⚫22⚫

265 20 60
                                    

Shailene

-Ślub?- powtarzam.

-No tak- Theo uśmiecha się, pokazując swoje idealne zęby- Coś nie tak?

-Szybko...

-Nie chcę czekać, aż znowu umrzesz- parska śmiechem.

Marszczę brwi.

-Nie umrę- kręcę głową.

-Jak się nie zgodzisz to owszem, umrzesz.

-Słucham?

Brunet uśmiecha się podstępnie. Sięga po coś, jakby spod łóżka. Po chwili zauważam, że trzyma w ręce nóż. Wytrzeszczam oczy z przerażenia.

-A więc...- przybliża nóż do mojej szyi, robi to spokojnie, jakby było to dla niego normalne- Jaka jest odpowiedź?

Przełykam głośno ślinę. Moje serce bije strasznie szybko. Czuję jak zimny przedmiot mnie dotyka, wduszając się lekko w moją krtań.

Łza spływa po moim policzku.

-Tak- szepczę.

-Nie słyszę- wbija nóż mocniej.

Źle mi oddychać.

-Tak!- krzyczę.

-A ja tak strasznie chciałem się ciebie pobyć. Trudno. Udajmy, że tego nie słyszałem- uśmiecha się.

Czuję ukłucie, a później rwanie, tam gdzie Theo trzymał nóż.

Chcę krzyczeć, ale nie mogę.

Otwieram raptownie oczy. Moje serce bije jak oszalałe. Siadam, i wplątuję palce między włosy, starając się uspokoić.

-Shai?- słyszę głos Theo.

Zerkam w jego stronę. Boję się. Nie stój Shai! To był tylko sen. On ci nic nie zrobi.

Widzę jak unosi rękę, żeby mnie objąć. Zamykam oczy. Nagle czuję przyjemne ciepło na ramieniu. Jest dobrze, Shai.

-Przepraszam- szepczę.

-Nie masz z co- cmoka mnie w skroń- Coś ci się śniło?

-Że mnie zabiłeś- mówię z przeprażeniem, jakbym sama nie dowierzała, a po chwili zaczynam się śmiać.

-Ja?- powtarza.

Kiwam głową i wtulam się w niego.

-Boże... Przecież ja... nigdy nie umiałbym tego zrobić.

-Wiem, Theo. Wiem.

Theo wzdycha, a ja unoszę się razem z jego klatką piersiową, na której się oparłam.

-No dobra. Jesteś głodna?- pyta.

-Troszeczkę- odpowiadam, zerkając mu prosto w oczy, i przegryzam wargę.

Chłopak uśmiecha się. Niespodziewanie przerzuca mnie tak, że leżę pod nim. Brunet wisi nade mną podpierając się na łokciach. Zaczyna muskać moją twarz, zaczynając od ust, i schodzi coraz niżej. Wzdycham kiedy jego pocałunek pada na moim nagim, jak reszta ciała- mostku. Theo uśmiecha się i nie przestaje zjeżdżać niżej. Modlę się, żeby nie zaburczało mi teraz w brzuchu. Kiedy dochodzi do mojej kobiecości, wyginam się lekko, a z moich ust wydobywa się westchnienie.

⚫️⚫️⚫️

Kończymy jeść śniadanie, które przyniosła nam obsługa. Jest naprawdę miło. Promyki słońca wpadają do pokoju. Ja siedzę z Theo na łóżku, zajadając się dobrym, zdrowym posiłkiem. Nie chcę nic więcej. Tak jest dobrze.

Myślami uciekam do mojego snu. Najdziwniejszy jaki mi się do tej pory przyśnił, ale skupiam się bardziej na pierwszych słowach Theo. "Weźmy ślub..." Cudownie by było zostać jego żoną. Oczywiście, że teraz nie liczę na oświadczyny, ale w przyszłości... Wyobrażam sobie nasz ślub, dzieci... Uśmiech sam pojawia mi się na twarzy. Ale... to nie teraz.

-O czym myślisz, kochanie?- pyta Theo.

Otrząsam się z myśli.

-O nas- uśmiecham się.

-To dlatego tak się uśmiechasz- chłopak również zaczyna się szczerzyć- I co wymyśliłaś?

-Nic takiego. Po prostu, nas szczęśliwych w przyszłości.

-Ok, to w takim razie, w kwietniu zabieram cię na wakacje.

-Jak to?

-Normalnie, ty i ja, wsiadamy do samolotu i lecimy w chu... hen daleko, gdzie będziemy tylko my, i nikt więcej.

Uśmiecham się.

-Zgadzam się.

-Nie wyobrażałem sobie, że się nie zgodzisz- brunet puszcza mi oczko.

Będzie cudownie. Czuję to. Nie wiarygodne jest to, że jeszcze kilka miesięcy temu, byliśmy poza swoim zasięgiem, a teraz jesteśmy dla siebie wszystkim.


😂😂😂 Sikam 😂


CDN

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

CDN.

Forever Together ⚫Sheo fanfiction⚫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz