Troszkę o przeszłości Eneidy i o tym, w jaki sposób Carmila pojawiła się w życiu rodziny królewskiej. W swoim czasie poznacie całą tę historię.
Być może w święta pojawią się jakieś dodatkowe rozdziały. Jeszcze nie wiem. Wszystko zależy od tego, jak bardzo mama zaprzęgnie mnie do sprzątania i gotowania.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Carmila poczuła, że ktoś naruszył zabezpieczenia wokół jej domu. Zdziwiona odłożyła na bok książkę, którą właśnie czytała i skierowała się ostrożnie w stronę schodów. Normalnie po prostu krzyknęła by „Kogo tam u licha niesie?!", ale biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, wolała nie ryzykować. Większość osób ze złymi zamiarami nie zdołałoby przedostać się przez osłony, jakie postawiła wokół domu. Przepuszczały tylko tych z dobrymi intencjami. Niestety, Carmila była boleśnie świadoma, że tajemniczy wróg miał dość siły, żeby przedostać się przez jej osłony. A że jej powszedni goście, zazwyczaj dzwonili do drzwi i grzecznie czekali, aż zostaną wpuszczeni, czarownica nabrała podejrzeń co do nieznajomego przybysza. Utworzyła w dłoni kulę energetyczną, którą w razie potrzeby, mogła zaatakować. Po cichutku zaczęła schodzić w dół po schodach, delikatnie stawiając stopy na kolejnych stopniach. Wytężyła wzrok i wychyliła się lekko żeby dostrzec, co się działo na parterze. Mignęły jej tylko rude włosy.
- To ona – przemknęło jej przez myśl. – Ta rudowłosa, która przyzwała Natriego! Jest tutaj!
Nie zastanawiając się dłużej, zwiększyła ładunek energii w dłoni i zaczęła zbiegać po schodach, celując w nieznajomą. Wtem dostrzegła, że włosy, które widziała, mimo młodzieńczego blasku, są poprzetykane licznymi, siwymi pasmami, a twarz ich właścicielki jest jej dobrze znana. Ze zdziwienia potknęła się i ostatni odcinek schodów przeleciała w dół na tyłku, zaś spory ładunek energetyczny, który zebrała na dłoni, wystrzelił do góry, robiąc sporą dziurę w suficie i, jak zgadywała po odgłosach, również w dachu...
- Wasza Wysokość... – odezwała się Carmi z podłogi, drapiąc się jedną ręką po głowie. –Em... Nie chciałabym być nie miła... Ale tego... Czemu zawdzięczam ten nieoczekiwany honor?
- Czy stara kobieta nie może już zwyczajnie odwiedzić córki swojej najlepszej przyjaciółki? – spytała królowa z przesadną melancholią w głosie, teatralnym gestem przykładając chusteczkę do oczu. – Tyle lat, tyle wspomnień... A ty jesteś do niej taka podobna... – chlipnęła nostalgicznie, a łzy zabłysły w kącikach jej oczu.
Królowa i matka Carmili były najlepszymi przyjaciółkami, chociaż była to przyjaźń cokolwiek dziwna. Nikt nie mógł zrozumieć, w jaki sposób te dwie, różniące się od siebie pod każdym względem kobiety, zdołały się zaprzyjaźnić. Dzieliło je naprawdę wszystko. Od wyglądu, przez charakter i zainteresowania, aż po status społeczny. Jednak mimo wszystkich przeciwieństw, młodą wtedy królową, która dopiero co przybyła na obcy sobie dwór Astrii i żonę pałacowego ogrodnika, połączyła silna więź. Chyba tylko król Kerton wiedział, że jego młodziutka i jeszcze nie do końca pewna swojej pozycji małżonka, przylgnęła po prostu do życzliwego serca. Mimo całej swojej odwagi, waleczności i zaciętości, dzięki której pokazała całej arystokratycznej śmietance Astrii, kto tu rządzi, potrzebowała wiernej przyjaciółki, która by ją wspierała i której mogłaby się zwierzać, ze wszystkich swoich trosk. Kimś takim okazała się właśnie matka Carmili.
Czarownica wywróciła oczami, podnosząc się z podłogi i rozcierając obolałą część ciała.
- Wasza Wysokość, proszę nie zgrywać przede mną słabej, żyjącej przeszłością staruszki. Obydwie dobrze wiemy, że Wasza Wysokość nadal potrafiłaby utrzymać w szachu cały rząd Astrii i nie tylko, wciąż ma haka na większość ważnych osób z całego kontynentu i jest w stanie skopać wiele tyłków. Więc proszę dać sobie spokój z tym teatrzykiem. Wasza Wysokość nie przyszłaby do mnie, gdyby nie miała ważnej sprawy.
Łzy królowej znikły, równie łatwo jak się pojawiły, a ona sama przybrała surowszy wyraz twarzy.
- Nie dasz mi się pobawić, co? Żadnego szacunku dla starszych. Ach, gdyby Eileen to widziała...
- Moja matka powiedziałaby to samo – rzeczowo ucięła Carmi.
- Tak, pewnie masz rację... - westchnęła królowa. – Eileen nigdy nie owijała w bawełnę. Naprawdę jesteś do niej podobna i naprawdę bardzo za nią tęsknię. To nie były elementy teatrzyku. Ale masz rację, nie przyszłam tu po to, żeby powspominać. Mam dla ciebie zadanie.
CZYTASZ
Carmila
FantasyCarmila jest czarownicą. Ale nie jakąś pierwszą, lepszą babinką z brodawką na nosie i czarnym kotem, mamroczącą niezrozumiałe frazesy nad kotłem o podejrzanej zawartości. Co to, to nie! Jest kimś dużo ważniejszym! To jedyna i niepowtarzalna Królewsk...