22: Święta u Gerarda.

3K 267 260
                                    

       Ku zaskoczeniu wszystkich uczniów, tydzień szkolny minął szybko. O wiele za szybko, jeżeli musiałby stwierdzić dyrektor Duchovny. Jednak mężczyzna nie zamierzał się kłócić oraz przyczyniać do powstawania różnych, spiskowych teorii. Resztę godzin pracy spędził w swoim fotelu, z wypisanym długopisem pomiędzy wargami, rozkoszując się odgłosami tykania zegara. O godzinie czwartej w piątkowe popołudnie nie pozostało dużo osób w gmachu szkoły. Dyrektor sprawdził rozpiskę zajęć i z przyjemnością zakodował fakt, iż za pół godziny miało skończyć się kółko fizyczne oraz praktyki damskiej drużyny siatkówki, z której niebywale był dumny. Cierpliwie wyczekał upragnionej wolności, udając przed siedzącą w sekretariacie Mindy, iż jest zajęty. Pracą, oczywiście. Dyrektor Duchovny tak naprawdę przeglądał forum fanów "Gry o Tron" oraz szukał jakichś zgryźliwych uwag, czy też kłótni pomiędzy miłośnikami tego serialu. Gdy z bólem serca przyznał, iż panuje spokój, zaczął przeglądać memy, ponieważ, co innego mógł zrobić poważny, dojrzały mężczyzna po czterdziestym roku życia?

       Lecz gdy przerwa świąteczna się rozpoczęła, wszyscy cieszyli się tak samo. Odrobinę przygłupie dzieciaki biegły z prędkością światła do swoich domów, aby opaść z sił i przespać całe dwa tygodnie. Natomiast studenci maszerowali z fałszywymi dowodamido pobliskiego, obskurnego sklepu monopolowego i uzupełniali zapasy. Nadchodziły święta, nie było czasu, aby zastanawiać się nad wydawanymi pieniędzmi. Większość osób (tak jak Ryan) pozostawała na kampusie i truła swoje wątroby. Nikt tego nie kwestionował, czy krytykował. Życie w Belleville toczyło się swoim rytmem. I tym samym Gerard wiedział, iż nie uniknie wyjazdu rodzinnego. Musiał spędzić dwie doby u rodziny jego matki. Wyjechali w czwartek wieczorem, przez co Gerard i Mikey opuścili ostatni dzień szkoły, jednak nie wyglądali, jakby się tym szczególnie zamartwiali. Pojechali słynnym "mamo-wozem" Donny, w którym czasami odbierała swoich synów ze szkoły, lecz głównie służył jej jako środek transportu oraz wielki wózek na zakupy. Chłopcy zajęli miejsca z tyłu — tak daleko od siebie, jak to możliwe. Obydwoje mieli słuchawki w uszach oraz przypięte pasy bezpieczeństwa. Donna mogła jedynie cicho westchnąć i włączyć jakąś stację radiową. Od początku wiedziała, że będzie to długa podróż.

       W oczach Gerarda te dwa dni przypominały wieczność. Gerard nie był głupi. Dwukrotnie przeczytał książkę z jego ulubionej serii, w której Dean przehandlował swoją duszę i po roku trafił do piekła na całe, cztery miesiące, chociaż dla niego czas płynął wolniej, jakby przesiedział tam czterdzieści lat. Starszy z braci Way miał podobne odczucia, co do tego zjazdu rodzinnego. Wiedział, iż nie mógł tego ominąć, ale nie potrafił zmusić siebie, aby ociekać optymizmem oraz wszystkich dookoła miłować. Tak naprawdę pragnął nałożyć na swoje powieki dwa razy więcej eyelineru niż zwykle, wyprostować swoje włosy i poderżnąć swoje gardło nożem do masła. 

      Wigilijnego wieczoru nie zmienił swojego nastawienia ani odrobinkę. Siedział przy stole, z założonymi dłońmi na piersiach, a na czole wielkimi (choć nie aż tak wielkimi, ponieważ nie był Brendonem), czarnymi literami napisał"fuck me", a słuchawki nie opuściły jego uszu na sekundę. Nikt nie zamierzał kwestionować jego zachowania, czy też źle wyskubanych brwi, gdyż Gerard nie miał tego dnia ani odrobiny cierpliwości. W spokoju zjadł kolację z rodziną, wypił większość wina, które przynosili, a gdy tylko pozwolono mu pójść do toalety, spędził ponad godzinę przeszukując pokoje swoich kuzynów z nadzieją, iż, być może, znajdzie tam jakieś narkotyki, albo chociaż papierosy. Niestety, jedynym, co napotkał były małe, kolorowe samochodziki oraz nagie lalki Barbie, ponieważ jego kuzyni mieli po dziewięć i jedenaście lat, o czym w ogóle nie pomyślał. 

       Gdy w końcu zszedł na dół oraz został zalany falą pytań, a lekko podpitych dorosłych, udało mu się przekonać, iż stęsknił się za Frankiem i postanowił do niego przedzwonić. Co, oczywiście, nie było prawdą, gdyż przed samym wyjazdem, gdy Frank mocno zaciskał swoje drobne rączki na koszulce Gerarda, ten wyznał mu, z jaką radością od niego odpocznie. Byli nierozłączni całą jesień, musiał wiedzieć o tym, że nawet taka osoba jak Gerard czasami potrzebowała samotności. I w tym właśnie różnił się od Franka. Ten zasypywał go SMS-ami przez calutkie dwa dni. Zrozpaczony, napisał nawet do pieprzonego Pete'a, szukając porady. Jednak Pete, będąc Petem, nie mógł zaoferować nic więcej niż jakże wspaniały pomysł wysłania nagich zdjęć Franka do Gerarda. Tego dnia postanowił sobie, że już nigdy więcej nie zapyta go o radę.

Jacket Slut • FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz