Rozdział 35

6.2K 223 78
                                        

Harry POV.

Minęły dwa tygodnie, kiedy ostatni raz widziałem Rose, była konsekwentna w swoich słowach. Miałem wrażenie, że nasz ostatni raz, był seksem na pożegnanie. Zmieniła tymczasowy hotel, nie odbierała telefonów. Żadnego znaku życia.

Wróciłem do firmy, gdzie miałem dużo pracy, która czasami pozwalała mi zapomnieć o braku obecności dziewczyny. Poza pracą, byłem wrakiem człowieka, nawet Lili wydawała się smutna. Kiedy Rose stąd odeszła poczułem dziwną pustkę. Tyle lat mieszkałem sam i było mi to na rękę. Nikt się nie czepiał, cisza i spokój panowały cały czas.

Z dnia na dzień byłem coraz bardziej wkurzony na siebie. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że to ja jestem temu wszystkiemu winien. Gdybym wcześniej opowiedział o ojcu, gdybym ignorowal Trice, może wciąż by tu była. Cholernie mi jej brakuje, jej słodkiego uśmiechu, tego jak otwiera usta, kiedy się maluję, jej zapachu.

Doceniamy coś, dopiero kiedy to stracimy.

Żałuję, że nie docenialem małych detali. Żałuję, że zachowałem się jak chuj stając po stronie obcej dziewczyny. Z frustracji uderzyłem w ścianę od windy. Była 8 rano, a ja wybierałem się do byłego pomieszczenia , w którym pracowała moja Rosie.

Kiedy znalazłem się w środku, nastała cisza, jak zawsze. Podszedłem do Allie i usiadłem obok.

-Odzywała się do ciebie?- pytam dość cicho. Dziewczyna jest smutna, kręci głową.

-Ostatnio z nią rozmawiałam po imprezie, nawet nie odbiera telefonów. Martwię się o nią, nikogo tu nie ma. Nawet nie wiemy gdzie mieszka.- miała łzy w oczach, jej słowa to czysta prawda. Sprawdziłem wszystkie hotele, nigdzie nie była zarejestrowana. Obiecała, że się odezwie jak wszystko na spokojnie przemysli, ale kurwa ile jeszcze ?

-Tez się o nią martwię, zjebalem po całości .- zasłonilem twarz dłońmi.

-Nie byłam lepsza.- Allie ociera łzy, widzę, że jest załamana. Każde z nas ją zawiodło. Mam ochotę przywalic sobie w twarz.

-Przepraszam , panie Styles.- Charles szturchnął mnie w ramię. Posłałem mu zdziwione spojrzenie.

-Robimy z Patty przyjęcie zaręczynowe. Jesteście z Rose zaproszeni. Nie mogłem się do niej dodzwonić.- podaje mi kopertę. Nawet od niego nie odbiera? Kiwam głową, ale on chyba oczekuje wyjaśnień.

-Wyjechała do rodziny.- kłamie i wracam do gabinetu.

Kiedy jestem juz w środku dzwonie do Lou.

-Znajdź mi ją kurwa, bo zaraz zwariuje.- przechodzę od razu do sedna. Za długo nie daje znaku życia.

-Przecież chciała przerwy, a ty się na to zgodziłes bądź cierpliwy.- wkurza mnie tym jeszcze bardziej.

-Nie rozumiesz, że ona z nikim nie rozmawia, nawet z Allie i kolegą z biura, martwię się.

-Stary to jest ostatni raz, kiedy coś takiego dla ciebie robię, tym razem nie spierdol tego.- wiem, że mówi serio, jego głos jest poważny, co rzadko się zdarza, poza pracą.

-Nie mam pojęcia jak to naprawić.- przeczesuje włosy ręka. Louis głośno wzdycha.

-Pokaż jej, że naprawdę ją kochasz, że ci zależy i traktujesz to POWAŻNIE- kładzie nacisk na ostatnie słowo.

Dostaję oświecenia i kończę rozmowę z przyjacielem. Postanawiam zrobić sobie wolne. Idę na parking w głowie mając mój szalony plan. Albo odniosę wielki sukces, albo poniose największą porażkę mojego życia.

Chance || H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz