#36 Brat

398 42 6
                                    

Obudził mnie telefon. Myślałam pół nocy przez co w chwili obecnej byłam strasznie niewyspana. Podniosłam telefon, który leżał obok łóżka. Oliver..On chyba nie zrozumiał, że nie chcę go znać. Odebrać czy nie? Trudno, zaryzykuje.

-Halo?

-Nareszcie odebrałaś, martwiłem się. Byłem u ciebie w domu, ale twoja mama powiedziała mi, że już tam nie mieszkasz. Nie chciała powiedzieć gdzie teraz jesteś. To z mojego powodu?

-Oczywiście, że nie.

-Tęsknie za tobą, powiedz, gdzie jesteś?

-Nigdy się nie dowiesz.

-Ja wiem, że robiłem źle, ale ja coś zrozumiałem.

-Tak jak za ostatnim razem?

-Zmieniłem się, zrozumiałem. Ja Cię kocham!

Rozłączyłam się. On mnie kocha? Pierwszy raz mi to powiedział, ale nie mogę mu odpuścić, nie po tym wszystkim. Odłożyłam telefon, ubrałam się, pomalowałam i zeszłam na dół. Na zegarze wiszącym w korytarzu widniała godzina czternasta. Jak ten czas szybko leci. Babcia jak zwykle krzątała się po kuchni.

-Cześć. Czemu mnie nie obudziłaś?

-Tak słodko spałaś.

-Byłaś u mnie?!

-Tak. Raz w nocy, a drugi raz rano. Zawsze jesteś taka słodka jak śpisz.

Uśmiechnęłam się, a babcia podała mi talerz zupy. Podczas jedzenia myślałam co mogę dziś robić. Wiem! Odłożyłam talerz do zlewu.

-Babciu wychodzę.

Starsza kobieta spojrzała się w moją stronę.

-Gdzie?

-Do Agnes.

Uśmiechnęła się.

-Cieszę się, że masz tu jakiś znajomych. Okolica jest ogółem bardzo odludna, więc wiesz. O której będziesz?

-Na kolację powinnam być.

-A trafisz sama?

-Jestem już duża dziewczynką.

-Wiem, ale dla mnie zawsze będziesz moją małą Morti.

Miło mi było to usłyszeć. Ruszyłam w drogę. Po dwudziestu minutach marszu byłam już pod tym strasznym domem. Po drodze spotkałam nawet samochód. Ktoś tu żyje! Pukałam ogromną kołatką, która wydawała straszny dźwięk. Drzwi otworzyła mi nowa znajoma.

-O! Co ty tu robisz?

-Nudziło mi się, mogę wejść?

-Jasne. Mi też się tragicznie nudzi.

Weszłam do korytarza, zdjęłam buty i za blondynką udałyśmy się do jej pokoju. Po drodze nikogo nie spotkałam.

-Gdzie wszyscy?

-Babcia i Clara pojechały do miasta na zakupy, a brat wałęsa się za domem.

-Masz brata?

-A co?

Dziewczyna uśmiechnęła się dwuznacznie. Po co ja pytałam?

-Nie spotkałaś go jeszcze?

-No nie..

Agnes złapała mnie za rękę i zaciągnęła w stronę frontowego wyjścia. W domu panował półmrok, pomimo dnia. Takie nagłe spotkanie z dużą ilością światła spowodowało, że przez pierwsze pięć minut nic nie widziałam. Pierwszy raz słyszałam, żeby tak słodka istota mogła tak głośno krzyczeć.

-Diego! Chyba nie słyszy. Diego chodź tu!!

Moje uszy płaczą. Gdy mój wzrok przyzwyczaił się do światła dziennego, dostrzegłam w oddali wysokiego chłopaka. Po chwili stał już przy mnie. Wysoki blondyn, o dużych niebieskich oczach. Każdej lasce ugięłyby się już nogi, ja machnęłam ręką. Nie mój typ. Agnes zaczęła rozmowę.

-Nareszcie. To jest Morti, chciała cię poznać.

Chłopak podał mi rękę.

-Cześć jestem Diego.

-Mortishia.

Blondynka była dość chaotyczna. Szarpnęła mnie za rękę i wyszeptała "wracamy". Po wejściu do domu nie szłyśmy już na górę. Usiadłyśmy w salonie i piłyśmy zimny sok.

-Chyba się mu spodobałaś.

Przez to wyplułam sok na podłogę, zupełnie tak jak w filmach. Niestety poplułam sobie całe spodenki.

-Komu?

-Brałaś coś? Mojemu bratu, a komu?

-Nie sądzę.

Znów zamyśliłam się o tajemniczym pokoju.

-Halo ziemia?!

-Przepraszam zamyśliłam się.

-O kim?

Czemu to zawsze musi być ktoś?

-O nikim. Tylko, jak mam to powiedzieć, żeby nie wyjść na świra.

Agnes zaczęła robić głupie miny.

-Nie przejmuj się co, by się nie stało jesteśmy normalne.

Co za człowiek. Jak mam być poważna przy niej?

-U mnie w domu, jest taki pokój, zawsze zamknięty.

-A wiesz co? Ja nigdy nie byłam na strychu.

-Nie pomagasz.

-Już tak.

Blondynka wstała i złapała za pęk kluczy, który schowany był w szafce przy drzwiach. Następnie udała się w kierunku schodów. Machnęła ręką w moją stronę na znak, że mam iść za nią. Co ona kombinuje? Znalazłyśmy się przed schodami prowadzącymi na strych. Agnes weszła na schody i po kolei wkładała klucze do zamka.

-Na serio chcesz tam wejść?

-Nigdy mnie nie interesowało co tam jest, ale przez ciebie zaczęło.

-Więc jeżeli umrzemy za tymi drzwiami, to moja wina?

-No..tak!

Dziewczyna nareszcie znalazła pasujący klucz. Drzwi otworzyły się z hałasem.

-Gotowa?

Kiwnęłam głową. Agnes weszła pierwsza, niech te ukryte potwory zjedzą ją pierwszą. W pomieszczeniu panowała całkowita ciemność. Po omacku próbowałam znaleźć włącznik światła. Na próżno. Agnes odsłoniła czarne, stare zasłony z okna. Był bardzo słoneczny dzień, więc to posłużyło za wystarczające źródło światła. Dziewczyna niczego nie mogła przemilczeć, zawsze mówiła to co myśli, tak było i teraz.

-Co to ma być?!

Ciemne zakamarki duszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz