8: Edytuję to, oglądając Supernatural, więc mnie kochajcie.

3.5K 362 283
                                    

       Szkolny tydzień w końcu dobiegł końca. Nastolatkowie opuszczali szkolne mury z głowami uniesionymi wysoko. Była godzina czternasta. Jesienna pogoda otulała, a zapach deszczu nie opuszczał. Osobą, która najbardziej cieszyła się na nadejście weekendu, był profesor Beardsley. Mężczyzna zabrał swoją teczkę, po czym wybiegł na parking szkolny. Nikt nie zamierzał doszukiwać się dziwnych rzeczy w zachowaniu mężczyzny. Wszyscy wiedzieli, że praca w liceum wykańczała go. W ciągu ostatnich pięciu lat zdążył nabawić się wielu fobii, uzależnić się od różnych leków i popaść w depresję. Nie spodziewał się tego, kiedy rozpoczynał studia nauczyciela pieprzonej plastyki.

       Kolejną osobą, która była rozentuzjazmowana z powodu nadciągającego weekendu, był Frank. Z szerokim uśmiechem na twarzy dotrzymywał towarzystwa Gerardowi, gdy ten pakował multum swoich brudnopisów oraz ołówków do torby. Zadziwiało go to, że ten chłopak nie miał w środku nic więcej. Pewnie, znajdowały się tam różne, niepotrzebne rzeczy, ale nie natrafił wzrokiem na żaden podręcznik, czy zeszyt z notatkami. Wyglądało tak, jakby Gerard przychodził do szkoły jedynie, aby rysować i Franka to zachwycało. On sam miał co najmniej dwa zeszyty ćwiczeń i odrabiał (czasami) swoje prace domowe, a nauczyciele go nie cierpieli i uważali, iż marnuje swój potencjał. Nie miał pojęcia, jak musieli widzieć Gerarda skoro ten człowiek na serio miał wszystko gdzieś.

       Po wpakowaniu wszystkich, swoich rzeczy do środka, Frank pociągnął chłopaka w stronę drzwi wyjściowych. Korytarze opustoszały parę minut temu i towarzyszyła im zupełna cisza. Gerard przerzucił rękę przez ramię Franka. Kątem oka mógł zauważyć, jak szesnastolatek rumieni się i za wszelką cenę stara się to ukryć. Roześmiał się; bawiło go zachowanie swojego znajomego. Wydawałoby się, że Frank Iero jest zawsze pewny siebie i nieustraszony. W ostatnich tygodniach odkrył podwójne dno swojej teorii i nie zamierzał tego nie wykorzystać.

       Przez całą drogę do domu Gerarda nie odezwali się ani słowem. Pogrążeni we własnych myślach, szli ulicami szarego miasteczka. Młodszy z nich chciał jak najprędzej dotrzeć do ich celu, ponieważ zamarzał. Co chwila pocierał dłońmi o siebie i żałował, że nie nosił szalika. Może właśnie dlatego odczuł taką ulgę, gdy po dwudziestu minutach znaleźliśmy się w przytulnym, średniej wielkości domku, w którym czuć było zapachy gotowanego obiadu. Z ust Franka wydostało się ciche: „och, pieprz mnie". Był głodny, wyziębiony i zmęczony. Gdyby tak bardzo nie zależało mu na spędzaniu czasu z Gerardem, od razu udałby się do domu, najadł i poszedł spać. Tego dnia czuł się ekstremalnie leniwy, lecz twarz siedemnastolatka była zdecydowanie za bardzo atrakcyjna, aby ją zignorować.

       Gerard zauważył to, jak drżał Frank. Rozważał różne możliwości, lecz w końcu zdecydował się na tę najbardziej nieodpowiednią. Długo nie żałując, pochwycił dłoń chłopaka w swoją, po czym pociągnął go na górę. Zignorował wszystkie nawoływania swojej matki oraz uwagi Mikey'ego, dotyczące kradnięcia jego przyjaciół. Wbiegł do swojego pokoju. Frank stał przed drzwiami, nie mając pojęcia, co zrobić. Siedemnastolatek zauważył to i rozkazał usiąść mu na łóżku. Chwilę to trwało, zanim Gerard przestał grzebać w ogromnej szafie. Zawzięcie czegoś szukał. Gdy w końcu zaprzestał, odwrócił się w stronę Franka z ogromnym uśmiechem na twarzy. Chłopak czuł się jak zahipnotyzowany. Podziwiał tego pretensjonalnego artystę, dopóki ten nie rzucił w jego stronę kupką ubrań. Frank spojrzał na niego sceptycznie, na co odparł jedynie większym uśmiechem.

— Pomyślałem, że może chciałbyś się w coś wygodnego i ciepłego. — Wzruszył ramionami. — No dobra, może nie jesteś najwyższą osobą, ale wydaje mi się, że nie będą z Ciebie zwisać. Pójdę przebrać się do łazienki, a Ty możesz tutaj.

       Zszokowany Frank wpatrywał się w ciemny tył głowy swojego znajomego do czasu, gdy ten zamknął drzwi. Nie wiedział, co miał zrobić. Czuł się niezwykle głupio, ponieważ — jakby na to nie patrzeć — jego sympatia chciała, aby rozebrał się w jej pokoju. Ta myśl przywróciła charakterystyczny róż na jego policzkach. Potrząsnął głową, po czym wstał z łóżka. Biorąc głęboki wdech, ściągnął koszulkę, a następnie resztę ubrań. Stojąc niemalże nagi w pokoju Gerarda, przypomniał sobie scenę, która miała miejsce parę miesięcy temu. Czarnowłosy chłopak był zdecydowanie bardziej wyeksponowany tamtej nocy, niż on teraz. Frank oblizał dolną wargę. Czuł się jak mały zboczeniec, który ma obsesję na punkcie brata swojego najlepszego przyjaciela. I niestety — to wszystko było prawdą.

Jacket Slut • FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz