Ash nienawidził być królem. Namiętnie i szczerze. Nie. Nie chodziło o godziny spędzone na koszmarnie niewygodnym tronie, ani o to jak bardzo bolało go siedzenie po ciągnących się posiedzeniach rady. Spoczywała też na nim ogromna odpowiedzialność, ale do tego już dawno się przyzwyczaił. Wybryki jego młodszego brata i konsekwencje, jakie mogły ze sobą przynieść często przyprawiały go o rozstrój żołądka, ale to też dało się jakoś znieść. Ataki na jego życie... Cóż... Ryzyko zawodowe. Jednak samotna podróż w parnej karocy w największy upał... To było ponad jego siły. Zaduch sprawiał, że ciężko mu było oddychać, pot lał się z niego strumieniami i przysiągłby, że widział różową mysz pląsającą walca na suficie. Gdyby nie ta okropnie ciężka i uwierająca bryła złota zwana koroną, podróżowałby zupełnie inaczej. Na przykład konno z Carmilą. Kiedy Ash zaproponował jej, aby pojechała powozem razem z nim, czarownica roześmiała mu się prosto w twarz, mówiąc, że jeszcze do reszty nie zwariowała. Doznała raz nieprzyjemności podróżowania paradną, królewską karocą, a ona nie robi tych samych błędów dwa razy. Na końskim grzbiecie czuła się dużo lepiej. Mirodon jako smoczy jeździec zakonu Świętego Serpena leciał na Ruby. W towarzystwie Jej Cesarskiej Wysokości księżniczki Rubiny. Wiedząc, czym grozi wejście do karocy w taką pogodę, Rubina z radością przyjęła od Mira propozycję wspólnego lotu. Zważając na to, że dogadywali się coraz lepiej, Asha specjalnie nie zdziwił ten fakt. Zaskoczyła go jednak królowa matka. Miał nadzieję, że chociaż Eneida będzie z nim dzielić trudy podróży. Nic bardziej mylnego. Ostatecznie „była już przecież w tym wieku, kiedy można sobie pozwolić na drobne dziwactwa i odstąpienie od konwencji" - jak mu oświadczyła. Kazała stajennym zaprząc konie do letniej bryczki, zostawiając syna na pastwę wysokich temperatur. Rose, jako córka generała, towarzyszyła mu w chłodnym, wojskowym powozie. Miriam oczywiście również do nich dołączyła. I tylko biedny Ash nie miał wymówki. Musiał jechać duszną, bogato zdobioną karocą. W końcu to tradycja. Dlatego też psioczył na parszywy los króla przez całą uciążliwą podróż. Miał wrażenie, że z każdym mijającym dniem jest coraz gorzej. Było coraz goręcej i coraz duszniej. Dlatego kiedy w dali w końcu zamajaczyły mury stolicy Elizjum i wieże pałacu Tawasen miał ochotę zapłakać ze wzruszenia. Wydawało mu się, że jest to najpiękniejszy widok na świecie. Zmienił jednak zdanie, gdy już na miejscu jeden z kamerdynerów zaprowadził go do jego komnaty. Na tym świecie nie było nic piękniejszego od łóżka!
CZYTASZ
Carmila
FantasiCarmila jest czarownicą. Ale nie jakąś pierwszą, lepszą babinką z brodawką na nosie i czarnym kotem, mamroczącą niezrozumiałe frazesy nad kotłem o podejrzanej zawartości. Co to, to nie! Jest kimś dużo ważniejszym! To jedyna i niepowtarzalna Królewsk...