłam, że może go spotkać coś takiego. Niko był przecież dobrym człowiekiem, to takie niesprawiedliwe. Dlaczego on, a nie jakiś seryjmy zabójca, któremu i tak wszyscy życzą śmierci? Nie zdążyłam się nawet z nim pożegnać.. Gdybym tylko wiedziała, nie zostawiłabym go, ale skąd miałam wiedzieć? Przyszło to przecież zupełnie niespodziewanie. W słuchawce dalej słyszałam zapłakany głos przyjaciółki.
-Nic mi nie odpowiesz?
Dalej milcze, łzy napływają mi do oczu. Zaraz się chyba rozpłaczę. Merc zakończyła połączenie, a ja stałam i ciągle trzymałam telefon przy uchu. Oli i Ruby patrzą na mnie z niemałym zdziwieniem. Któreś z nich zada za chwile pytanie, czuję to. Pojedyńcza łza spadła na mój policzek. Schowałam telefon do kieszeni i zdołałam tylko wybełkotać:
-Pójdę już do domu.
Pobiegłam w stronę drzwi wyjściowych. Nie znam drogi do domu, trudno zdam się na instynkt. Zdążyłam dopiero wybiec z bloku, poczułam jak ktoś szarpie mnie za ramię.
-Co się stało?
Zupełnie tak jak się spodziewałam- Oliver.
-Nic!
-Nie kłam przecież widzę.
-Mówię ci, że nic!
-Mortishia!
Chłopak po wykrzyczeniu mojego imienia, złapał mnie za nadgarstki i mocno przyciągnął w swoją stronę.
-Puść mnie!
Krzyczałam jednocześnie płacząc. Starałam się wyrwać, ale po chwili ogarnął mnie przeraźliwy smutek. Zamiast wyszarpywać się, mocno wtuliłam się w chłopaka, on w odpowiedzi przytulił mnie jeszcze mocniej.
-To moja wina.
-Przestań mówić głupoty.
-Gdybym go nie zostawiła..Mogłabym wezwać pomoc, a tak to umarł sam. Co jeśli to ja go zabiłam?
-Co ty wygadujesz?
-Powiedział mi, że mnie kocha, a ja potraktowałam go tak ozięble. Nie przytuliłam go nawet. To moja wina!
Po tych słowach rozpłakałam się jeszcze bardziej, czułam winę jaką będę musiała nieść na swoich barkach do końca życia. Prawdopodobnie straciłam też najlepszą przyjaciółkę, jaka ja jestem głupia. Pół mojego życia legło w gruzach, tylko i wyłącznie z mojej winy.
-Chodź odwioze cię do domu.
Nie protestowałam, nie miałam siły na to. W mojej głowie trwała wojna. Po trzydziestu minutach byłam już pod domem, całą drogę przepłakałam.
-Wejść z tobą do środka?
-Nie trzeba.
-A może wolisz dziś nocować u mnie?
-Chce być już sama.
-Dobrze. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, dzwoń, nawet w środku nocy.
Pocałował mnie w czółko, a ja udałam się w stronę drzwi wejściowych do mojego domu. Za chwilę zacznie się awantura. Udało mi się trochę uspokoić, nie płakałam już. Oparłam się plecami o ścianę i zdejmowałam niewygodne buty. Po wejściu do salonu starałam się iść prosto do mojego pokoju, niestety na kanapie siedział Thomas. Mama kręciła się po kuchni, ona pierwsza zobaczyła, że jestem i zapytała:
-Gdzie byłaś?
Milczałam i dalej zmierzałam w stronę mojego azylu. Mama dopiero teraz przyjrzała mi się dokładniej.
-Morti co się stało?
-On nie żyje mamo..
-Kto kochanie?
-Niko.
Znów wybuchłam płaczem, moja rozdzicielka pobiegła do mnie i mocno mnie przytuliła.
-Wystarczy mamo, pójdę się już położyć spać.
Z piętra zszedł właśnie Lars, zwabił go prawdopodobnie mój płacz.
-A tej co znowu?
Miałam go już po dziurki w nosie, jego chamskich tekstów i złośliwego zachowania. Złapałam pierwsze co miałam pod ręką i rzuciłam w niego. Okazało się, że dostał w twarz jabłkiem. Na to odezwał się 'wspaniały ojciec'- Thomas.
-Co ty wyprawiasz?! Nie będę tolerować czegoś takiego pod moim dachem.
-Jak już pod nim będziesz to daj znać, bo póki co jesteś u mnie w domu!
Moja mama wtrąciła się i zaczęła mnie bronić, mam ich dość idę do siebie. Położyłam się na łóżku, znowu łzy zaczęły spływać po moich policzkach.

Ciemne zakamarki duszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz