Theo
Na następny dzień wreszcie wracamy do domu. Wakacje nam się udały, naprawdę, ale chcę się w końcu dowiedzieć... a raczej upewnić, że na pewno zostanę tatą. To byłoby takie cudowne. A jak nie teraz, to na pewno postaramy się, żeby w niedługim czasie tak się stało. Żebyśmy zostali rodzicami. Nastawiłem się już. Tak bardzo kocham Shai, że myśl o naszym wspólnym dziecku przychodzi mi łatwo, naturalnie.
Dojeżdżamy na miejsce. Parkuję auto na podjeździe, pod domem. Gaszę je, wychodzę i idę otworzyć Shai drzwi.
-Dziękuję, kochanie- muska delikatnie moje wargi.
-Dla ciebie wszystko- uśmiechem się.
Wyjmuję nasze torby z bagażnika, a dziewczyna idzie otworzyć dom. Dzisiaj mamy gości, co oznacza mało czasu na odpoczynek...
-Wreszcie w domu!- wzdycha Shai wchodząc do środka.
Idę za nią. Stawiam torby w przedpokoju i razem z brunetką obieramy ten sam kierunek- sypialnie.
Rzucamy się na łóżko.
-Kocham cię, Theo. Wiesz?
-Yhym, ale nie tak bardzo jak ciebie, perło- uśmiecham się i wpijam w jej usta.
Gładzę jedną ręką jej biodro, a drugą wplątuję we włosy.
Odrywamy się od siebie po chwili i patrzymy prosto w oczy.
-Wiesz? Myślałem, żeby zamienić ten dom na coś większego- mówię.
-Większego...- Shai ściąga brwi- Po co nam coś większego?
-Bo jak pojawi się na świecie dziecko, będzie trzeba mu urządzić kąt.
-Theo... A jak ja nie jestem...
-Shai...- upominam ją- Ja wierzę, że zostaniemy niedługo rodzicami- wypinam dumnie pierś.
Dziewczyna wzdycha, a jej twarz nabiera smutnego wyrazu. Po chwili unosi głowę do góry i uśmiecha się.
-Też bardzo bym chciała, i czuję, że tak będzie- kładzie rękę na brzuchu.
Robię to samo.
-Więc nie mamy o czym gadać. Ta wizyta to będzie czysta formalność, zobaczysz- cmokam ją w czoło- To gdzie chciałbyś mieszkać?- uśmiecha się.
Shai wybucha śmiechem.
-Nie wiem, byle z tobą- wtula się ze mnie.
-Ok. Bo ja myślałem o Nowy Jorku.
-Nowy Jork?
-Dokładnie, mówiłaś, że podoba ci się to miasto, zresztą będziesz miała blisko do Zoe...
-Zgadzam się- przerywa mi.
Uśmiecham się.
-Cieszę się, skarbie.
-A teraz...- Shai siada i się wyciąga- Idę pod prysznic. Wieczorem mamy imprezę- wstaję i puszcza mi oczko.
⚫️⚫️⚫️
Shailene
Dochodzi dwudziesta. Przygotowaliśmy stół na tarasie, a Theo podłączył oświetlenie. Jest pięknie. Jeszcze tylko goście i muzyka...
Na dworze jest przyjemnie ciepło. Zamykam oczy i wystawiam głowę w stronę nieba.
-Shai! Shai!- słyszę krzyk Theo.
Marszczę brwi i wbiegam do środka.
-Theo?!
Zaglądam najpierw do łazienki, do salonu, aż na końcu pozostaje mi sypialnia. Kiedy tam wchodzę, dostrzegam chłopaka siedzącego na łóżku z zasłoniętym okiem.
-Boże... Theo co jest?- klękam przy nim.
-Moje oko...
-Co się stało? Pokaż, zobaczę- chwytam za jego dłonie, i zabieram je z jego twarzy.
Nagle jego usta zaczynają atakować moje. Przewraca mnie tak, że siada na mnie okrakiem, jednak nie przyciska mnie mocno.
Odrywam się od niego na chwilę i zerkam na miejsce które zakrywał. Jednak nic nie dostrzegam.
-Co jest?- pytam.
-Nic. Żartowałem- brunet wzrusza ramionami i przysysa się do mojej szyi.
-Ty okropny, oszuście!- klepię go po plecach, śmiejąc się.
Theo wjeżdża dłońmi pod moją sukienkę, gładząc biodra.
Wzdycham.
-Theo...
-Tak, księżniczko?
Uśmiecham się.
-Zaraz przyjdzie Zoe...
-Zdążymy...
Przerywa nam dzwonek do drzwi. Wybucham śmiechem.
-Kurwa...- wzdycha Theo.
-Mówiłam- wytykam mu język i się uśmiecham.
Wstajemy.
Poprawiam włosy i sukienkę, i idę za Theo, aby otworzyć drzwi.
-Witam, witam!- Zoe rzuca się na Theo, a potem na mnie.
-Cześć- witam się.
Za nią wchodzi Ansel i Violetta, Jai, Ben i... Miles! Który nie przeoczy żadnej imprezy.
-Hej, złotko- Miles wita się ze mną.
-Hej, sreberko- cmokam go w policzek.
-No to gdzie ta impreza?- pyta Ben, z szerokim uśmiechem.
-Zapraszamy na taras- mówię.
Wszyscy kierują się w stronę wyznaczonego miejsca. Theo po drodze włącza muzykę na fula.
⚫️⚫️⚫️
Dochodzi pierwsza w nocy. Wszyscy oprócz mnie są już nieźle narąbani. Do gry oprócz alkoholu, weszła trawka od Milesa.
Wcisnęłam im, jakąś gadkę na szybko, żeby zwolnić się z picia. Theo w sumie nie napił się dużo. Kontaktuje. I to nawet dobrze.
-O! A co to tu? Cześć śliczny!- Miles siada na trawie- Nie wiedziałem, że macie węża- rzuca ze śmiechem.
-Miles... Tak to wąż, ale ogrodowy. Wiesz, do podlewania roślin- tłumaczę mu, sama się śmiejąc.
-O! No popatrz, a Miles jest taką małą roślinką- mówi o sobie i wstaje.
Odkręca wodę, która zaczyna na niego lecieć. Po chwili zdejmuje koszulkę, którą gdzieś rzuca, chwyta za spodnie, które opuszcza razem z bokserkami.
O Boże...
Zaczyna latać po ogrodzie z gołą dupą.
Żałuję, że jestem trzeźwa...
😂😂
CDN.
