Rozdział 40

4.1K 234 13
                                    

**Patrick**

Po tym, co się dowiedziałem, mam jeszcze większą nadzieję, że ją odnajdziemy. Wszedłem właśnie do domu, Antoni twierdzi, że potrzebuje czegoś bardzo ważnego, co łączy mnie z nią. Z tego, co mówił to użyje mojego uczucia do niej, aby ją odnaleźć.
Wbiegłem do domu i do razu ruszyłem w stronę schodów. Kątem oka widziałem jak wszyscy siedzą w salonie. Wiem, że może nie być to za miłe, ale mam ich chwilowo gdzieś, teraz najważniejsza jest Lucy. Będąc już na górze ruszyłem do pokoju blondynki. Stanąłem na środku i zastanawiałem się, co może nam pomóc ją znaleźć.

- Patrick...!

- Co? - krzyknąłem do Tomasa przeszukując kolejną szufladę

- Możesz łaskawie powiedzieć gdzie byłeś. My tu siedzimy i zamartwiamy się a ty tak po prostu wychodzisz - mówił z pretensją, w sumie to nie dziwię się wyszedłem nic nie mówiąc.

- Byłem w instytucie.

- Po co? Przecież sam mówiłeś, że oni nam nie pomogą.

- Oficjalnie nam nie pomogą, ale nie oficjalnie owszem.

- Co masz na myśli?

- Rozmawiałem z Antonin.

- Co? Z szefem rady? Czy ty oszalałeś?

- Nie, nie oszalałem. I nie z szefem tylko przewodniczącym. On nam pomoże, był przyjacielem dziadka Lucy. I uwierz bardzo nam pomoże.

- To, cowymyśliliście? - dopytywał chłopak

- Nie mogę ci powiedzieć. To, że tak ujmę " ściśle tajne "

- Stary może to jakaś wielka tajemnica, czy coś w tym stylu, ale przecież jesteśmy najlepszymi kumplami. A z resztą ja też chcę odnaleźć Lucy, on jest jak moja młodsza siostra i zależy mi na niej. I mogę Ci pomóc w tym, co zaplanowaliście

- Zgoda, ale powiem ci później, o co chodzi. A teraz pomóż mi znaleźć coś, co może emocjonalnie łączyć mnie z Lucy.

- Okej, ale to ma być coś konkretnego?

- Sam nie wiem, to ma mnie z nią po prostu łączyć jakby magiczną więzią czy coś.

- A może ten naszyjnik, który jej dałeś? Kiedy dawałeś go Lucy pierwszy raz powiedziałeś, co do niej czujesz.

- Dobry pomysł, ale gdzie ona może go mieć? - zacząłem szukać go po różnych szafkach

- Chłopie - odwróciłem się w stronę chłopaka widząc go trzymającego naszyjnik nad szkatułką.

- Co bym bez ciebie zrobił?

- Zginąłbyś - zaczął się śmiać.

Wyrwałem z jego dłoni przedmiot i ruszyłem w stronę drzwi.
Wsiadam do auta i chciałem ruszyć, lecz przeszkodził mi w tym Tomas wchodząc do auta.

- Chyba nie myślałeś, że puszczę cię teraz sam?

- Miałem taką nadzieję.

** 30 minut później**

- Czyli macie zamiar użyć jakieś tam magii by ją znaleźć? - zapytał Tomas po raz kolejny.

- Nie jakieś tam tylko magii, którą posiada Antoni - próbowałem ponownie mu to wytłumaczyć

- Nie rozumiem.

- Chłopie, czego tu nie rozumieć.

- Na przykład tej magii.

- Antoni, jest przewodniczącym rady. Posiada moc, dzięki której odnajdziemy Lucy. Co tu jest nie zrozumiałe dla ciebie, jak że mądry Tomasie

- Dobra, nie ważne. Najważniejsze jest odnalezienie jej.

- A nie mogłeś tak od razu, nie musiał bym ci tego tłumaczyć tysiąc razy.

- Dobrze wiesz, że jestem ciekawskim człowiekiem.

- Jesteśmy - zakończyłem dyskusje parkując na posesji instytutu - chodź za mną.

Skierowałem się do wejścia, ochrona od razu rozpoznała mnie i wpuściła do środa. Tom podążał moimi krokami, rozglądając się w każdą stronę. Jako jedyny z watahy był tu oprócz mnie, ale jego wizyty opierały się głównie na pójściu do wielkiej sali i czekanie aż załatwię sprawy. Kiedy byłem tu pierwszy raz z ojcem tak samo się zachowywałem. Co się dziwić, to piękna kilkuset letnia budowla z wielką historią.

Znaleźliśmy się w końcu w bibliotece, zbytnio nie wiedziałem czy Tomas może iść ze mną. Antoni mówiłbym nikomu o tym nie mówił. Ale wiedziałem, że brunet tak łatwo nie odpuści.

- Słuchaj - zacząłem zatrzymując się tuż obok wejścia - to, co teraz zobaczysz nie może opuścić tego miejsca. Jasne?

- Spoko. Znasz mnie nie od dziś i sam dobrze wiesz, że potrafię dotrzymać tajemnic.

Pokiwałem głową i odsunąłem księgę odsłaniając czerwony przycisk.

- Nieźle to wymyślili - skwitował Tom

Ruszyliśmy szybko schodami na górę. Antoni mówił, że musi przygotować salę, ale nie spodziewałem się takiej zmiany. Na środku stał wielki stół z mapą i czterema świecami każdym rogu pergaminu. Wokół również były rozstawione świece, niektóre większe i mniejsze. Okna były pozasłaniane, aby nawet jeden promień słońca nie wniknął do pomieszczenia.

Wraz z przyjacielem stanęliśmy przy stole, na przeciw starszemu mężczyźnie.

- Odnajdźmy Lucy.

PrzeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz