10: Wampir-lachociąg.

3.3K 323 355
                                    

       Buntowniczość oraz wahania nastroju sprawiły, że Frank nie odezwał się do nikogo do końca tygodnia. Nie zwracał uwagi na swoich znajomych, nadal miał ochotę zamordować Alexa i odwołał swoją imprezę urodzinową, przez co Tom DeLonge (z jakiegoś magicznego powodu) czuł się urażony. Oczywiście po szkole nadal chodził do Gerarda. Chłopak miał wrażenie, że u niego zamieszkał. Ostatnim razem, gdy Donna zmusiła go do sprzątania w łazience, znalazł szczoteczkę do zębów, która z pewnością nie należała do niego. Ich popołudnia były dziwne: przychodzili, Frank pożyczał jakieś wygodne ubrania na zmianę, wyjadał jedzenie z lodówki Way'ów i spędzał resztę dnia oglądając filmy przy boku Gerarda, którego od czasu do czasu przyjacielsko obejmował. Nic więcej.

       Był sobotni wieczór. Oznaczało to, że nadeszło Halloween, a Frank miał urodziny. Gerard odczuwał presję; stał się jedyną osobą, której całkowicie nie olewał. Poza tym, wyglądało na to, że chłopak już dawno postanowił spędzić swoje małe święto ze starszym z braci Way. Tego dnia przyniósł ze sobą sześciopak piwa (co mogło zaskakiwać, ponieważ Frank był małoletni, a jego wzrost niczego nie ułatwiał), ogromną pizzę oraz coś, co przypominało pudełko od Monopoly, jednak Gerard wolał tego nie kwestionować. Zaprosił chłopaka do środka i kazał rozgościć mu się na kanapie, w salonie, podczas gdy on poszedł sprawdzić, czy tort jest jadalny. Pół dnia zmagał się z pieczeniem, ponieważ Donna nie chciała pomóc, a Mikey to Mikey. Rodzina Gerarda bywała kompletnie bezużyteczna.

—  Nie powinieneś przynosić nic do jedzenia. Czuję się winny. Mogliśmy coś zamówić na wynos, Frankie — powiedział, gdy powrócił do salonu. Ekspresja jego twarzy mówiła wszystko: zżerało go ogromne poczucie winy i nie był w stanie temu zapobiec.

— Wyluzuj. To są moje urodziny i to ja zawracam Ci głowę. Nie pozwoliłbym Ci za nic zapłacić. — Gerard był zdziwiony. Przez ostatni tydzień Frank był naburmuszony, a jego wypowiedzi nie przekraczały pięciu słów. Delikatnie uśmiechnął się, po czym oparł o framugę w przejściu. Przygryzł wargę, zastanawiając się, co mógłby porobić z Frankiem w ten szczególny dzień. Prawda była taka, że nic nie zaplanował i czuł się jeszcze bardziej winny niż parę sekund temu. — Zamierzasz usiąść, czy będziesz tam tak stać cały dzień?

—  Zastanawiam się, czy podać Ci teraz tort, czy wepchnąć Ci go w tyłek później. — Wywrócił oczami, zakładając ręce na piersi.

— Kupiłeś mi tort? —  zapytał się cichym głosem, a jego oczy nabrały jakiegoś dziwnego, łzawego wyrazu, którego Gerard nie mógł pojąć. Frank wyglądał jak bałagan. Jego włosy były potargane, a ubrania pogniecione. Od czasu do czasu przecierał oczy i ziewał. Wyglądało na to, że niedawno wstał.

— Upiekłem — odpowiedział, przygryzając dolną wargę. Było mu głupio. Czuł, jak jego policzki ocieplają się i przybierają czerwony kolor. Oczywiście, Gerard mógł kupić jakiś wystawny, piękny tort, lecz wolał zrobić coś własnoręcznie. Zajęło mu to sporo czasu, jednak nie przestał uśmiechać się ani na sekundę, ponieważ wiedział, że to dla Franka. Nie miał pojęcia dlaczego, ale strasznie chciał mu zaimponować.

— Dla mnie? O mój... upiekłeś dla mnie tort? — wymamrotał. Jego głos nie stanowił więcej niż przerażony szept. Starszy z dwójki nie wiedział, jak zareagować. Spuścił wzrok. Obserwował swoje stopy, gdy nagle poczuł dwa ramiona okręcone wokół swego ciała. Automatycznie odparł na to, obejmując chłopaka. Ułożył głowę na ramieniu Franka i przycisnął policzek do jego szyi. Czuł się niesamowicie. Miał wrażenie, że został stworzony, aby się z nim dopasowywać.  — Dziękuję ci... Dziękuję. Jesteś, kurwa, najlepszy, Gerard.

       W chwili, gdy zostało wypowiedziane jego imię, poczuł ciepłe łzy na jego koszulce. Przypominało to scenę z poniedziałku, gdy Alex łkał w jego klatkę piersiową, lecz tym razem Gerard czuł się potrzebny i szczęśliwy. I chociaż Frank wyglądał, jakby coś go zasmuciło, chciał być tą osobą, która otrze jego łzy i powie, że wszystko będzie dobrze, ponieważ w tamtej chwili naprawdę w to wierzył. Siedemnastolatek odsunął się odrobinę, aby złożyć ogromny, czuły pocałunek na czole Franka. Nie spodziewał się, że przez to zacznie bardziej płakać, lecz nie obchodziło go to. Ponownie przyciągnął chłopaka do siebie i mocno objął. Wyglądało tak, jakby nigdy nie chciał wypuścić go ze swych ramion.

Jacket Slut • FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz