Rozpieszczam długimi rozdziałami :p tym razem 4,5 tysiąca słów, więc znowu musicie uzbroić się w cierpliwość :p następny będzie miał już około 3 tysięcy z hakiem (tak mam już napisany) :D
Więc życzę miłego czytania i ciekawa jestem jak odbierzecie ten rozdział :D trochę się zmęczyłam, pisząc go (chociaż jeśli chodzi o zmęczenie, to następnego rozdziału on nie pobije xD) :D
Domek na odludziu był miejscem, do którego można było uciec, ukryć się przed nieszczęściami i żyć tam dopóki nie będzie lepiej. Hyewon wiedziała, że gdyby tylko mogła to najchętniej zostałaby tam o wiele dłużej... niczym nie różniło się to od zwykłego mieszkania, w którym można było żyć i nie martwić się zupełnie niczym. Wiedziała jednak, że musi wrócić do rzeczywistości i ponownie zawitać w rezydencji, w której wychowywała się przez długie lata.
Z chwilą przekroczenia bramy wjazdowej, westchnęła krótko, żałując że sobotni poranek w ogóle nastał. Gdyby tylko tamten piątkowy wieczór mógł trwać wiecznie...
Spojrzała na Baekhyuna, który szedł wolnym krokiem zaraz obok niej i nie mogła powstrzymać uśmiechu, gdy zaczęła wspominać wczorajsze wydarzenia. Następnie jej spojrzenie przeniosło się na prawą dłoń, gdzie aż nazbyt widoczny był złoty pierścionek ślicznie zdobiący jej serdeczny palec. Kiedy on zdążył go kupić? Zamierzał jej się oficjalnie oświadczyć? Jeśli tak... to kiedy?
Uświadomiła sobie wtedy, że jej myślenie diametralnie się zmieniło... nie zadaje już sobie pytań odnośnie przestępstw, tajemnic czy innych mrożących krew w żyłach tematów. W końcu mogła myśleć o sprawach, o których powinna była rzeczywiście myśleć. O sprawach przyziemnych, prostych, ale za to bardzo cieszących serce. Teraz... mogła zrozumieć dlaczego Baek zachowywał się niczym szczęśliwy głupiec, kiedy spotkała go przy miedzianej fontannie po raz pierwszy od sześciu lat. On nie robił dobrej miny do złej gry... on był naprawdę szczęśliwy, że może z nią w końcu porozmawiać, dotknąć czy zwyczajnie spojrzeć jej w oczy. A ona tego nie dostrzegała... była zaślepiona tym, że zniknął bez jakiegokolwiek wyjaśnienia i odpychała go niemal na każdym kroku, działając tym samym wbrew sobie.
- Co to za mina? – usłyszała obok siebie ciepły głos chłopaka, który stanął zaraz przed nią, zatrzymując ich tym samym obok owej fontanny, o której przed chwilą Hyewon rozmyślała – Coś nie tak? Myślałem, że już wszystko...
- Wszystko w porządku głuptasie – odparła uśmiechnięta, dezorientując Baekhyuna jeszcze bardziej – Tylko... zachowywałam się wobec ciebie nie w porządku przez cały ten czas. Źle mi z tym.
- A mnie nie – odparł zadowolony – Należało mi się. Wybrałem życie gangstera niż życie z tobą... nie byłem wzorowym przyjacielem i zostawiłem cię de facto dla kasy, więc...
- Przestań – przerwała mu nagle, chichocząc pod nosem – Nie poprawisz mi tym humoru.
- Już to zrobiłem – zaśmiał się pod nosem, po czym pchnął duże drzwi i stanęli na znajomym korytarzu ich lokum.
Dosłownie kilka sekund później z pokoju po prawej stronie wychyliła się czarna czupryna, która przy pasie miała zaczepiony pistolet.
- Panienka Do! Myślałem, że coś stało! – krzyknął zmartwiony Seongjin, wychodząc do holu i patrząc na dwójkę groźnym spojrzeniem – Trzeba było chociaż zadzwonić, że jesteście razem i nic wam nie jest! Nie było was dwa dni!
Baekhyun uśmiechnął się głupkowato i jednocześnie podrapał po karku, zwracając tym uwagę ochroniarza. Starszy założył ramiona i wpatrywał się wyczekująco na młodego panicza, chcąc usłyszeć logiczne wyjaśnienie zaistniałej sytuacji.
CZYTASZ
I'm right behind you || EXO [W trakcie poprawek 6/52]
FanfictionDo Hyewon została postawiona w trudnej sytuacji. Musi wyjść za mąż za człowieka, którego nie widziała od sześciu lat i nie jest z nim w najlepszych stosunkach. Niedługo potem napotyka na swojej drodze mężczyznę, który, ratując ją z opresji, zaintryg...