⚫29⚫

130 17 10
                                    

Theo

-Rozumiem- mówię po chwili.

Otwieram drzwi i puszczam Shai pierwszą. Spojrzenia lekarzy od razu przekierowują się na nas.

-Kim państwo są?- pyta jeden.

Posyłamy sobie z Shai szybkie spojrzenia.

-Jestem bratem pani Kearney- mówię.

Będę się za to palił w piekle. Chociaż w sumie robiło się gorsze rzeczy.

-A pani?- facet mierzy wzrokiem Shai.

-Ja? Ja jestem...

-To moja dziewczyna- odpowiadam szybko za nią.

-W takim razie proszę, żeby pani wyszła. To nie widownia.

-Dobrze- dziewczyna przytakuje, i wychodzi.

Zostaję w sali sam z lekarzami. Zerkam na Ruth, która leży nieprzytomna na łóżku. Maszyny, do których jest podłączona co chwile pikają, co świadczy o tym, że żyje.

-Co z nią?- pytam.

-Zrobiliśmy jej płukanie żołądka, straciła dużo krwi. Jest słaba, lecz jej szanse cały czas rosną. Powinna żyć.

-Rozumiem- przytakuję- A jej rodzice są poinformowani?

-Nie- lekarz marszczy brwi- Jej rodzice?

Coś nie tak powiedziałem? A tak, że jestem jej bratem.

-No tak, bo to moja cioteczna siostra- kręcę.

-Dobrze, więc niech pan do nich zadzwoni- lekarz mówi niepewnie, jakby nie do końca mi wierzył.

-Jasne- kiwam głową i wychodzę z sali, aby wykonać telefon.

Przypomina mi się, że nie mam już numeru do mamy Ruth. Kurwa.

-I co z nią?- Shai wstaje z krzesła, widząc, że wychodzę z sali.

-Jest słaba, ale lekarze mówią, że będzie żyć.

-To dobrze.

-Wiesz co?- zerkam na policjantów, którzy bacznie nas obserwują. Chwytam Shai za rękę i odchodzimy od nich- Będziemy musieli pojechać do domu Ruth...

-Ok. Tylko po co?

-Powiadomić jej rodziców. Lekarze tego nie zrobili. Będę spokojniejszy, że oni będę przy niej, że nie zostawiam jej samej- tłumaczę- Potem wracamy do ciebie. Nie czuję potrzeby, żeby tu przy niej siedzieć. Zrobiłem dla niej tyle ile mogłem.

Szatynka uśmiecha się tylko i kiwa głową. Chwytam ją za dłoń, i idziemy w kierunku windy.

⚫️⚫️⚫️

Dojeżdżamy taksówką pod dom rodziców Ruth. Biorę głęboki oddech i wysiadam z samochodu. Shai poczeka na mnie w aucie, razem z taksówkarzem. Postaram się załatwić to szybko.

Rodzice Ruth, w przeciwieństwie do córki, to bardzo mili ludzie. Polubiliśmy się.

Podchodzę do drzwi. Przełykam ślinę i dzwonię dzwonkiem. Nie muszę czekać długo, żeby mi ktoś otworzył. W drzwiach stoi mama Ruth. Wydaje się być zdziwiona.

-Dzień dobry- witam się.

-O Boże... Theo. Witaj, wejdź.

-Nie, ja tylko na chwilę.

-Coś się stało?- pyta kobieta marszcząc brwi.

-Tak... Ruth jest w szpitalu...

-O Boże... Co jej się stało? Ktoś ją pobił w więzieniu?

Czyli nie powiedziała rodzicom, że uciekła...

-Nie... Ona... uciekła z niego i chciała...- waham się jak to powiedzieć, w końcu rozmawiam ze starszą osobą.

-Mów, Theo.

-Chciała popełnić samobójstwo.

-Jezu...- kobieta opiera się o witrynę drzwi- Ja muszę do niej jechać... Boże. Dziękuję ci, że mi powiedziałeś.

-Nie ma za co. Ja też już będę jechać, rozumie pani...

Kobieta smutnieje.

-Rozumiem. Nie wyszło wam... najwyraźniej nie byliście sobie przeznaczeni. Masz teraz swoje życie...- widzę jak jej wzrok pada na samochód za mną w którym siedzi Shai- Jedź.

Kiwam głową.

-Do widzenia- mówię i odchodzę.

Kobieta zamyka za mną drzwi.

Idę do samochodu. Chcę jechać prosto na lotnisko, a stamtąd do domu Shai...

Najważniejsze, że Ruth żyje. Reszta mnie nie obchodzi. Zaczynam nowe życie, bez niej... Z Shai.


Dzień dobry 💗

CDN.


Forever Together ⚫Sheo fanfiction⚫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz