Rozdział 25

9.6K 258 21
                                    

*u góry zdjęcie Rose w LA

-Zgodziła się !!!- Charles oznajmił mi przez telefon, akurat pakowałam się do LA. Był piątek a ja miałam wolne, dzisiaj mieliśmy lot o 19. Uśmiechnęłam się szeroko, entuzjazm w jego głosie był wyczuwalny na kilometr.

-To wspaniale, teraz tylko z górki.- słyszę jego chichot.

-Rose wiszę ci za to dobre wino, dzięki tobie zebrałem się na odwagę.- robi mi się miło na jego słowa. Cieszę się jego szczęściem, widać, że ta kobieta zmienia go na lepsze. Nie jest już takim gburem i chodzi wyluzowany.

-Jak wrócę to uczcimy wasze zaręczyny.- pakowałam strój kąpielowy, chyba znajdzie się czas na przyjemności.

-Robimy przyjęcie zaręczynowe, jesteś zaproszona z Harrym, to takie dziwne, że on też będzie. Mi to nie przeszkadza, że jesteście razem, liczy się szczęście, ale wciąż nie wyobrażam go sobie na luzie. Przy tobie staje się całkiem inną osobą, lepszą.- mówi, a ja uśmiecham się szeroko, to miłe, że nie zmienił do mnie nastawienia.

-O wilku mowa.- Harry wszedł do pokoju i przyglądał mi się.

-Dobra Rosie to nie przeszkadzam, trzymaj się.- mężczyzna usiadł obok mnie i zaczął całować po szyi.

-Ty też się trzymaj, pozdrów Pattie. Papa.- rozłączam się z uśmiechem na twarzy. Przez Hazze nie mogę się skoncentrować na pakowaniu. Wiem doskonale czemu to robi.

-Kochanie nie zmienię zdania.- oznajmiam mu, na co on przytula mnie do swojego torsu.

-Skarbie nie rozumiem dlaczego chcesz się z nim spotkać, przecież cię skrzywdził.- wzdycha i opiera brodę o moje ramię. Nie podobał mu się pomysł odwiedzenia Liama, ale ja musiałam z nim porozmawiać, wiem, że po tym poczuje się lepiej. Odwracam twarz w jego stronę i widzę zasmucona minę.

-Harry proszę odpuść, to moja decyzja.- kręci głową. Jestem w szoku, że nie jest zły, spodziewałam się awantury.

-Ale i tak pójdę tam z tobą, nie próbuj dyskutować.- dodaje kiedy widzi, że otwieram usta. Odpuszczam, myślę, że dla niego to też nie jest łatwe.

-Dużo masz tam pracy?- zmieniam temat. Nie chcę, aby zrobiła się nieprzyjemna atmosfera. Harry się odsuwa i wstaje.

-Zależy.- posyła chytry uśmieszek. A ja uświadamiam sobie, że jego myśli zeszły na zboczony tor.

-Od czego?- spoglądam na niego z dołu, jest rozbawiony.

-Jak leży.- boże zaraz go pacne.

-Co?- pytam i gubię się w tej rozmowie.

-Ty.-wybucham śmiechem na jego grę słowną. Krzyżuje ręce i patrzy na mnie z nieodgadnietym wyrazem twarzy. Lili wbiega do pokoju i skacze na łóżko. Uwielbiam ją, zostanie na tydzień u jakiegoś przyjaciela Harry'ego. Z tego co pamiętam to nazywa się Louis, nie miałam okazji go poznać, zresztą jak wielu innych znajomych mężczyzny. To sprawia, że uśmiech znika mi z twarzy. Czemu mnie z nimi nie zapoznał? Wstydzi się mnie? Kręcę głową na te myśl.

-Co jest? Posmutniałaś.- zauważa moją zmianę nastroju. Nie chcę mówić o moich przemyśleniach. Wzruszam ramionami.

-Zanosimy walizki?- pytam, jest już 16 a musimy pojechać do ośrodka odwykowego. Chcę mieć to za sobą i nie zadręczać się myślami na wyjeździe. Kiwa głową i chwyta moje torby, mruczy coś pod nosem, że kobiety to zmienne istoty.

Głaskam smutną Lili po pyszczku, ona przeczuwa, że wyjeżdżamy, od wczoraj chodzi zagubiona. Harry twierdzi, że jestem bardziej uczuciowa wobec zwierząt niż ludzi. Nawiązuje do tego, że bardziej rozczulam się nad Lili niż nad nim. Wstaję i biorę torebkę, która służy mi również za bagaż podręczny w samolocie.

Chance || H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz