Shailene
Wychodzimy z gabinetu. Lekarka zrobiła mi wszystkie potrzebne badania. Za dwa dni mam przyjść do niej po wyniki.
Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Z jednej strony to nic takiego, na dziecko przyjdzie jeszce czas, ale co jeśli te moje objawy są skutkiem jakiejś choroby? Boję się strasznie.
-Kochanie...- Theo mnie zatrzymuje.
Odwracam się w jego stronę. Brunet uśmiecha się deliktanie, a ja nie umiem teraz zdobyć się na ten gest.
-Wszystko w porządku?- pyta.
Kiwam tylko głową.
-Skarbie, spokojnie, jak nie teraz to kiedy indziej, zobaczysz, że za jakiś czas będziemy szczęśliwymi rodzicami, najwspanialszej istotki na ziemi- muska ustami moje czoło.
Wtulam się w jego klatkę piersiową.
-Wiesz, muszę się przewietrzyć- mówię pó chwili, kiedy odrywam się od bruneta.
Odwracam się i szybkim krokiem zmierzam w kierunku wyjścia.
Staję na dworze, zamykam oczy i wdycham głęboko powietrze.
Czuję na ramieniu ciepłą dłoń.
-Wszystko będzie dobrze, Shai- Theo obejmuje mnie.
-Jedźmy już do domu.
-Dobrze, chodź- chłopak chwyta mnie za rękę i prowadzi do samochodu.
Nie chcę dzielić się z nim informacją, że boję się, że mogę być chora. Sama nie chcę o tym myśleć.
⚫⚫⚫
Dwa dni później dostaję telelofon od mojej ginekolog, że mogę już przyjechać po wyniki.
Theo dzisiaj rano pojechał do Nowego Jorku, obejrzeć dom i ewentualnie dogadać się z właścicielem.Nie chciał mnie zostawiać, ale to był jedyny wolny termin, w którym mężczyzna mógł się spotkać z Theo.
Muszę do lekarza iść sama. Staram się trzymać myśli, że wszystko będzie dobrze, musi tak być. Czuję się już lepiej. Nie mam zawrotów głowy...
Biorę prysznic.
Wychodzę z kabiny i owijam się ręcznikiem. Tak idę do pokoju. Wyciągam z szafy zwykłe dżinsy i cienką, błękitną koszulę. Nakładam do tego białe krótkie conversy. Wracam do łazienki i nakładam na siebie delikatny makijaż.Zamawiam taksówkę i wychodzę na zewnątrz, żeby na nią poczekać.
Stresuję się i żałuję, że nie ma przy mnie Theo...
Nagle słyszę dźwięk sms-a. Sięgam do torebki po telefon i wyciągam go. Odczytuję wiadomość, którą przysłał mi... Theo.
Napisz mi co u lekarza, jak tylko wyjdziesz z gabinetu. Dom jest zajebisty, kupuję. Kocham cię, skarbie 😘
Uśmiecham się. Wzdycham i odpisuję:
Ja ciebie też 😘
Chowam telefon, akurat jak przyjeżdża taksówka.
Podaję kierowcy adres szpitala i odjeżdżamy.
⚫ ⚫ ⚫
Cała się trzęsę, siedząc samotnie na korytarzu, przed gabinetem. Jednak jakaś część mnie za wszelką cenę próbuje zachować spokój.
Bawię się kciukami, żeby zająć czymś myśli.Nagle słyszę dźwięk otwierających się drzwi.
Odwracam się w ich stronę.-Zapraszam panią- mówi moja ginekolog.
-Dzień dobry- witam się i wchodzę do środka.
Siadam na krześle. Czuję jak szybko bije moje serce. Niech już będzie po wszystkim.
-Więc... zaczyna kobieta. Z wyników pani badań wynika, że jest pani zdrowa. Musiała się pani czymś zatruć...
Wszystko ze mnie spływa. Cały stres i lęk. Jestem zdrowa. Może Theo ma racje? Na dziecko przyjdzie czas. Jestem pewna. Może to nie był właściwy moment. Może to i lepiej? Zdążymy się przygotować...
Uśmiecham się. Wszystko przed nami.
-Ale jest jeszcze coś, o czym powinna pani wiedzieć...
Marszczę brwi.
-Tak?- pytam.
Kobieta wzdycha i kręci głową.
-Z badań wynika... że jest pani bezpłodna...
I nagle czuję jakbym dostała czymś ciężkim w twarz.
😰😰
CDN.