⚫ 33⚫

157 17 66
                                    

Shailene

Po czterech godzinach wracamy na ląd. Widoki ze statku były przepiękne, ale przeszkadzało mi moje samopoczucie, które nie było zbyt dobre.  Wprawdzie nie wymiotowałam, z czego sie cieszę, ale bolał mnie brzuch. Obiadu prawie nie tknęłam, chociaż moje oczy by jadły.  Nie chciałam ryzykować. 
Na szczęście Theo wszytko zrozumiał, myślałam, że będzie mu przykro, ale nawet jak tak było, to nie dał tego po sobie poznać. 

-Było cudownie, skarbie- zatrzymuję się i łączę nasze usta.

-Cieszę się. Ale teraz wracamy do pokoju, ty się kładziesz, i bierzesz leki. Wieczorem mamy kolację- brunet posyła mi znaczące spojrzenie. 
-Tak jest!

Zaczynamy się śmiać, i spacerem wracamy do hotelu, tą samą drogą, którą tutaj przyszliśmy. 

⚫⚫⚫

Godzinę później jesteśmy na miejscu.  Kierujemy się do pokoju. 

Wjeżdżamy windą na piętro, wychodzimy i kierujemy się korytarzem do naszych drzwi. 

Theo otwiera je i puszcza mnie pierwszą.  Zdejmuję buty i rzucam się na łóźko. 

-Boże...  Mój brzuch - jeczę. 

-Poczekaj... Zaraz dam ci jakąś tabletkę. Może się czymś zatrułaś?

Mam nadzieję, że nie twoim nasieniem...

Chciałbym mieć dzieci, tym bardziej z Theo, ale boję się, że on może tego narazie nie chcieć.  Wiem, że gdy był z Ruth nie spieszyło mu się do tego...

-Proszę- chłopak podaje mi tabletkę i szklankę wody. 

Zmieniam pozycję na siedzącą i biorę od niego to co mi przyniósł. 

-Dziękuję- uśmiecham się. 

Patrzę się chwilę na tabletkę, z zawahaniem. Jednak koniec końców ją połykam i popijam wodą. 

Odstawiam szklankę i z powrotem się kładę. 

Chyba odpływam.

⚫⚫⚫

Budzę się, kiedy słońce zaczyna zachodzić.  Marszczę brwi i podrywam się. Siadam i przecieram oczy. 

Zauważam, że światło w łazience się świeci, więc musi być tam Theo. 

Wstaję i podchodzę do okna, podziwiając widoki. 

Tutaj jest tak przepięknie. Mamy widok na plażę, która jest trochę dalej od naszego hotelu, i nie ma do niej bezpośredniego zejścia stąd.

-Jak się czujesz?- szept Theo łaskocze mnie w kark.

Odwracam się w jego stronę i zauważam, że jest w samym ręczniku owiniętym wokół bioder.  Musiał brać prysznic.
Nawet nie słyszałam jak tutaj przyszedł. 

-Znacznie lepiej- uśmiecham się. 

Jego ciało jest cholernie seksowne, zwłaszcza z pojedyńczymi kropelkami wody na torsie, których nie powycierał. A litera V na podbrzuszu strasznie podnieca. 

Przegryzam wargę. 

Theo uśmiecha się chytrze. 

Przybliża do mnie swoją twarz. Łączy nasze wargi w intensywnym pocałunku. 
Po dłuższej chwili, kiedy tak tkwimy, popycham go na łóżko i siadam na nim okrakiem. 

Tworzę ścieżkę pocałunków od jego mostka do podbrzusza. 
Słyszę jak Theo wzdycha.

Przewraca mnie tak, że teraz to on ma pod kontrolą mnie. Sprawnie pozbywa się  mojej sukienki, i zaraz stanika. Przysysa się do każdej z piersi, zataczają językiem kółka wokół moich sutków. 
Wzdycham cicho. 

Wsuwam ręce pod jego ręcznik, który zaraz się z niego zsuwa.

Chłopak nie pozostaje mi dłużny i zrywa ze mnie stringi. 

Cała euforia zaczynam gromadzić się w moim podbrzuszu. Krew szybciej krąży w moich żyłach. Czuję jak pulsuje mi przy skroni. 

Theo zaczyna całować wewnętrzną stronę moich ud, powoli docierają do mojej kobiecości. Jednak zatrzymuje się przed nią, unosi głowę i patrzy mi prosto w oczy.  Uśmiecha się, a ja czuję, że zaraz wybuchnę. 

-Theo...

-Tak skarbie?- pyta. 

I nagle we mnie wchodzi.  Po moim ciele rozchodzi się fala rozkoszy. 

Zaczynam szybciej oddychać. 

⚫⚫⚫

O dwudziestej schodzimy na kolację. 

Mam na sobie czarną sukienkę z odkrytymi ramionami i do tego sznurowane balerinki oraz trochę mocniejszy makijaż. 

Wchodzimy do sali w hotelu, gdzie mieści się restauracja.  Jednak jesteśmy w niej sami. 

Kelner prowadzi nas do stolika. Odsuwa mi krzesło, na które siadam.

-Proszę menu- mówi i podaje nam karty. 

Uśmiecham się i otwieram ją.  Jestem strasznie głodna.  W sumie czemu się dziwić. Dzisiaj zjadłam tylko śniadanie. 

-Więc... Co wybieramy?- pyta Theo. 

-Hmm...  Mam ochotę na krewetki.

-Ok. To niech będą krewetki, i wino. 

⚫⚫⚫

Po kolacji, czyli o dwudziestej drugiej idziemy na plażę. Jest wieczór, ale na dworze jest jasno.  Wszystko przez księżyc.

Zdejmuję buty, i kierujemy się do brzegu. Nie ma tutaj nikogo oprócz nas. Jest cudownie. 

-Kocham cię, wiesz?- mówię.

-Tak? Ja ciebie też- Theo całuje mnie we włosy. 

Wpatruję sie w wodę, w której odbija sie światło księżyca. 

-Wchodzimy?- chłopak skinieniem głowy wskazuje na wodę. 

-Nie mam stroju- mówię.

-To jaki problem?- brunet sciąga z siebie koszulkę- Nago nie możesz?- pozbywa się teraz spodni razem z bokserkami- Twoja kolej- puszcza mi oczko i wchodzi do wody. 

Kręcę tylko głową. 

Zsuwam z siebie sukienkę, a potem stringi.

-Nie wierzę - szepczę sama do siebie i idę za Theo. 

🐻🐻

CDN.

Forever Together ⚫Sheo fanfiction⚫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz