4.2

1K 131 6
                                    


Troszkę o przeszłości Eneidy i o tym, w jaki sposób Carmila pojawiła się w życiu rodziny królewskiej. W swoim czasie poznacie całą tę historię. 

Być może w święta pojawią się jakieś dodatkowe rozdziały. Jeszcze nie wiem. Wszystko zależy od tego, jak bardzo mama zaprzęgnie mnie do sprzątania i gotowania. 

----------------------------------------------------------------------------------------------

            Carmila poczuła, że ktoś naruszył zabezpieczenia wokół jej domu. Zdziwiona odłożyła na bok książkę, którą właśnie czytała i skierowała się ostrożnie w stronę schodów. Normalnie po prostu krzyknęła by „Kogo tam u licha niesie?!", ale biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, wolała nie ryzykować. Większość osób ze złymi zamiarami nie zdołałoby przedostać się przez osłony, jakie postawiła wokół domu. Przepuszczały tylko tych z dobrymi intencjami. Niestety, Carmila była boleśnie świadoma, że tajemniczy wróg miał dość siły, żeby przedostać się przez jej osłony. A że jej powszedni goście, zazwyczaj dzwonili do drzwi i grzecznie czekali, aż zostaną wpuszczeni, czarownica nabrała podejrzeń co do nieznajomego przybysza. Utworzyła w dłoni kulę energetyczną, którą w razie potrzeby, mogła zaatakować. Po cichutku zaczęła schodzić w dół po schodach, delikatnie stawiając stopy na kolejnych stopniach. Wytężyła wzrok i wychyliła się lekko żeby dostrzec, co się działo na parterze. Mignęły jej tylko rude włosy.

- To ona – przemknęło jej przez myśl. – Ta rudowłosa, która przyzwała Natriego! Jest tutaj!

Nie zastanawiając się dłużej, zwiększyła ładunek energii w dłoni i zaczęła zbiegać po schodach, celując w nieznajomą. Wtem dostrzegła, że włosy, które widziała, mimo młodzieńczego blasku, są poprzetykane licznymi, siwymi pasmami, a twarz ich właścicielki jest jej dobrze znana. Ze zdziwienia potknęła się i ostatni odcinek schodów przeleciała w dół na tyłku, zaś spory ładunek energetyczny, który zebrała na dłoni, wystrzelił do góry, robiąc sporą dziurę w suficie i, jak zgadywała po odgłosach, również w dachu...

- Wasza Wysokość... – odezwała się Carmi z podłogi, drapiąc się jedną ręką po głowie. –Em... Nie chciałabym być nie miła... Ale tego... Czemu zawdzięczam ten nieoczekiwany honor?

- Czy stara kobieta nie może już zwyczajnie odwiedzić córki swojej najlepszej przyjaciółki? – spytała królowa z przesadną melancholią w głosie, teatralnym gestem przykładając chusteczkę do oczu. – Tyle lat, tyle wspomnień... A ty jesteś do niej taka podobna... – chlipnęła nostalgicznie, a łzy zabłysły w kącikach jej oczu.

Królowa i matka Carmili były najlepszymi przyjaciółkami, chociaż była to przyjaźń cokolwiek dziwna. Nikt nie mógł zrozumieć, w jaki sposób te dwie, różniące się od siebie pod każdym względem kobiety, zdołały się zaprzyjaźnić. Dzieliło je naprawdę wszystko. Od wyglądu, przez charakter i zainteresowania, aż po status społeczny. Jednak mimo wszystkich przeciwieństw, młodą wtedy królową, która dopiero co przybyła na obcy sobie dwór Astrii i żonę pałacowego ogrodnika, połączyła silna więź. Chyba tylko król Kerton wiedział, że jego młodziutka i jeszcze nie do końca pewna swojej pozycji małżonka, przylgnęła po prostu do życzliwego serca. Mimo całej swojej odwagi, waleczności i zaciętości, dzięki której pokazała całej arystokratycznej śmietance Astrii, kto tu rządzi, potrzebowała wiernej przyjaciółki, która by ją wspierała i której mogłaby się zwierzać, ze wszystkich swoich trosk. Kimś takim okazała się właśnie matka Carmili.

Czarownica wywróciła oczami, podnosząc się z podłogi i rozcierając obolałą część ciała.

- Wasza Wysokość, proszę nie zgrywać przede mną słabej, żyjącej przeszłością staruszki. Obydwie dobrze wiemy, że Wasza Wysokość nadal potrafiłaby utrzymać w szachu cały rząd Astrii i nie tylko, wciąż ma haka na większość ważnych osób z całego kontynentu i jest w stanie skopać wiele tyłków. Więc proszę dać sobie spokój z tym teatrzykiem. Wasza Wysokość nie przyszłaby do mnie, gdyby nie miała ważnej sprawy.

Łzy królowej znikły, równie łatwo jak się pojawiły, a ona sama przybrała surowszy wyraz twarzy.

- Nie dasz mi się pobawić, co? Żadnego szacunku dla starszych. Ach, gdyby Eileen to widziała...

- Moja matka powiedziałaby to samo – rzeczowo ucięła Carmi.

- Tak, pewnie masz rację... - westchnęła królowa. – Eileen nigdy nie owijała w bawełnę. Naprawdę jesteś do niej podobna i naprawdę bardzo za nią tęsknię. To nie były elementy teatrzyku. Ale masz rację, nie przyszłam tu po to, żeby powspominać. Mam dla ciebie zadanie.


CarmilaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz