⚫Tydzień później⚫
Shailene
Mija tydzień. Theo nie zadzwonił, nie przyszedł...
Najgorsze jest to, że ja nie mogę się do niego dodzwonić. Wygląda to tak, jakby zmienił numer. Ale dlaczego?
Kompletnie nie wiem dlaczego Theo się tak zachowuje. Przecież przed wypadkiem było wszystko w porządku, co się zatem zmieniło przez ten czas, kiedy oboje leżeliśmy w śpiączce?
Byłam skłonna zadzwonić do Ruth, nawet miałam już wybrany jej numer, ale w ostatniej chwili zrezygnowałam.
Bo co miałam jej niby powiedzieć? Hej, Ruth, jest z tobą może Theo, bo do mnie się nie odzywa, nie wiem co się dzieje. Może przypadkiem leżycie sobie razem w łóżku, albo coś?
Przecież to żałosne. A co jeśli oni do siebie wrócili? Nie chcę o tym nawet myśleć, ale takie są realia. Nie mam innego wytłumaczenia na zachowanie Theo.
-Cześć Shai- wita się ze mną moja mama, wchodząc do sali.
Odwracam się od okna, przez które patrzyłam na miasto. Zerkam na mamę i uśmiecham się delikatnie.
-Hej- mówię cicho.
-Przyniosłam owoce!
Zerkam na wielką siatkę gdzie znajdują się witaminy w czystej postaci.
-Dzięki.
Od tygodnia prawie nic nie jem. Tak strasznie męczy mnie ta sytuacja z Theo. To cud, że jakoś nabrałam sił, żeby chociażby wstać z łóżka.
-Jadłaś coś dzisiaj?- pyta mama.
Kręcę przecząco głową, i siadam na łóżko, na przeciwko mojej mamy, która usadowiła się na krześle.
-Kochanie, musisz jeść. Inaczej nie wrócisz do formy. Popatrz jak ty wyglądasz. Jesteś blada, schudłaś... Musisz dbać o swoje zdrowie.
-Wiem...- szepczę.
-Ja rozumiem, że zadręczasz się Theo, ale... Zdrowie jest najważniejsze. Lekarze mówią, że niedługo powinnaś wyjść, ale jeśli nic nie będziesz jadła...
-Wiem, mamo. Ale ja nie umiem funkcjonować bez niego! Niszczy mnie ta bezradność!- wybucham płaczem.
Zakrywam twarz dłońmi.
Czuję jak mama mnie przytula.
-Skarbie... Ja wiem, że jest ci ciężko. Nie wiesz co się stało, może jakbyś wiedziała to byłby ci łatwiej... ale co jeśli on już nie wróci? Może... spanikował? Nie pociągniesz tak długo.
Wybucham jeszcze większym płaczem. To tak boli. Wyrywam się z objęć mamy, i zapłakana wybiegam na korytarz. Słyszę jak echem jej wołania, ale nie zwracam na nie uwagi. Może ma racje, ale ja nie chcę żeby to była prawda. Nie dopuszczam tego do siebie. Nie wierzę w to...
Staję przy oknie, i opieram się jedną ręką o szybę. Schylam się, żeby odpocząć od biegu. Jestem jeszcze osłabiona.
Łzy spływają ciurkiem po moim policzku. Ocieram je, ale na ich miejsce pojawiają się nowe.
Czuję jak mój telefon wibruje w kieszeni szlafroku. Wyciągam go. Dzwoni Zoe. Nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Odrzucam połączenie i wyłączam komórkę.
Wytłumaczyłam dziewczynie kilka dni temu, gdzie jestem. Martwiła się, zresztą nie tylko ona, bo przez miesiąc nie było ze mną kontaktu, nie wiedziała co się stało. O Theo ponoć było głośno w prasie, a o mnie nic... Cisza. Może to i dobrze?
Oddycham szybko, głęboko, nachalnie. Podchodzę do barierek, na przeciwko okna. Opieram się o nie i patrzę na korytarz na dole.
Nagle zauważam znajomą postać. Mrugam kilka razy, i przecieram oczy. Theo. Boże to Theo. Jestem tego pewna. To on.
Zmierza do recepcji.
Przyszedł do mnie?
Szuka mnie?
W mojej głowie pojawia się nutka nadziei.
- Theo...- mówię cicho.
Zbiegam schodami w dół.
Brunet zaczyna kierować się w kierunku wyjścia. Marszczę brwi i podążam wolno za nim. Nie dam rady biec.
-Theo!- krzyczę.
Nic.
-Theo! Theo!- mówię coraz ciszej.
Wychodzi. Drzwi zamykają się za nim.
-Theo...- łza spływa po moim policzku.
Dlaczego do mnie nie przyszedł? Co jeśli mama ma racje? Może powinnam odpuścić? Przyzwyczaić się, że go już nie będzie?
🙊🙉🙈
CDN.
