Theo
Budzi mnie pukanie do drzwi. Otwieram leniwie oczy. Przecieram je i wzdycham.
-Proszę!- mówię.
-Mama zrobiła śniadanie, schodzisz?- pyta John, który wszedł do pokoju.
-Która godzina?- mamroczę, wyciągając się.
-Dwunasta.
Kurwa.
Kiwam głową. John wychodzi. Wstaję z łóżka. Czuje lekkie pulsowanie w miejscu, gdzie w nocy dostałem patelnią.
Biorę moje rzeczy z walizki. Nie zdążyłem się jeszcze wypakować. Idę prosto do łazienki.
Staję przed lustrem i wpatruję się chwilę we własne odbicie. Kręcę głową i przemywam twarz zimną wodą.Wskakuję szybko pod prysznic, żeby się odświeżyć.
Po umyciu wychodzę z kabiny, i ubieram się w naszykowane wcześniej ubrania. Wychodzę z łazienki i schodzę na dół.
W jadalni, przy stole czeka na mnie cała rodzina. Dylan uśmiecha się na mój widok i wyciąga rączki.
Niedzielne śniadanie...
Brakuje tylko jednej osoby...
Czuję jak szczypią mnie oczy. Mrugam szybko, żeby nie pojawiły się w nich łzy. Przechodzę obok bratanka i czochram jego krótkie włoski. Siadam w wyznaczonym miejscu, między bratem a tatą. Na przeciwko siedzi moja mama, i żona brata, a w środku Dylan.
-Jesteśmy w komplecie, więc możemy jeść - mówi mój tato i się uśmiecha- Smacznego.
Nie jesteśmy w komplecie...
Chwytam bułkę i kładę ją na talerz, obok jajecznicy. Zaczynam jeść nigdzie się nie spiesząc.
-Ruth dzwoniła- mówi moja mama, a ja mam ochotę wypluć jedzenie, które mam w buzi.
Przecież napisałem wyraźnie, żeby się ze mną nie kontaktowała.
Odchrząkuję.
-Co chciała?- pytam marszcząc brwi.
-Pytała czy jesteś u nas.
-I co jej powiedziałaś?
-Prawdę, synu. Ja nie chciałam wcześniej pytać, bo wiedziałam, że coś jest nie tak, ale... Pokłóciliście się?
-Zerwaliśmy.
Moja mama wytrzeszcza oczy. Chyba się tego nie spodziewała.
-Jak to?- docieka tato.
-Normalnie- rzucam chłodno.
-A ślub? Mieliście się pobrać, co z tym wszystkim?
-Wszystko odwołane! A co ma być?!- unoszę się.
-Spokojnie Theo- uspokaja mnie mama.
Następuje cisza. Słuchać tylko dźwięk sztuców.
-Przynajmniej wiem dlaczego chodzisz taki przygnębiony- odzywa się po chwili mama, chyba chcąc przerwać tę ciszę.
-Nie. Nie dlatego!- wstaję od stołu i wychodzę z pomieszczenia.
-Theo!- słyszę wołanie taty, ale nie mam ochoty się wracać.
Biorę kurtkę z przedpokoju, nakładam ją i wychodzę. Idę przed siebie.
Dochodzę do parku, gdzie siadam na ławce. Wkładam ręce do kieszeni, i odchylam głowę w tył, zamykając oczy.
Nie chcę nic czuć. Mam dość.
Siedzę tak dobre pół godziny. Nie mam ochoty wracać do domu.
Może powinienem w końcu odwiedzić grób Shai? Może to mnie totalnie załamie, a może pomoże zamknąć ten etap? Ruszyć do przodu?
Wstaję z ławki i zmierzam w kierunku centrum.
Na jednym z murów zauważam ogłoszenie o castingu. Poszukują pilnie aktora do roli w przedstawieniu w teatrze londyńskim. Zatrzymuję się na chwilę i marszczę brwi.
A może to jest to?
Zapisuję sobie datę castingów.
Najbliższy jest za tydzień. Dzień po tym jak będę musiał lecieć do szpitala w Dublinie na kontrol.
Polecę tam. Teraz już nic nie trzyma mnie w jednym miejscu. Niczego nie tracę.
Dzień dobry, państwu 😇
CDN.