2: Definicja sztuki.

4.5K 420 206
                                    

       Frank czuł się zupełnie zażenowany z powodu tego, co zrobił. Za każdym razem, gdy wracał do wydarzenia sprzed tygodnia, jego policzki przybierały szkarłatny odcień, a w oczach pojawiała się ekspresja goryczy, to też zmarnowanej szansy. Frank wielokrotnie analizował moment, w którym ich spojrzenia się spotkały oraz złość emanującą od Gerarda. Uważał, że gdyby tylko nie odwrócił wzroku, a uśmiechnąłby się — wszystko inaczej by teraz wyglądało. Gerard nie wywróciłby oczami, wypowiadając głośno przekleństwa i nie zjadłby całego opakowania ciastek w mniej niż trzy minuty. Również Alex nie zauważyłby tego, jak artystyczny emo-dzieciak obraża jego chłopaka, przez co nie zostałby uderzony w twarz. I Frank odczuwał ogromne poczucie winy. Chociaż Gerard zamaskował fioletowe ślady formujące się na jego policzku —  on wiedział i żałował, ze do tego dopuścił, lecz co innego mógł zrobić? Przeprosiny nie wchodziły w grę w jego rzeczywistości.

       Frank miał dziś wyjątkowo zły humor. Alex był cały poranek uciążliwy i jedyne, co chciał robić, to przytulać się oraz szeptać słodkie komplementy wprost do uszu swego chłopaka. Przez Mikey'ego i Ray'a wpakował się w kłopoty podczas angielskiego. Vic i Kellin zamęczali go swoimi wykładami na temat równowagi w związku, gdy¿ natrafili na jaki artyku³ w gazetce zakupionej przez matkê pierwszego, co oczywiście było spowodowane wybuchem chłopaka. Frank miał gdzieś to, że mógł kogoś zawieść, czy nie spełniać ich wymogów. Nie zamierzał mówić, jak to kocha swojego chłopaka, ponieważ to kompletny absurd. Nie musiał mieć do kogoś uczuć, aby go pieprzyć. Frank rozważał nawet, aby znaleźć swojej drugiej połówce jakieś zajęcie. Nie miałby nic przeciwko, gdyby zaczął sypiać z Jackiem. Oczywiście, miał nadzieję, że to on będzie wkładać. Frank Iero nie zamierzał dzielić odbytu drugiego faceta z nikim innym.

       Chłopak postanowił ominąć algebrę. Może miało to coś wspólnego z faktem, iż pała³ szczerą nienawiścią do swojej nauczycielki, która niejednokrotnie wysyłała go na dywanik do dyrektora oraz oczywistym: Frank był absolutnie głupi. Pewnie, umiał analizować wiersze, znał dwa obce języki, a geografia była jego konikiem, lecz to się nie liczyło w liceum. Istniała masa innych przedmiotów, z którymi sobie nie radził, ale nie zamierzał tego zmieniać. Nienawidził marnować czasu na coś, co nie miało mu się przydać w przyszłości. Czasami zastanawiał się, dlaczego jeszcze nie rzucił szkoły w cholerę i nie przeprowadził się do Meksyku, gdzie w wolnym czasie miałby popijać mojito i grać na gitarze.

       Frank opierał się o mur szkolnego budynku. Stał odwrócony w stronę boiska, ilustrując wszystko wzrokiem. Wdychał nikotynę, trzymając papierosa pomiędzy swoimi wargami. Nigdzie mu się nie śpieszyło. Powoli wydmuchiwał dym i zastępował go nową porcją. Chłopak opatulił dokładniej swoje ciało kurtką, po czym schował wolną dłoń do kieszeni. Było zdecydowanie za zimno jak na jego gusta. Z oddali mógł ujrzeć żółć trawy przy boisku, czy też czerwień spadających liści. Niebo nie miało już odcienia szlachetnego błękitu. Teraz było białe, najczęściej przykryte szarymi, ponurymi chmurami. Brunet nie cierpiał faktu, że już niedługo będzie zamarzać. Wszystko byłoby prostsze, gdyby był nastolatkiem uzależnionym od papierosów na Florydzie czy też w Kalifornii.

       Frank beztrosko zapełniał swoje płuca szkodliwymi substancjami, gdy usłyszał czyjeś kroki. Jeszcze długo nie spojrzał w stronę, z której dobiegał hałas. Do jego uszu dotarł dźwięk zapalniczki oraz westchnięcia. W momencie, gdy ciekawość wzięła górę — zamarł. Jego piwne oczy natrafiły na postać Gerarda Way — od tak palącego przy jego śmiertelnej postaci. Chłopak obserwował, jak siedemnastolatek zaciąga się, mając głowę odchyloną do tytułu, a oczy zamknięte. Nie zwracał uwagi, chociaż był świadomy jego obecności. Nie zamierzał marnować czasu, analizując wszelakie scenariusze. Gerard Way nie miał czasu na autodestrukcyjne komplikowanie sobie życia. Nastolatek utrzymywał chłód swoich działań, dopóki się nie znudził. W końcu otworzył swoje zielone oczy i obrócił głowę, aby spojrzeć na twarz Franka — patrzącą się na niego bez końca.

Jacket Slut • FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz