Theo
Zerkam to na telefon to na Shai. Dziewczyna wydaje się być zdziwiona informacją, że Ruth wyszła z więzienia. Też byłem, ale nie zastanawiałem się nad tym. Ruth ma kasę i całkiem dobrego prawnika, może dostała nawiasy, albo karę grzywny do zapłaty. Można się było tego spodziewać, że nie posiedzi za długo.
-Ona dzwoniła do mnie wczoraj, mówiła, że wyszła na wolność- tłumaczę zastanawiając się czy odebrać.
Widzę jak Shai kiwa lekko głową. Jest... zawiedziona? Też myślałem, że Ruth trochę posiedzi za to co chciała zrobić. Należało jej się to. Jak można tak po prostu chcieć pozbawić kogoś życia? W dodatku tłumaczyłem jej żeby do nie dzwoniła.
-Odbierz- Shai wzrusza ramionami.
-Ale ja nie chcę z nią rozmawiać, tłumaczyłem jej, żeby do mnie nie dzwoniła.
-Ale do niej to nie dociera! Ona nigdy nie da nam spokoju!
Wiem. Niestety. Wzdycham i odbieram.
-Słucham?- rzucam chłodno.
Nie słyszę żadnej odpowiedzi, tylko szloch. Marszczę brwi.
-Halo? Ruth!
-Theo...- mówi cicho- Ja cię przepraszam, ja już nie mogę, nie umiem tak żyć, nie umiem....- znów słyszę płacz- Przepraszam, ja nie umiem...- jej słowa plączą się ze szlochem- Żegnaj...-słyszę brzdęk tabletek, jakby wysypywała je z pudełeczka.
-Ruth! Ruth! Co ty robisz?! Ruth!- krzyczę wstając z łóżka.
Chodzę nerwowo po pokoju, nie słysząc żadnej odpowiedzi. Nie rozłączyła się, ale też nie odpowiada. W słuchawce następuje cisza.
Zerkam na Shailene, która patrzy się na mnie pytająco. Nie mam czasu do stracenia, jeśli Ruth planuje zrobić coś głupiego... albo co najgorsza już to zrobiła... Jeśli się zabiła...
-Ruth! Odezwij się do mnie!- krzyczę.
Rozłączam się. Mam nadzieję, że jest u siebie, bo chcę zadzwonić po karetkę.
-Co się dzieje?- pyta Shai.
-Ruth chyba chce popełnić samobójstwo. Dzwoniła do mnie, dziwnie się zachowywała, przepraszała...- mówię, próbując wybrać numer trzęsącymi się rękami- A potem jakby wysypywała tabletki, kurwa mać!- drę się.
-Spokojnie, jeśli tak jest, trzeba zachować spokój, inaczej jej nie pomożesz.
⚫️⚫️⚫️
Godzinę później jestem na lotnisku, razem z Shai, która uparła się, że poleci ze mną do Dublina. Trochę się uspokoiłem. Odpowiedni ludzie zajęli się wysłaniem karetki do domu Ruth. Okazało się, że faktycznie tam była i próbowała popełnić samobójstwo. Lekarze zastali ją w wannie, z podciętymi żyłami, najprawdopodobniej połknęła jeszcze całe opakowanie środków nasennych. Jest z nią bardzo źle, ledwo ją odratowali, a ta doba będzie decydująca...Ruth narobiła dużo złego, ale nie zasłużyła sobie na to, żeby pozwolić jej tak po prostu odejść. Nie chcę byćtak jak ona. Coś mnie z nią kiedyś łączyło, i nie potrafił bym tak jej teraz zostawić, więc postanowiłem do niej polecieć
Tylko nie ma biletów do Dublina. Wolne miejsca tam są dopiero jutro rano. Nie mam wyjścia, na piechotę nie pójdę... Ale cieszę się, że mam przy sobie Shai. Czuję, że nie jestem z tym sam, i mogę na nią liczyć.
-Przepraszam cię, kochanie- całuje ją w czoło, kiedy kierujemy się do wyjścia z lotniska.
Nie ma co tu siedzieć. Przyjedziemy rano.
-Za co?- marszczy brwi lekko się uśmiechając.
-Mieliśmy lecieć na wakacje, a nie do Dublina, wszystko się pieprzy, przepraszam.
-Przestań. Trudno, są rzeczy ważne i ważniejsze, polecimy kiedy indziej.
-Kocham cię- staję na chwilę zatrzymując przy tym dziewczynę. Przybliżam się do jej twarzy, i wpijam się w jej usta- Nie wiem skąd jest w tobie tyle dobra- szepczę, odrywając się od niej. Opieram swoje czoło o jej.
Shai tylko się uśmiecha i przytula do mnie.
Mam cholerne szczęście, że los postawił ją na mojej drodze.
😈😈
CDN.