27: Jak imprezują wyrzutki.

2.1K 231 213
                                    

       Choć minęło już trochę czasu, a siniaki zaczynały znikać, twarz Franka była nadal opuchnięta, a skóra wokół oczu sina. Próbował maskować swój wygląd za pomocą kosmetyków Gerarda i Lindsey (dzięki Bogu obydwoje byli niesamowicie bladzi), co, niestety, nie dawało spektakularnych efektów. Próbowali wszystkich, możliwych patentów, lecz dwie, ciemne, niemalże czarne śliwki nadal zdobiły jego twarz, z czego ― oczywiście ― Mikey był niezwykle dumny. Za każdym razem uśmiechał się, szczęśliwy, gdy widział Franka na korytarzu. Nie wiedział on, że jego dawny przyjaciel został obity drugi raz. 

       Na dobrą sprawę, nikt nie wiedział. Jedyną osobą, która znała ten sekret był Gerard, a ten nie był szczególnie skory, aby rozpowiadać o nim dookoła. Nawet Pete'owi i Brendonowi nic nie wyszepnął, gdy wczorajszego południa zajęli się spożywaniem lunchu, a Frank zniknął, tłumacząc się, że musi zapalić. Wszyscy doskonale wiedzieli, że tak naprawdę poszedł poprawić swój cholerny makijaż i sprawdzić, czy jego włos dobrze się układają. Ostatnimi czasami bardzo się nimi przejmował.

       Gdy kolejny tydzień szkolny dobiegł końca, Frank zabrał torbę ze swoimi rzeczami z szafki Gerarda i ruszył w jego stronę. Już dawno postanowił, że spędzi ten weekend u niego. Nie chciał napotkać na swojego ojca, ani przeprowadzić nadzwyczaj niezręcznej rozmowy ze swoją matką. Nocowanie u Gerarda było, w tym zestawieniu, pomysłem genialnym i zamierzał skorzystać z niego. Zabrał wszystko. Miał przy sobie swoje kosmetyki do pielęgnacji ciała, ubrania, bieliznę, milion cienkopisów i wolnych kartek oraz ładowarkę do telefonu i różne, podejrzane leki. Był przygotowany na wszystko.

       Ku jego radości, Mikey zniknął na ten weekend. Gdy Gerard zapytał się Donny, gdzie podział się ten „szczeniak", odparła, że pojechał do ojca. Siedemnastolatek nie wydawał się być jakoś szczególnie zadowolony z tej odpowiedzi, więc jedynie wywrócił oczami i wymamrotał, że go to nie obchodzi. Unikając możliwości przyszłych rozmów o jego ojcu, Gerard zaparzył dwie kawy, aby razem z Frankiem uciec na górę. Dawid Bowie pobiegł za nimi, drąc się na Franka, jak to miał w zwyczaju.

― Nienawidzę tego pierdolonego kocura ― przyznał, uważnie przyglądając się zwierzęciu. ― Żadne słowa nie opiszą, jak gardzę tym szczurem.

― Ale on Cię kocha ― odparł Gerard, śmiejąc się. Po chwili pochwycił swojego zwierzaka i usadowił go na swoim ramieniu. ― Powiedz swojemu tatusiowi, jak bardzo go kochasz.

       W odpowiedzi David Bowie jedynie pomerdał ogonem i syknął. Nie zaskoczyło to ani trochę Franka.

      Piątkowe popołudnie minęło im spokojnie. Oglądali Star Treka, palili papierosy i wywinęli się od robienia prania. I tak, dotyczyło to również Franka. Donna traktowała go jak członka rodziny, a to wiązało się z wykonywaniem wszystkich, domowych czynności oraz z zakazem palenia w jej domu. Zwłaszcza teraz, gdy dopiero co zawiesiła nowe firanki, które Frank już wielokrotnie komplementował, ponieważ koniecznie chciał się podlizać. Z przesłodzonym uśmiechem na twarzy mówił te wszystkie piękne słowa, których przypadkiem podłapał na lekcjach u Tysona Rittera.

       Sobotni poranek minął im na szukaniu leków Gerarda oraz kąpaniu Davida Bowiego. Gdy wyczyścili już zwierzaka, postanowili go wyszkolić. Korzystając z nieobecności Mikey'ego, weszli do jego pokoju i podczas gdy Frank przeglądał kolekcje jego świerszczyków, Gerard uczył go wypróżniać się na dywan jego brata. Po godzinie opuścili pomieszczenie i postanowili zrobić sobie lunch. Odpowiadał im sposób, w jaki spędzali wolny czas. Choć Gerard czasami dusił się w tym związku, nie zamierzał nic mówić Frankowi. Nie chciał sprawiać mu przykrości, ani być powodem jego powrotu do domu. Frank był małoletni, w końcu musiałby wrócić do siebie, jednak ten weekend mogli spędzić razem. Przynajmniej tyle.

Jacket Slut • FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz