16: Wagarowicze.

3.6K 289 358
                                    

       Na samą myśl, iż kolejny, piątkowy poranek Gerard musiałby spędzić na szantażowaniu profesora Beardsley'a, wzbierało mu się na wymioty. W normalnej sytuacji mógłby być odrobinę marudny oraz poirytowany, lecz na pewno nie tego dnia. Nie, gdy nastał grudzień. Nie, gdy dzieliło go zaledwie parę tygodni od kolejnych, głupich świąt, podczas których miał ochotę nie wychodzić z pokoju oraz rozkoszować się jedynie swoim towarzystwem. Grudzień przynosił wiele złego. Choć zimno, jakie wiązało się z tą porą roku, zachwycało go, pragnął jedynie, aby to wszystko się skończyło. I być może jego zły humor oraz niechęć miały coś wspólnego z butelką Tequili, którą opróżnił zeszłej nocy, słuchając Bowiego. Grudzień był do bani, a nawet bardziej.

       Gerard wstał po pięciu godzinach, które nie wystarczyły mu, aby wytrzeźwieć. Nadal jego świat odrobinę wirował, a racjonalny tok rozumowania gdzieś zaginął. Chłopak usiadł na skraju swojego łóżka i westchnął. Rozejrzał się dookoła, szukając czegoś, czym mógłby zająć swoje myśli. Wszystko wyglądało tak, jak wczoraj. Podłoga została przykryta stertą ubrań, kartki, które porozrzucał ostatnio Frank, leżały na biurku, a jego nowa, skórzana kurtka wisiała na krześle. Nic się nie zmieniło od wczorajszego wieczoru. Gerard zdawał sobie sprawę, że stracił przytomność około godziny pierwszej, gdy Mikey zdążył odwiedzić go oraz parę razy kopnąć w tyłek, ponieważ „nie mógł w spokoju spać". Tak naprawdę oglądał jakieś nędzne porno i obydwoje o tym doskonale wiedzieli.

       W obecnej sytuacji Gerard był skłonny, aby po raz kolejny zlekceważyć nakaz edukacji szkolnej oraz odespać te utracone godziny na zalewanie się w trupa, ale nie wchodziło to dzisiaj w grę. Nie, gdy piekielne siły okupowały kuchnie, a Donna nie miała nic przeciwko temu. Gerard przeklął pod nosem, a następnie odkrył swoje nogi, zrzucając pościel na podłogę. Zastanawiał się, czemu ciotka Lucy przyjechała akurat dziś, gdy miał ochotę, by jego buntowniczość ujawniła się. Lecz po chwili, gdy jego myśli zaczęły ponownie kumulować, uśmiechnął się. Chłopak podszedł do szafy, po czym wyciągnął swój tradycyjny zestaw, który składał się z dziwnej koszulki, kurtki oraz czarnych, obcisłych spodni. Przygryzając dolną wargę, zaczął myśleć o Franku oraz o jego ciepłym, wygodnym łóżku. O ciszy, jaka panowała w jego domu oraz nieobecności jego rodziców. Gerard nie zamierzał zmarnować takiej okazji. Już dawno temu postanowił, iż wykorzysta każdą, możliwą okazję, jaka mu się na darzy, by nie pójść do szkoły. Chciał uczynić z wagarów pewnego rodzaju sztukę i był bliski swojego celu.

       Gdy Gerard ubrał się oraz odwiedził łazienkę w celu doprowadzenia swojej twarzy do normy, wziął torbę, która leżała na podłodze i przerzucił ją sobie przez ramię. Choć obecność alkoholu w organizmie nadal dawała o sobie znać, chłopak próbował przezwyciężyć to niekomfortowe uczucie. Okrył zmęczone oczy okularami przeciwsłonecznymi i wyszedł ze swojej sypialni. Poprawiając dłonią włosy, skierował się na dół, gdzie czekał na niego komitet powitalny w postaci jego matki, ciotki Lucy oraz Michaela, który wyglądał, jakby wstał lewą nogą. Gerard pragnął jedynie ominąć całą trójkę i jakimś cudem przeżyć na powierzchni, gdy światło słoneczne miało atakować jego biedną, delikatną skórę. Jednak los nie sprzyjał mu dziś, podobnie jak przez resztę jego życia. Nie miał szans, aby uniknąć spotkania ze smokiem, gdy już go zauważył. Ciotka Lucy siorbała swoją herbatę z filiżanki, którą Donna wyjęła ze swojego najlepszego zestawu i spoglądała na niego zza swoich ostrych brwi. Gerard przełknął donośnie i zaczął modlić się w duchu, aby jego niewyparzony język nie postanowił okrzyknąć jakimś niezwykle barwnym epitetem siostrę jego ojca.

— Ciocia Lucy! — krzyknął Gerard, rozpościerając swoje ramiona. Wyglądało tak, jakby chciał przytulić kobietę, lecz tak naprawdę marzył jedynie o ucieczce z tego domu. —  Jak ja dawno cioci nie widziałem!

Jacket Slut • FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz