⚫4⚫

175 20 52
                                    

⚫Miesiąc później⚫

Theo

Budzę się. Powoli otwieram oczy.  Razi mnie światło więc szybko je mrużę. Powoli przyzwyczajam się jednak do jasności, która zawitała zaraz po czerni, którą miałem pod powiekami.

Zauważam stojącą nade mną kobietę. Po włosach poznaję, że to nie jest Shai. ToRuth.

-Witaj- uśmiecha się.

-Cześć - mruczę niewyraźnie.

Do sali nagle zaczynają zlatywać się lekarze. Marszczę brwi. Tyle pytań od razu nasuwam mi się na myśl. Co mi jest? Ile tu leżę? Gdzie jest Shai? Dlaczego do cholery tutaj jest Ruth?

-Witamy w świecie żywych panie Taptiklis.

-Dlaczego tu leżę?- pytam.

-Miał pan wypadek i ledwo co uszedł pan z życiem. Na szczęście wszystko jest już w porządku, choć na początku nic na to nie wskazywało- lekarz uśmiecha się i spisuje coś na karcie.

-A ile tutaj jestem?

-Miesiąc.

Słucham? Jak to miesiąc? To nie możliwe. Muszę skontaktować się z Shai.

Lekarz odkrywa mnie i zaczyna badać. Zauważam, że mam rękę w gipsie, duży opatrunek w okolicach żeber i drugi mniejszy na biodrze. Facet po skończonym badaniu nakrywa mnie i wychodzi. Zostaje w sali sam z Ruth, i jakąś pielęgniarką siedzącą przy biurku.

-Jak się czujesz?- pyta Ruth, przybliżając się do mnie z krzesłem, i kładzie dłoń na mojej zdrowej ręce.

-Dobrze- mówię niepewnie.

Dziewczyna uśmiecha się.

-Dlaczego ty tu jesteś? Gdzie jest Shai?- pytam.

-Ohh- wzdycha- Widzisz... Shai... Nie żyje.

Moje serce zaczyna szybciej bić. Shai? Moja Shai? To nie możliwe, ona musi żyć.
Podrywam się z łóżka.

-Spokojnie, leż- mówi blondynka, kładzie mi rękę na torsie i popycha lekko do tyłu.

Jak ja mam być kurwa spokojny?

-Jak to nie nie żyje?- pytam chłodno.

-Miała wypadek. Zginęła po tym jak dowiedziała się o tobie. Jechała na lotnisko i... samochód dachował, zmarła na miejscu.

Łza ścieka po moim policzku. Nie mogę tego słuchać. To mnie niszczy. Czuję jak coś wyżera mnie od środka. Czuję ogromną pustkę, poczucie straty. Jak ja mam żyć bez Shai? To niemożliwe. Nie wytrzymam bez niej. Nie wyobrażam sobie nie czuć jej zapachu, nie widzieć jej, nie dotykać jej gładkiej, miękkiej skóry, nigdy więcej nie czuć smaku jej pocałunku. Te myśli sprawiają, że zaczyna mnie boleć serce. Mam wrażenie jakby ktoś dźgał je nożem. Chce mi się krzyczeć, moje oczy napełniają się łzami. Wiem, że jeszcze do końca do mnie nie dotarło to, że Shai nie ma. Później będzie jeszcze gorzej.

-Skąd ty tyle wiesz?- pytam.

-Wszystko huczało na ten temat... Ale teraz ucichło. To było miesiąc temu...

-Wiesz gdzie jest pochowana? Ja muszę tam jechać- przerywam jej.

-Niestety nie. Ale wiesz? Ja wszystko sobie przemyślałam. Możemy zacząć jeszcze raz, ja jestem skłonna ci wybaczyć. Zaszyjemy się w jakimś małym miasteczku, odetniemy od świata, hmm?

Marszczę brwi.

-Co ty pieprzysz? Myślisz, że by się nam udało?! Nie, nie, proszę, wyjdź już, chcę zostać sam!

Ruth patrzy na mnie smutno. Co ona sobie wyobraża? Nie mógłbym z nią być. Nie będę umiał być już z nikim. Nie po tym co się stało z Shai. Nawet się nie pożegnaliśmy... Boże. Straciłem ją... Nie hamuję już łez. Spływają ciurkiem po mojej twarzy. Straciłem Shai, kobietę która była dla mnie aniołem, którą kochałem ponad wszystko... I kiedy myślałem, że to ona traci mnie, za chwilę miało stać się coś odwrotnego... 


😕😕

CDN.

Forever Together ⚫Sheo fanfiction⚫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz