Łagodny głos Rubiny i jej dłonie gładzące jego plecy, powoli uspakajały Mirodona. Łkanie księcia cichło stopniowo, by przerodzić się w głęboki oddech. Cała szyja królewny była mokra od łez, a ubranie pomięte, przez kurczowo ściskające ją ręce. Dla Rubiny była to zupełnie nowa sytuacja. Nie żeby nikt nigdy nie płakał w jej obecności. Owszem zdarzało się, że jakaś pokojówka po zasłużonej (zawsze zasłużonej) reprymendzie dostała napadu histerii. Równie często doprowadzała do łez lokajów, stajennych, nie wspominając o kucharzach, którzy, przez kapryszącą księżniczkę, zmieniali się w Westfalskim pałacu średnio co dwa, trzy miesiące. Ale nigdy nie musiała nikogo pocieszać. Nigdy nie łagodziła niczyich smutków. To zawsze nią się opiekowano. Jej łzy ocierano. Chuchano na nią i dmuchano, byleby tylko nie wygięła ustek w podkówkę. Zawsze uważała to za naturalną kolej rzeczy i nigdy nawet nie przyszło jej do głowy, że role mogą się odwrócić. Jednak teraz okryła, że bycie tą drugą stroną, bycie pocieszycielką, może być równie przyjemne, jak bycie pocieszaną. Szczególnie, że to Mirodon jej potrzebował. Kiedy chwytał się jej, jak tonący ostatniej deski ratunku, czuła jak w piersi, gdzieś w okolicach serca rozlewa się jej dziwne ciepło, którego nigdy wcześniej nie czuła. A kiedy tulący się do niej Mirodon, powoli dochodził do siebie, zrozumiała, jak bardzo ona sama potrzebowała tego odwrócenia ról. Ten krytyczny dla całej Astrii moment, w którym zaginął król, był jeszcze bardziej fundamentalny dla Rubiny. Coś w niej pękło, zmieniło się bezpowrotnie. To coś gromadziło się już od pewnego czasu, podczas każdej kłótni z Mirodonem i tych momentów, gdy udawało im się dojść do porozumienia. W każdej sekundzie, którą spędziła na grzbiecie Ruby i za każdym razem, kiedy martwiła się o bezpieczeństwo Asha. Zawsze, kiedy obserwowała ich wszystkich razem. Całą trójkę. Asha, Mirodona i Carmilę. Roześmianych, prawiących sobie przyjacielskie złośliwości i wspierających się nawzajem z całych sił. Rubina zawsze dostawała wszystko czego chciała. Ale dopiero obserwując ich, zdała sobie sprawę, że pieniądze ojca nie mogły jej zapewnić tego, czego jej serce pragnęło najbardziej. Wszystkie te elementy gromadziły się w niej, podstępnie i niepostrzeżenie wywierając na nią swój wpływ, by w tym jednym dramatycznym momencie wybuchnąć z całą swoją siłą i rozsiać spustoszenie. To był moment kulminacyjny i Rubina wiedziała już, że coś się w niej nieodwracalnie zmieniło.
- Ciii... Już spokojnie. Wdech i wydech. Znajdziemy go. Jeśli nie ty i ja, to Carmila na pewno. Przecież wiesz, że poruszy niebo i ziemię, byle tylko znaleźć Asha - uspokajała księcia, który wtulał się w jej szyję.
- Jest strasznie uparta, prawda? I zawsze znajduje wyjście nawet z najtrudniejszej sytuacji. Nie ma możliwości, żeby jej się nie udało - przytaknął książę, chociaż zabrzmiał trochę niepewnie, jakby sam próbował się przekonać, że wierzy w to co mówi.
Podniósł głowę z szyi Rubiny i spojrzał na nią czerwonymi oczami. Księżniczka przełożyła dłonie do jego policzków i stanęła na palcach, by scałować łzy, wciąż lśniące na jego policzkach.
- Uratowała mnie z łap smoka, uwolniła pałac od poltergeista i ochroniła Asha przed Ostrzami Cieni. Jeden zaginiony król to dla niej pestka. Na pewno już wpadła na jakiś trop. Chodźmy do niej, to sam się przekonasz. – Pokrzepiająco się do niego uśmiechnęła.- Taaak... - książę wziął głęboki uspokajający oddech. – Pewnie już dokładnie wie co się stało i gdzie powinniśmy szukać Asha. – Mirodon odwzajemnił uśmiech i pozwolił się poprowadzić do komnat Asha, gdzie powinna przebywać czarownica.
CZYTASZ
Carmila
FantasyCarmila jest czarownicą. Ale nie jakąś pierwszą, lepszą babinką z brodawką na nosie i czarnym kotem, mamroczącą niezrozumiałe frazesy nad kotłem o podejrzanej zawartości. Co to, to nie! Jest kimś dużo ważniejszym! To jedyna i niepowtarzalna Królewsk...