31: Mikey jest grzeczny i je swój makaron.

2K 219 233
                                    

        Belleville High nie należało do szkół, w których praca nauczyciela była czymś łatwym. Przepełnione klasy, słaba organizacja administracyjna oraz nieustannie sprawiający problem uczniowie oddziaływali na pracowników ów placówki. Nie było dnia, kiedy to
dyrektor Duchovny nie pędził korytarzem, odbierając zgłoszenia o wszelkich sensacjach.Numer jego terapeuty stał się dla niego dostępny o każdej porze, a stos kaset z nagraniami o stresie, zakupiony przez Davida, nieustannie rósł w jego biurze. Mimo tego, ani razu z nich
nie skorzystał.

      Pomimo tego, iż tygodniowa nieobecność Gerarda oraz paru innych, wybitnych jednostek pomogła mu się wyciszyć, nadszedł poniedziałek, a wraz z nim powrót do
rzeczywistości. Dyrektor z trudem przespał trzy godziny. Do szkoły przyszedł już o godzinie szóstej piętnaście. Zamknięty w swoim biurze, zrobił listę rzeczy, których tego dnia musiał wykonać. Wielu mogło wątpić w jej powagę zważywszy na to, iż zaczynała się od słów „nie zabić się” napisanych na czerwono.

      Dzień mijał powoli. Dyrektor co chwila spoglądał na Mindy, która udawała, że pracuje oraz sprawdzał godzinę. Mężczyzna nie miał najmniejszej ochoty, aby tutaj być. Mógł zamiast tego, zrobić tyle pożytecznych rzeczy. Na jego myśli było wyniesienie śmieci,
wyprasowanie wszystkich koszul, które razem z Davidem posiadali, wykąpie psów ― Bryana Adamsa oraz Bryana Adamsa Juniora, czy też udanie się do sklepu naprzeciwko, w celu zakupienia nowego dywanu. Zbierał się za to od sylwestra, kiedy to w napadzie dzikiej furii zazdrości David zalał ich biały dywan czerwonym winem. Dyrektorowi w życiu nie przydarzyło się nic bardziej tragicznego.

      O koło godziny dwunastej odwiedził go Gerard. Nie zdziwiło go to. Dzień wcześniej rozmawiał z Davidem, który przekazał Beardsley’owi o chęci spotkania z tym jakże wybitnym uczniem, co dalej wyjawił Gerardowi. Za pośrednictwem dwójki osób oraz przy głośnym biadoleniu Pete’a Wentza w tle, uzgodnili, iż przybędzie do biura akurat, gdy miał zaczynać geografię. Rozmowa ze starym nieudacznikiem, na zajęciach, u którego nie nauczył
się nic, wydawała się być o wiele bardziej korzystniejsza.

      Siedemnastolatek bez pukania otworzył drzwi i wcześniej rzuciwszy swój plecak w kąt, usiadł na starej, niewygodnej sofie, którą parę dni temu zabrał z klasy języka
francuskiego na polecenie Davida. Dopiero co zakupioną kanapę woleli zawieźć do swojego mieszkanka.

― Gerard ― powiedział dyrektor, zakładając na nos okulary. ― Miło Cię widzieć.

― Nie wątpię ― wymamrotał, odgarniając przydługie kosmyki włosów z czoła. Potrzebował wizyty u fryzjera.

― Jak tam twoja praca? Wysłałeś?

― Już dawno. ― Wzruszył ramionami. ― Razem z Henrym urwaliśmy się z tego
takiego muzeum i poszliśmy na pocztę. Nikt chyba nie zauważył, że zniknęliśmy.

― A kogo to w ogóle obchodzi? ― Prychnął, zakładając ręce na piersi. ― Ważne, że wysłane i już możesz czuć się szczęśliwy. Na pewno wygram, w porządku? Mogę już iść?

― Nie, Gerard. ― Mężczyzna wywrócił oczami. Wyciągnął potężnych rozmiarów teczkę i otworzył ją na jednej z ostatnich stron. Gerard doskonale wiedział, co to znaczyło.

― Znowu? ― Jęknął, chowając głowę w dłoniach. ― Przecież grzeczny byłem cały zeszły tydzień!

― Cały zeszły tydzień to Ciebie nie było…

― Na jedno wychodzi!

― Siedź cicho i pozwól mi zacząć, to szybciej będziesz mógł pójść się edukować.

― I to ma mnie niby zachęcić? ― Uniósł jedną brew do góry. ― Porozmawiajmy, ziomalku!

― Nie tym tonem, Gerard.

Jacket Slut • FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz