Shailene
Theo kładzie dłoń w miejsce gdzie go uderzyłam. Ocieram łzy i wybiegam z kuchni. Słyszę jak Theo podąża za mną.
Dochodzę do sypialni, wchodzę szybko do pomieszczenia i kiedy chcę zamknąć drzwi, chłopak blokuje je swoją stopą.
-Przepraszam- mówi.
Patrzę się na niego chwilę i wzruszam ramionami.
Odwracam się i podchodzę do szafy, wyciągam z niej dżinsy i czarną koszulę z długim rękawem.
-Shai...- mówi Theo.
Nie zwracam na niego uwagi, wymijam go, i wychodzę z pokoju.
Po chwili czuję jak jego dłoń zaciska się wokół mojego ramienia.
-Puść mnie, Theo- mówię odwracając się w jego stronę.
Ten jednak nie zwraca uwagi na moją prośbę.
-Nie chciałem, żeby to tak wyglądało.
-Ja też nie- powstrzymuję się od łez- Teraz mnie puść.
Theo przygląda mi się smutnym wzrokiem, po czym rozluźnia uścisk, odchodzę.
Jestem już zmęczona ciągłym odbieraniem nam szczęścia...
Wchodzę do łazienki. Biorę szybki prysznic, maluję się, rozczesuję włosy, wiążę je w kucyk i się ubieram.
Ogarnięta wychodzę z łazienki.
Zmierzam do drzwi wejściowych. Muszę gdzieś wyjść, odetchnąć...
-Shai, porozmawiaj ze mną- Theo podchodzi do mnie.
-Może później, teraz idę się przewietrzyć- odpowiadam zakładając buty.
-Nie bądź na mnie zła, ja chciałem dobrze, Shai.
-Wiem. Ty zawsze chcesz dobrze, tylko nie zawsze ci wychodzi- mówię i otwieram drzwi.
Wychodzę.
Nie lubię ranić ludzi. Boli mnie to jak mówię do Theo, ale czuję do niego żal. Ja rozumiem, że chciał pomóc przyjaciółce, ale to był taki ważny wieczór dla nas, a w dodatku do mnie nie zadzwonił i myśli, że mnie nie obchodzi. Kim ja jestem, potworem?
Idę przed siebie. Pogrążona w myślach, nawet nie wiem, że prawie doszłam do centrum.
Chciałabym spotkać się z Zoe, porozmawiać z nią i się wyżalić, ale nie wiem czy ma czas. Sięgam do kieszeni po telefon, żeby zadzwonić do dziewczyny, ale orientuję się, że go tam nie ma. Sprawdzam drugą kieszeń- pusto. Musiałam go zostawić w domu. Może to i dobrze? Jak Theo zacznie do mnie dzwonić, to się zdziwi i może zrozumie jak trudno jest się o kogoś nie martwić...
Skoro nie mogę zadzwonić do Zoe, to muszę się do niej dostać, ale piechotą to jest za daleko.
Łapię pierwszą lepszą taksówkę. Na całe szczęście wzięłam portfel.
Podaję kierowcy adres i odjeżdżamy.
Jakiś czas później jestem pod domem dziewczyny. Podchodzę pod bramę i dzwonię domofonem.
-O Shai! Wejdź skarbie- mówi odbierając, musiała zobaczyć mnie na kamerce.
Wchodzę na posesję. Podchodzę do drzwi, które otwierają się zanim zdążę zapukać. Stoi w nich blondynka z szerokim uśmiechem.
-Cześć Zoe- mówię.
Dziewczyna zmienia swój wyraz twarzy słysząc mój ton głosu.
-Woodley, co się stało?- pyta marszcząc brwi.
Wzdycham i mrugam szybko, żeby odpędzić łzy, które zaraz wypłyną na zewnątrz.
-Wejdź- Zoe obejmuje mnie i niemalże wpycha do domu, zamykając za mną drzwi.
Zdejmuję buty i idę prosto do salonu. Siadam na kanapę, a moja przyjaciółka na przeciwko mnie, po turecku, na pufie.
-Hej, piękna, mów co jest.
Wzruszam ramionami i zasłaniam sobie twarz dłońmi.
-O matko! To jest to o czym myślę?!- wykrzykuje dziewczyna.
Marszczę brwi i odsłaniam twarz.
-Zaręczynowy?!- dopytuje blondynka i chwyta moją dłoń.
-Tak...- szepczę i uśmiecham się delikatnie.
-Boże! Gratuluję! Piękny!- przytula się do mnie- Ale chyba nie przez to jesteś taka smutna, prawda?
Kręcę przecząco głową. głową.
-Theo mi się oświadczył wczoraj wieczorem, potem... potem o pierwszej w nocy zadzwoniła do niego Emilia, ta z którą grał w spektaklu i powiedziała, że jest w Nowym Jorku i miała wypadek, więc Theo do niej pojechał, nawet do mnie nie zadzwonił, a jak wrócił dzisiaj o dwunastej do domu to powiedział, że nie muszę się o niego martwić, bo on umie o siebie zadbać. Idiota.
Zoe parska śmiechem. Unoszę wzrok i patrzę na nią.
-Co cię tak śmieszy?- pytam.
-Na prawdę dlatego jesteś na niego zła? Kochanie...- ponownie się do mnie przytula.
-Zdenerwował mnie. Zdenerwował mnie tym, że po raz kolejny coś jest dla niego ważniejsze od nas.
-No dobra, rozumiem. Może i masz rację.
-Bo mam!
-Musisz się wyluzować. Wstawaj- dziewczyna chwyta mnie za rękę i ciągnie w swoją stronę.
-Tutaj jest mi wygodnie- marudzę.
-Oj, chodź! Idziemy na miasto trochę się zabawić!
-Nie, Zoe. Nie dzisiaj.
-A kiedy?Jak się hajtniesz, a potem zostaniesz matką?
-Z tą matką to tak średnio bym powiedziała...
-Woodley! Kurwa, jaka ty marudna! Chodź!- ciągnie mnie.
W końcu poddaję jej się i wstaję. Może ma racje? Powinnam się wyluzować.
😎😏😈
CDN.
