#55 Adopcja

325 45 14
                                    

Leżąc w łóżku ogarnęło mnie dziwne uczucie. Czułam wewnątrz siebie pustkę, której nijak nie mogłam zapełnić. Ciekawe jak to by było znać swoją mamę, a ściślej mówiąc rodzicielkę. Mama opiekowała się mną przez wiele lat, ale nie jest kobietą, która mnie urodziła. Bardzo chętnie poznałabym moją rodzicielkę. Napewno jest taka możliwość, wystarczy że pojadę w kilka miejsc i zapytam parę osób. Za oknem już chyba świtało, złapałam za telefon i wykręciła numer do mamy. Doprawdy cały czas nie wiem dlaczego tak ją nazywam. O tej porze powinna już zbierać się do pracy, albo wzięła urlop, aby jechać na wakacje ze swoją nową rodziną. Po dwóch sygnałach myślałam, że serio pojechała na wakacje, ale myliłam się. 

-Halo?

-Cześć, to ja.

-Nie poznałam twojego głosu, co u Ciebie słychać? Jak się czujesz?

Śmieszne, że zaczyna ją to interesować, gdy to ja do niej dzwonię. Chyba za nią tęsknie..

-Nie teraz mamo. Mam do Ciebie bardzo ważne pytanie.

Starałam się mówić, aby głos mi nie drżał.

-A więc słucham.

Moje myśli wirowały, a ja miałam ochotę się rozłączyć, ale jeśli nie zapytam teraz to kiedy? Nie mogę wiecznie tchórzyć i uciekać przed problemami. Ile tak można?

-Zapytam wprost, z którego sierocińca mnie zabrałaś?

Brzmiało to głupio, nawet bardzo, ale nie mogłam znaleźć spontanicznie, innych słów, które określiłyby to równie dobrze.

-A dlaczego pytasz?

To pytanie było akurat głupie. Jest kobieta przecież nie może się domyślić?

-Chcę poznać biologicznych rodziców.

Miałam tylko nadzieję, że mama nie będzie utrudniać i po prostu poda mi adres budynku.

-Słuchaj żabko, to nie takie proste.

-Owszem to jest bardzo proste. Chcę ich poznać! Nie masz pojęcia co czuje. Ty mnie olałaś bez większych problemów, bo mnie nie urodziłaś. Może moja biologiczna matka też mnie szuka? Może za mną tęskni?

Po drugiej stronie słuchawki zapadła dłuższa cisza.

-Gdyby Cię kochała to, by Cię nie oddała.

Dlaczego ona to robi? Już dosyć wycierpiałam z jej powodu.

-Skąd wiesz? Może miała ciężką sytuację i nie potrafiła zapewnić mi przyzwoitych warunków. Chcę ją poznać i zrobię to niezależnie czy mi pomożesz czy nie.

Znów ta krępująca cisza, która z każdym ułamkiem sekundy narastała.

-Powiem Ci gdzie to jest.

Świetnie, ktoś zgodził się współpracować.

-To mów.

-Nie przez telefon. Przyjedź do nas na śniadanie.

Nie ma mowy! Moja noga tam nie postanie, już nie jestem członkiem tej rodziny, tworze nową rodzinę, jednoosobową.

-Nie wiem czy to dobry pomysł. 

-Przez telefon tego nie zrobię.

Mama chyba również podjęła decyzję. Niestety jest tak uparta jak ja, może nawet bardziej.

-Będę za godzinę, ale nie przyjadę sama. 

-A z kim?

W jej głosie słychać było lekkie zdziwienie, jakby było coś dziwnego w tym, że ktoś mnie kocha.

-Z Oliverem.

-Nie ma sprawy! To do zobaczenia

Odburknęłam coś w odpowiedzi i zaczęłam budzić chłopaka, żeby zaczął się szykować. 

~*~

Siedzimy w samochodzie pod moim (byłym) rodzinnym domem. Cały czas nie jestem pewna czy, aby napewno chcę tam wejść. Oliver pogłaskał mnie po policzku i wyszeptał.

-Jeżeli nie chcesz, nie musisz tam iść. Poradzimy sobie świetnie sami.

Spojrzał mi głęboko w oczy w taki sposób jakby chciał sprawdzić czy nie kłamie.

-Idziemy.

Otworzyłam drzwiczki samochodu i znalazłam się na chodniku. Jeden krok, drugi, trzeci i w taki sposób znalazłam się pod drzwiami. Teraz nie ma już odwrotu. Zadzwoniłam dzwonkiem, a po chwili drzwi uchyliły się, a za nimi ustała mama. 

-Witajcie! Wchodźcie do środka.

Usiedliśmy z Oliverem przy kuchennym stole. W sumie nic się tu prawie nie zmieniło, po za tym że na meblach widniały głównie zdjęcia nowej rodziny. No nie powiem zrobiło mi się trochę przykro, może nawet bardziej niż trochę. Mama podała nam kubki z herbatą. Podała mi również kartkę z adresem sierocińca. Gdy wzięłam mały skrawek papieru poczułam jak ciężar spada mi z serca. Mogłam odetchnąć chociaż wiedziałam, że to dopiero początek mojej, długiej 'walki'. Przez resztę czasu plotkowaliśmy w trójkę o niczym istotnym. Czułam się lepiej gdy Oli był przy mnie. Jednakże jedna sprawa nie dawała mi spokoju, a mianowicie gdzie reszta domowników? W oddali dało się usłyszeć skrzypienie schodów, chyba wywołałam wilka z lasu, a w tym wypadku barana. Usłyszałam znienawidzony głos Larsa.

-A co ty tu robisz? Przyszłaś błagać, żebyśmy znów przyjęli Cię pod nasz dach?

Nie miałam dziś ochoty na kłótnie. Po za tym to, co powiedział bardzo dotknęło mojego na wpół umarłego serca. Teraz to ich dom, już nie mój. Ku mojemu zaskoczeniu cichy, zwykle Oliver podniósł znacząco ton głosu.

-Przeproś ją natychmiast.

Lars tylko parsknął śmiechem.

-Daj spokój. Wyglądasz na spoko kolesia, a Mortishia to całkowite zero.

Byłam zszokowana! Nie słowami tego barana lecz tym co zrobił brunet. Po tych słowach poderwał się natychmiast z miejsca i rzucił się na Larsa. Nie byłam zła lecz zadowolona, to chyba było akurat dziwne? Niestety w moim przypadku całkowicie normalne. Oliver wymierzył blondynowi dwa mocne ciosy w twarz, a następnie odepchnął go w głąb salonu. Spojrzał się po całym wydarzeniu na moją mame i na mnie. Poprawił koszulkę i wbił wzrok we mnie.

-Bardzo przepraszam za powstały bałagan. My już wychodzimy. Dowidzenia!

Śmieszne było to, że nie przeprosił za pobicie Larsa, a za bałagan, który narobił przy tym. Złapał mnie za nadgarstki i pociągnął w stronę drzwi wyjściowych.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Z góry przepraszam za to, że długo nie wstawiałam nowych rozdziałów, ale po prostu nie miałam czasu 😖😖😖
Teraz nadszedł wreszcie upragniony czas wakacji, więc będę publikować 'coś' częściej 😂
Przepraszam również za błędy, ale pisałam z telefonu 😝

Ciemne zakamarki duszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz