Rozdział 3

12.8K 395 88
                                        

Gdy mój pierwszy dzień w pracy dobiegł końca ruszyłam do samochodu. Musiałam zrobić zakupy, ale najpierw powinnam znaleźć jakiś sklep. Nie znam miasta, więc jadę na chybił trafił.

Po 5 minutach znalazłam się pod dużym sklepem. Mają tu spory parking, więc  z łatwością odnajduję miejsce. Muszę wziąć duży wózek w końcu mam całą lodówkę do zapełnienia.

Wchodzę do środka przygotowana na duże zakupy. Pierwszy jest dział z nabiałem. Biorę mleko, masło, ser i jakieś jogurty. Potem krążę po całym sklepie.

Gdy mój koszyk jest wypełniony wszelkimi rodzajami żywności udaję się na dział alkoholowy, wino jest dla mnie niezbędnym elementem w mieszkaniu.

Podchodzę do półki z winami i staram się wziąć Martini z górnej półki. Mój kochany wzrost mi na to nie pozwala, więc muszę wyglądać komicznie próbując dosięgnąć alkoholu. Podskakuję jak głupia, ale tylko siebie pogrążam, już mam zrezygnować, ale nagle ktoś za mną staje i ściąga butelkę . Odwracam się i widzę Harry'ego.

-Proszę- wręcza mi butelkę z nieodgadnietym wyrazem twarzy.

-Dziękuję- odpowiadam ściszonym głosem, bo jestem juz trochę zmęczona i zaskoczona, że spotykam tego człowieka już drugi raz jednego dnia. Wkładam butelkę do koszyka i udaję się w stronę kasy.

-Co to za okazja ?- mężczyzna pyta patrząc na mój pełny koszyk. Chyba chce podtrzymać rozmowę, co mnie zaskakuje.

-Robię zakupy do domu, dopiero wczoraj się wprowadziłam i w mojej lodówce wieje pustką- staram się wymusić jakiś uśmiech.

Spoglądam na jego mały koszyk w którym widać makaron, sos do spaghetti, również wino i prezerwatywy. Co za romantyk.

-Widzę, że za to u ciebie zapowiada się ciekawie- mówiąc to od razu spalam buraka. Mogłam sobie odpuścić ten komentarz. Nie wiem czemu, ale od zawsze takie rzeczy mnie peszą.

-Wygląda na to, że tak- odpowiada ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Ma urocze dołeczki w policzkach.

Gość mi sugeruje, że będzie się pieprzył a ja myślę o jego uśmiechu. Co jest ze mną nie tak?

Widziąc moje speszenie zmienia temat. -To jak ci się podoba w nowej pracy?- rzuca pytaniem w moją stronę, biorąc z półki gumy do żucia.

-Jest w porządku, na początku jak zobaczyłam gwar w holu to się przeraziłam, że wszyscy są tacy zabiegani...

-A to wszystko przez windę, która ciągle się psuje- dokończył za mnie uśmiechając się , tym samym ukazując proste, śnieżno białe zęby. Jak ja uwielbiam proste zęby, bardzo zwracam na to uwagę.

-A ty? Czym się tam zajmujesz poza zanoszeniem kartek do biura?- spytałam uświadamiając sobie, że praktycznie nic o nim nie wiem. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale nagle zadzwonił jego telefon. Spojrzał na wyświetlacz i mnie przeprosił odchodząc w drugą stronę.

Zdezorientowana poszłam stanąć do kolejki. Pewnie jego dziewczyna go pospieszała z zakupami. Stając przy kasie wzięłam 3 wielkie siatki , kiedy już w nie zapakowałam zakupy i zapłaciłam kartą, włożyłam ponownie spakowane rzeczy do koszyka, żeby je przetransportować do auta w dość wygodny sposób.

Otworzyłam bagażnik i wpakowałam wszystko do środka. Koszyk oczywiście elegancko odniosłam na miejsce.

Czas wracać do domu , na tą myśl od razu się uśmiechnęłam. To niezdrowo uśmiechać się do powietrza, chociaż w sumie. Gdy weszłam do samochodu stało się coś czego najbardziej się obawiałam. Mój kochany 14 letni demon prędkości nie chciał odpalić.

Wysiadłam i podniosłam maskę udając , że się na wszystkim znam. Wewnątrz mnie rosła panika. Jak ja go przetransportuje do warsztatu a co gorsza jak będę dojeżdżać do pracy.

-Chyba jednak to nie jest twój szczęśliwy dzień. - usłyszałam za sobą zachrypniety głos

-To zależy czy da się to naprawić.- spojrzałam błagalnie w jego stronę , licząc że może jakimś cudem rozwiąże mój problem. Nie przeliczyłam się bo po chwili zaczął się przyglądać mojemu maleństwu .

-Akumulator ci padł, musisz go naładować.- oznajmił po chwili. Po prostu wspaniale, wiem przecież jak to się robi.

- Mogę cię odwieźć do domu i pożyczyć mój prostownik... to taka ładowarka do niego. - wytłumaczył szybko widząc moją zdziwioną minę.

-Myślałam, że ci się spieszy na ciekawy wieczór. - odpowiedziałam zdecydowanie zbyt niemiło, ale nie znam tego faceta i nie mam pewności, że mogę mu zaufać. Może to jakiś gwałciciel, z drugiej strony pracujemy w jednej firmie.

-Plany się zmieniły a ty chyba potrzebujesz pomocy, chyba że lubisz nosić wielkie zakupy przez pół miasta w celu wyrażania swojej niezależności- zaśmiałam się na jego słowa, jednak nie jest taki sztywny. Może praca sprawia, że robi się taki drętwy.

-No dobra to jak robimy, najpierw do... - nie zdążyłam dokończyć bo mnie uprzedził.

-Do ciebie, pomogę ci wnieść zakupy a akumulator wezmę do siebie i ci go jutro w pracy oddam.-powiedział zabierając moje torby z zakupami do swojego samochodu, który stał obok, Range Rover jak męsko.

- Jaką mam pewność , że mi stąd samochodu nie odholują?- spytałam jakby to było moje największe zmartwienie. Powinnam się martwić czy ma czyste intencje.

-Przecież to parking publiczny- odparł spoglądając na mnie jak na idiotkę. Mentalnie biję sobie brawo. To się popisałałam. Gdy zabrał juz akumulator, zamknęłam auto.

Trochę niezręcznie było mi siedzieć obok w jego samochodzie. Jak to jednak jakiś psychopata albo ktoś pokroju Greya, zwiąże mnie krawatem i... Do reszty już mi odwala.

-To gdzie mieszkasz?- spytał po chwili milczenia. No tak przecież mądra ja zapomniała podać adres. Co się ze mną dzieje, jeden facet a ja tak wariuję.

-Adventer Street 17.- powiedziałam patrząc mu w oczy . Uśmiechnął się i odpalił silnik.

Jechaliśmy w ciszy, głupio było mi włączyć radio no bo to jednak nie mój samochód. Harry chyba się domyślił , że mam chęć włączyć muzykę bo nacisnął przycisk i w tle było słychać Hozier - Take me to church.

-Podoba ci się ta piosenka? - spytał gdy zobaczył ze się uśmiechnęłam. Spojrzałam w jego stronę, był skoncentrowany na drodze , oczy miał błyszczące od świateł. Chyba za długo się gapiłam bo zaczął się śmiać.

-Tak - odpowiedziałam lekko speszona. W tym samym czasie podjechał pod mój blok. Okazało się, że mam blisko ze sklepu do mieszkania. Odpiełam pasy i miałam zamiar otworzyć drzwi ale mężczyzna mnie uprzedził. Wziął z bagażnika siatki nie pozwalając mi wziąć ani jednej.

-Kobieto ileś ty tego nabrała? Czuję się jakbym dźwigał kamienie.- zaśmiał się i zaczął machać siatkami. Zaśmiałam się na jego słowa.

-Na szczęście mieszkam tylko na 2 piętrze- powiedziałam szukając kluczy w torebce. Po chwili otworzyłam klatkę i wpuściłam mojego "wybawce".

Wbiegł szybko po schodach zostawiając moje zakupy obok drzwi.

-Dziękuję za pomoc, mam nadzieje, że to rzeczywiście wina akumulatora bo jak nie to będę musiała pierwszą wypłatę przeznaczyć na mechanika- zrobił dziwną minę, ale po chwili się uśmiechnął.

-Jutro zwrócę ci go sprawnego. Do zobaczenia- powiedział i zaczął szybko schodzić do samochodu. Tak jakbym go speszyła mówiąc o wypłacie, albo w sumie nie wiem o czym.

Otworzyłam drzwi i wniosłam zakupy. Kiedy skończyłam je rozpakowywać , zrobiłam sobie jajecznice na kolacje, tak bardzo wykwintne danie, zaśmiałam się w duchu. Po posprzątaniu jedzenia , wzięłam kąpiel i ruszyłam w stronę sypialni, jutro znowu czeka mnie ciekawy dzień i liczę na to, że będzie w nim dużo przystojnego współpracownika.

Chance || H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz