⚫46⚫

157 16 16
                                    

⚫️Dwa tygodnie później⚫️


Theo

Wstaję wcześniej, żeby przygotować śniadanie dla Shai. Moja dziewczyna obchodzi dzisiaj swoje dwudzieste szóste urodziny. Moja dziewczyna... o ile się zgodzi, dziś wieczorem będzie moją narzeczoną. Na samą myśl o tym uśmiech pojawia mi się na twarzy. Jeśli Shai powie mi "tak" będę najszczęśliwszym facetem na tej ziemi!

Włączam sobie radio, i ściszam je tak, żeby nie obudziło Shai. Zaczynam szykować posiłek, mimo, że nie mam pomysłu co to będzie.

⚫️⚫️⚫️

Po godzinie wędruję do naszej sypialni z tacą pełną jedzenia, i kwiatami, które wczoraj kupiłem.

Naciskam łokciem na klamkę, bo musiałem zamknąć drzwi... Wchodzę do środka. Shai śpi, opatulana białą kołdrą. Wygląda jak anioł.

Stawiam tacę z jajecznicą, kromkami pełnoziarnistego chleba, kawą i dla różnorodności rogalikami z dżemem na łóżku, obok dziewczyny. Przy tym kładę również kwiaty. Nachylam się nad brunetką i muskam ustami jej odkryte ramię. Shai mruczy coś pod nosem, ale zauważam, że się uśmiecha. Wędruję do jej dekoltu, do którego się przysysam, a z niego przenoszę się do ust.

-Wszystkiego najlepszego, skarbie- szepczę- odrywając się od niej.

Shai otwiera oczy, i się przeciąga.

-Dziękuję, kochanie- uśmiecha się szeroko.

Siadając zauważa co dla niej przygotowałem i wytrzeszcza oczy.

-Sam zrobiłeś? Dziękuję!- rzuca mi się na szyję.

-Kocham cię- mówię.

-Jaki zbieg okoliczności- brunetka zaczyna się śmiać i luzuje uścisk, po chwili całkiem się ode mnie odsuwając- Ale jestem głodna- stwierdza, kładąc sobie rękę na brzuchu.

Przesuwam jej tackę i daję kwiatki.

-Piękne są- uśmiecha się i zanurza nos w bukiecie.

-A czego ty się po mnie spodziewałaś? Nic brzydkiego bym ci nie dał- puszczam jej oczko, a dziewczyna parska śmiechem.

Siadam obok niej. Zaczynamy jeść. Przyznam, że ja też zgłodniałem.

⚫️⚫️⚫️

Dochodzi dziewiętnasta. Umówiłem się z Shai na kolację u nas na tarasie. Wszystko naszykowałem, i teraz korzystając z okazji, że dziewczyna bierze prysznic- robię ścieżkę z płatków róż, prowadzącą z łazienki, aż na taras, a w okół tego ustawiam zapalone świeczki. Gaszę wszystkie światła, i kieruję się na zewnątrz.

Taras oświetlają nam lampy ogrodowe, oraz... świeczki, które są wszędzie.

Sprawdzam jeszcze czy mam pierścionek. Na szczęście jest na swoim miejscu- w mojej kieszeni.

Wyciągam go jeszcze szybko, i zerkam na niego, siadając na krześle. Póki co się nie stresuję, bo czuję, że Shai się zgodzi.

Ja nie wyobrażam sobie bez niej mojego życia,  nie widzę poza nią świata... Kim ja bym był bez niej? Shai jest dla mnie wszystkim. Jestem pewien, że chcę być z nią do końca. Tylko przy niej jestem szczęśliwy.

Nagle słyszę kroki Shai. Chowam szybko pierścionek do pudełeczka, a to do kieszeni. Wstaję z krzesła.

-Boże, Theo...- mówi dziewczyna wchodząc na taras- Jak tu pięknie... Sto razy bardziej wolę spędzać swoje urodziny z tobą na tarasie, niż w zatłoczonych restauracjach- uśmiecha się i podchodzi do mnie.

-Ja też, skarbie- przyciskam ją do siebie i łączę nasze wargi w namiętnym pocałunku.

Tkwimy tak dobre kilka minut. Odrywamy się od siebie. Przyglądam się Shai. Jest taka śliczna. Ma na sobie czarną, koronkową  sukienkę która podkreśla jej sylwetkę, i żółte szpilki. Nawet i bez tego wyglądałaby pięknie.

-Usiądź, kochanie- mówię odsuwając jej krzesło.

-Dziękuję.

Siadam na przeciwko dziewczyny. Otwieram wino i nalewam je nam do kieliszków.

Unoszę mój do góry, chcąc wznieść toast.

-Za twoje zdrowie, śliczna!

Stukamy kieliszkami i moczymy usta w alkoholu.

Zabieramy się za jedzenie ryby, którą dla nas przygotowałem. Myślałem, że mi się nie uda, ale jakimś cudem mi to smakuje, zresztą, Shai chyba też, przynajmniej na taką wygląda.

Gadamy, śmiejemy się, i kiedy kończymy jeść... nadchodzi ten moment, żeby dać Shai prezent...

-Kochanie... Mam dla ciebie niespodziankę- mówię wstając.

-Tak?- dziewczyna marszczy brwi- Mi już do szczęścia nic nie brakuje.

Kurwa, serio? Jak mam to rozumieć? Biorę głęboki wdech, i wypuszczam powietrze ustami. Spokojnie, stary, nie takie rzeczy się robiło... To tylko oświadczyny, zgodzi się, a w najgorszym wypadku je odrzuci...

Staję przed dziewczyną. Wydaje się być zdziwiona.

-Kochanie...- przełykam głośno ślinę i klękam- Nie będę gadał bez sensu, bo wiem, że wystarczy, gdy powiem ci, że cię kocham, najbardziej na świecie...- Wyjmuje pudełeczko i otwieram je- Skarbie... uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?- pytam i w  końcu unoszę wzrok.

Patrzę na jej twarz. Do jej oczu napływają łzy, a kąciki ust unoszą do góry.

Serce bije mi jak oszalałe.

Odezwij się...

-Tak- szepcze i uśmiecha się bardziej- Tak! Tak, Theo!

Żyję 💪

CDN.

Forever Together ⚫Sheo fanfiction⚫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz