Theo
Do domu w Simi Valley wracam późnym wieczorem. Załatwiłem wszystkie potrzebne formalności, dotyczące naszego nowe domu w Nowym Jorku. Już jutro przyjeżdża ekipa remontowa, którą za moją prośbą ma nadzorować Zoe... Aż sam w to nie wierzę...
Meble wybierzemy razem z Shai, bo dom w środku posiada tylko panele, i białe ściany.
Drzwi otwieram kluczem, bo domyślam się, że Shai już śpi. Wchodzę do środka. Staram się poruszać cicho. Idę do sypialni, żeby zobaczyć, czy dziewczyna faktycznie tam jest. Nie napisała mi sms-a, ani nie odbierała moich telefonów, więc martwię się, czy coś się nie stało. Uchylam drzwi i zauważam, że moja dziewczyna leży na łóżku w ubraniu, a obok niej na podłodze stoi opróżniona butelka wina. Marszczę brwi, a serce podchodzi mi do gardła. Coś się musiało stać, bo to nie jest w stylu Shai. Wchodzę do pokoju i siadam obok dziewczyny. Śpi.
-Shai...- potrząsam ją lekko.
Żadnej reakcji.
-Shai!- powtarzam głośniej.
Cholera jasna.
Nagle zauważam jak brunetka zaczyna się wiercić. Siada powoli na łóżku, mrużąc oczy. Jej twarz cała jest podpuchnięta, jakby... od płaczu? Chwytam ją dłońmi.
-Theo...- szepcze.
-Skarbie, wszystko w porządku?- pytam.
Shai wybucha płaczem i wtula się we mnie. Obejmuję ją i dociskam mocno do siebie. Czuję jak bije jej serce- w nierównym, szybkim tempie. Głaszczę ją po plecach, i muskam ustami jej czoło.
-Kochanie, jestem tu, słyszysz? Jestem. Wszystko w porządku, powiedz mi co się stało. Jesteś chora?
Była taka możliwość ale nawet nie chciałem przyjmować tego do wiadomości.
Brunetka kręci tylko przecząco głową.
-Więc czym się przejmujesz? Skarbie...- całuję ją we włosy- Wszystko się ułoży, kupiłem nam dom, muszę jeszcze tylko posadzić drzewo i spłodzić nam syna- śmieję się krótko.
Za to Shai wybucha jeszcze głośniejszym płaczem. Odrywa się ode mnie i wstaje. Chodzi nerwowo po pokoju. Przeczesuje włosy palcami, po czym zjeżdża dłońmi na twarz. Zanosi się tak głośnym, wręcz histerycznym płaczem... Nie wiem co się dzieje.
-Nie będzie dziecka...- mówi przez łzy- Jestem bezpłodna!- krzyczy i upada na ziemie.
Podbiegam do niej. Jej cała twarz jest mokra od łez. Przytulam ją do siebie, ale ta jest zupełnie bezwładna, patrzy tempo w sufit, i łka.
-Jestem bezpłodna...- powtarza.
-Kochanie, to nic, to da się leczyć...- uspokajam ją.
Kręci głową, łapie się za swoje ramie, u przeciwnej ręki, jeżdżąc po nim, i po chwili wbija sobie w nie paznokcia.
Wiem, że jest jej ciężko, do mnie to jeszcze nie dociera... ale przecież to da się leczyć!
Ja wierzę, że będziemy rodzicami...
Teraz jednak muszę ją wspierać. Oboje musimy się wspierać...
-Przepraszam Theo...- mówi i wstaje.
-Shai, to nie twoja wina! Gdzie idziesz?- wstaję za nią.
-Muszę... Muszę, się przewietrzyć- uspokaja się.
-Idę z tobą.
-Nie. Chcę być sama.
-Nigdy nie będziesz sama- łapię ją za dłoń, kiedy chce nakładać buty -Słyszysz? Jesteśmy w tym razem, skarbie- przytulam ją.
Dziewczyna wtula się w moją klatkę piersiową, zaciskając pięści na koszulce z tyłu.
💪💗
CDN.
