4: Pokażesz mi swój Batmobil?

4.2K 399 438
                                    

       Mikey wstał z łóżka w sobotni poranek, przeklinając jak tylko potrafił. Była dziesiąta rano i próbował w spokoju spać. Po całym tygodniu chodzenia do szkoły, nie chciał marnować swojego bezcennego czasu. Ziewnął, schodząc po schodach. Zmęczenie dawało o sobie znaki. Mikey spędził ostatnią noc na imprezie u Alexa, przez co wyglądał tragicznie. Blada skóra, czerwone oczy oraz zapadające się policzki. W tym stanie nie przypominał szesnastolatka. Jak absurdalnie to brzmiało, zabawa" postarzała go. Nawet piżama w samochodziki tego nie zmieniała. Chłopak przeczesał dłonią swoje włosy, po czym podszedł do drzwi. Nie mieściło mu się w głowie, kto o tej godzinie mógłby dobijać się do nich. Nie kryjąc swojej irytacji, przekręcił zamek i zamarł.

— Frank? — zapytał, nie rozumiejąc, co tu robi.

— Cześć, Mikey — powiedział, przeskakując z nogi na nogę. — Mogę wejść?

— Wchodź. — Wywrócił oczami, czekając. Po chwili zamknął drzwi i westchnął. Nie miał ochoty użerać się akurat teraz ze swoim przyjacielem. — Nie chciałbym być niegrzeczny, ale jesteś kurewsko głupi, jeżeli myślisz, że nie zamierzam za chwilę wrócić do łóżka. Wyszedłem o czwartej nad ranem od Alexa.

— Nie martw się, stary. — Frank uśmiechnął się, unosząc do góry różowe opakowanie. — Przyszedłem dać coś Gerardowi.

— Czy ja nadal śnię? — wymamrotał Mikey, przecierając swoje zmęczone oczy. — Od kiedy ty i mój głupi brat się przyjaźnicie?

— Cóż... to jest kwestia do omówienia — oświadczył, patrząc na swoje stopy. — Ostatnio razem zapaliliśmy, a potem rysowaliśmy członki... Tak naprawdę ja je rysowałem, ale na jego kartce, więc praca była wspólna. — Mikey wywrócił oczami, słuchając potoku słów, który wypełniał przestrzeń pomiędzy nim, a Frankiem. Bał się to przyznać, lecz wiedział, że jego powrót do łóżka stanowi plany na odległą przyszłość. —  Przyniosłem mu kurtkę. Jestem pewien, że mu się spodoba. To moja jedyna, która jest o parę rozmiarów większa, więc nie musi się bać, że...

— ... Iero — przerwał młodszy chłopak. — Odbija Ci.

— Tak. To może być to — przytaknął, próbując wyglądać na przynajmniej o połowę mniej zdenerwowanego, niż naprawdę był.

— Czy zamierzasz mi powiedzieć, co kombinujesz? Ostatnio zachowujesz się dziwnie.

       Mikey udał się do swojego pokoju, a za nim podążył Frank. Chłopak zamknął drzwi, nie chcąc, aby jego matka mogła podsłuchać ich rozmowę, albo — co gorszę — poczuć zapach dymu papierosowego. Mikey miał zamiar wysłuchać Franka, będąc tym wspaniałym przyjacielem, którym zawsze był, zapalić, po czym skierować bruneta do pokoju swojego brata i pójść do Vica. Z tego, co widział, Frank i tak wolał dziś towarzystwo Gerarda o wiele bardziej niż jego. Jeżeli miał być szczery, Frank irytował go ostatnimi czasami. Pewnie, już od dawna widział, że było z nim coś nie tak, lecz gdy wrócił do szkoły we wrześniu, kompletnie się zmienił. Chodził z głową wiecznie w chmurach, oddalił się od Alexa i uwielbiał poruszać każdy, chociażby odrobinę gejowski temat, którym obecnie żyła ich szkoła. Mikey nie miał do tego cierpliwości. Był świadkiem za wielu homoseksualnych dramatów.

— Czy powinienem wiedzieć, dlaczego postanowiłeś przyjść w sobotę rano do mojego domu? Ta wymówka z Gerardem i kurtką jest dziwna, stary — oznajmił Mikey, podpalając używkę. Szybko otworzył okno, aby wydmuchiwać dym na zewnątrz. Nie przeszkadzała mu niska temperatura na dworze.

— Nie chcesz wiedzieć — stwierdził Frank, szybko kręcąc głową.

— Ta? Sprawdźmy.

       Pierdol się" — pomyślał Frank. Nie chciał się uzewnętrzniać przed młodszym z Way'ów. Chociaż znali się już parę lat, chłopak nie był w stanie wykrzyczeć mu w twarz, jak się czuł. Wiedział, że on i Gerard nie przepadali za sobą. Zawsze sobie dogryzali i patrzyli nienawistnie w oczy. Frank zaakceptował swoje uczucia z trudem — parę miesięcy temu, gdy postanowił zostać u Michaela, aby nie wracać do siebie do domu pijany. Gdy przechodził korytarzem, zauważył czarnowłosego chłopaka, który stał na środku swojego pokoju. Frank z łatwością mógł zobaczyć wszystko przez uchylone drzwi. Domyślał się, że Gerard nie podejrzewał, iż ktoś mógłby kręcić się o tej godzinie. Była trzecia nad ranem i panowała głucha cisza. Frank nigdy nie był tak wdzięczny za dywan na podłodze, dzięki któremu panele nie skrzypiały. Tamtej nocy ujrzał Gerarda — nagiego, niewinnego, bez tej dobrze znanej mu maski protekcjonalnego bufona. Pewnie, wcześniej dostrzegał urodę chłopaka i akceptował fakty: podobał się Frankowi. Jednakże wtedy wszystko nabrało sensu. Chciał jedynie podejść do niego, pocałować go oraz poczuć ciepło jego skóry na swojej. Więcej nie było mu potrzebne.

Jacket Slut • FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz