#56 Adres

327 40 5
                                    

Wybiegliśmy z mojego (byłego) domu jak poparzeni! Gdy wsiedliśmy do samochodu, spojrzałam na chłopaka z lekkim przerażeniem.

-Co ty do cholery zrobiłeś?

Brunet rzucił okiem w moją stronę i odpowiedział jak gdyby nigdy nic.

-O co Ci chodzi?

No tak, bo przecież ja się ciągle czepiam.

-Nie no masz rację, o nic.

Ścisnęłam mocniej kartkę papieru, którą trzymałam w dłoni. Oparłam głowę o szybę i myślałam czy aby napewno chce poznać moich biologicznych rodziców. Chłopak chyba zauważył, że umilkłam i lekko posmutniałam.

-Chcesz jechać tam teraz?

Podniosłam głowę i podałam kartkę Oliverowi. Niech sam zadecyduje czy jedziemy pod podany adres czy wracamy do domu. On natomiast rozwinął pogięty kawałek papieru, uśmiechnął się i przekręcił kluczyki w stacyjce.

-Tyle już wycierpiałaś kwiatuszku, że powinnaś ich poznać.

Nabrałam powietrze w płuca i powoli je wypuściłam.

-Nie wiem czy chce.

Brunet złapał mnie za rękę, cieszę się, że w takich chwilach ktoś przy mnie jest. Dopada mnie strach na myśl, że znów mogłabym być samotna. Niby to uczucie stało się już częścią mnie, ale przez czas spędzany z Olim stało się tak bardzo odległe. Zamknęłam oczy i myślałam o tym jaka jest moja prawdziwa mama, jak wygląda, co lubi czego nie. Nawet nie spostrzegłam, kiedy zajechaliśmy pod sierociniec. Musieliśmy jechać przez dłuższy czas, ponieważ gdy otworzyłam oczy kompletnie nie poznawałam okolicy.

-Jesteśmy na miejscu.

Patrzyłam na niego błagalnym wzrokiem, teraz nie byłam pewna czy chce tam iść i rozgrzebywać przeszłość. Oliver próbował podnieść mnie na duchu.

-Nie musisz tam iść, ale jeśli chcesz wejdę z tobą. Nie zostawię Cię.

Otworzyłam drzwi i wysiadłam z auta. Pokierowałam się w stronę drzwi wejściowych nad którymi wisiał wielki szyld, a na nim napis "Sierociniec". Za sobą słyszałam tylko krzyki chłopaka.

-Poczekaj za mną!

Na ganku siedziało kilka dziewczynek, które bawiły się lalkami. Na oko miały po sześć, może siedem lat. Gdy przekraczałam próg wszystkie spojrzały się na mnie równocześnie. Marzą pewnie o normalnym domu, a ja swój porzuciłam, ale byłam tam piątym kołem. Teraz to nieważne zresztą, jestem tu w innym celu. Po przekroczeniu drzwi znalazłam się w wielkim korytarzu i nie bardzo wiedziałam gdzie iść dalej. Nagle cieniutki głosik za mną zadał pytanie.

-Pomóc pani?

Obejrzałam się i zobaczyłam jedną z dziewczynek, które siedziały na ganku. Miała długie czarne włosy do pasa i wielkie błękitne oczy. Jej cera koloru kredy z całą resztą tworzyła wizerunek anioła! Na sam jej widok uśmiechnęłam się.

-Wiesz może gdzie jest ktoś dorosły?

Oczy dziewczynki rozbłysły, złapała mnie za rękę i pociągnęła w głąb domu.

-Pokażę pani.

Wszędzie wisiały dziecięce rysunki, a na podłodze leżały zabawki. Już na pierwszy rzut oka widać było, że jest tu pełno dzieci. Przeszłyśmy jeszcze dwa pokoje i stanęłyśmy przed drewnianym drzwiami z żaluzjami na szybie. Dziewczynka puściła moją rękę.

-To tutaj.

Posłałam jej miły uśmiech w podzięce. Zanim zdążyłam zapukać do drzwi, dziewczynki już nie było, a z pomieszczenia dało się usłyszeć pozwolenie na wejście. Niepewnie weszłam do środka. Naprzeciwko mnie siedziała kobieta w średnim wieku. Miała ciemne włosy upięte w ciasnego koka. Ubrana była w garsonkę. Przed nią na biurku leżała sterta papierów. Zwróciła się do mnie pierwsza.

Ciemne zakamarki duszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz