Shailene
Półprzytomna jadę w karetce do szpitala. Czuję się tak jakbym dryfowała pomiędzy życiem a śmiercią. Nie mam siły, żeby otworzyć oczy, ani żeby lekko drgnąć. Najchętniej bym umarła. Ale... Theo.
Jechałam tu do niego, i miałam dojechać cała i zdrowa. Jak się doiwem co się z nim dzieje? Będę żyć, jeśli on będzie, a jak on odejdzie, ja razem z nim.Czuję jak karetka się zatrzymuje. Chyba dojechaliśmy na miejsce, bo słyszę dźwięk otwierających się drzwi od karetki. Ktoś chwyta za nosze i wywozi mnie na nich z pojazdu. Chłodne powietrze owiewa moją twarz. Zaraz po powiewie wiatru następuje buch ciepła. Dochodzą do mnie czyjeś rozmowy, dzwoniące telefony... I nagle ponowne gwałtowne uderzenie.
-Niech pani uważa! Wieziemy pacjentkę w wypadku!- mówi ratownik.
Ktoś musiał we mnie wejść.
-Przepraszam- odzywa się jakaś kobieta.
Znam ten głos. Ruth. Muszę się dowiedzieć co z Theo. Całą siłą woli próbuję otworzyć oczy. Udaje mi się to, widzę rozmazany obraz.
Mrugam lekko. Widzę jak Ruth mi się przypatruje.
Już mam się do niej odzywać, ale blondynka przekierowuje swoje spojrzenie na ratownika, który mnie tu przywiózł.-To ta aktorka, Woodley?- pyta.
-A zna ją pani?
-Nie... Znaczy widziałam tylko urywek jakiegoś filmu z nią...- kręci głową, uśmiecha się lekko i odchodzi.
Co ona pieprzy? Przecież doskonale mnie zna. O co jej chodzi? Chcę wstać, ale nie mogę. Najchętniej bym się teraz wydarła, ale na to też nie mam siły. Jestem bezsilna, nic nie mogę. Nad niczym nie mam kontroli.
Widzę jak wiozą mnie do jakiejś sali. Podchodzi do mnie lekarz.
-Dzień dobry. Nazywam się doktor Grey. Będę pani lekarzem- mówi, i wyciąga latarkę z kieszeni, i zaczyna świecić mi nią po oczach- Najprawdopodobniej ma pani wstrząs mózgu, ale najważniejsze, że jest pani przytomna. Podamy pani leki, i zostawimy na jakiś czas na obserwacji, już jutro powinno być lepiej. Zaraz poinformujemy pani rodzinę.
Kiwam lekko głową. Lekarz kładzie dłoń na moim ramieniu i uśmiecha się lekko.
-Tu...Tutaj- zaczynam słabym, ale lekko zachrypniętym głosem- Został przywieziony z wypadku mój kolega, Theo James- mówię cicho.
-Rozumiem, że chce pani wiedzieć co się z nim dzieje? Postaram się dowiedzieć i zaraz wrócę- uśmiecha się.
Lekarz wychodzi i zostaję w sali sama. Zerkam na sufit. Za cztery dni wigilia. Myślałam, że spędzę ten czas z Theo, ale raczej nie wyjdzie...
Drzwi do sali otwierają się. Domyślam się, że to lekarz. Jednak po chwili orientuję się, że jestem w błędzie. To Ruth. Podchodzi do moje łóżka, i patrzy na mnie dłuższą chwilę.
-Woodley, Woodley- szepcze.
-Czego chcesz?- mówię równie cicho, tyle że z wyczerpania.
-Skończyć z czymś, co nie miało prawa istnieć
Marszczę brwi.
-Słucham?
Dziewczyna kręci głową i zaczyna się śmiać. Jednak ten śmiech jest okropny, złowieszczy. Zaczynam się bać, tym bardziej, że nie mogę nic zrobić.
Blondynka podchodzi do drzwi i rozgląda się, żeby sprawdzić czy nikt nie idzie. Wraca do mnie.
-Trochę się pomęczysz i będzie po wszystkim- poprawia moje włosy, które ułożyły się na twarzy.
Ruth wysuwa poduszkę spod mojej głowy i przykłada ją do mojej twarzy, przyduszając mocno. Nie zdążam zareagować. Nie mogę krzyczeć, to tylko pogorszyłoby moją sytuację, o ile może być gorzej. Próbuję walczyć, macham rękami, i odnajduję jej dłonie. Zaciskam palce wokół jej nadgarstków, ale jestem za słaba. Nie mam czym już oddychać. Chce mi się płakać. Nie pozostało mi nic oprócz czekania na kogoś, ale ile mi jeszcze czasu zostało?
Dlaczego akurat ja? Dlaczego ludzie nie umieją poszanować cudzego życia? Braknie mi tlenu. Słabnę. Mam mroczki przed oczami. Czuję jak moje serce spowalnia. Bije coraz wolniej i wolniej, w końcu przestaje. Odpływam gdzieś w głęboką ciemność...
😭😭😓
CDN.
