Shailene
Do Zoe docieramy spóźnieni, o 20:30.
Stajemy pod drzwiami, nie słychać głośnej muzyki, ani żadnych krzyków... Miles na pewno przyjechał?
Theo dzwoni do drzwi, nie czekamy długo, żeby ktoś nam otworzył.
-Witajcie, gołąbeczki!- Zoe wita się z nami i robi przejście abyśmy mogli wejść.
-Przepraszamy za spóźnienie- mówię śmiejąc się.
-Spoko. Miles tez niedawno przyjechał.
-A, czyli jest?- dopytuję.
-No tak, mówiłam ci, że przylatuje.
-Ale jakoś tak tu cicho, tak jakby go nie było.
Zoe i Theo parskają śmiechem. Chłopak bierze ode mnie płaszcz, i wiesza go na wieszaku.
-Racja, jest jakiś... dziwnie tajemniczy, a Keleigh dziwnie podekscytowana- szepcze mi dziewczyna na ucho.
Ściągam brwi.
-Grubo- stwierdzam.
-Dobra, chodźcie.
Wchodzimy do salonu. Miles siedzi na sofie, a obok niego Keleigh. Rozmawiają o czymś, z uśmiechami na twarzy. Keleigh to bardzo fajna dziewczyna, widziałam się z nią tylko kilka razy, bo Miles raczej nie zabiera jej na spotkania z nami, jednak ja zdążyłam ja polubić, i chyba ze wzajemnością.
Miles zauważając nas uśmiecha się szeroko i podrywa z kanapy. Podchodzi do nas.
-Dobry wieczór, państwu- mówi, przytulając się do mnie.
-Witaj, gender- mówię.
-Cicho...- jęczy mi do ucha.
Podchodzi do Theo i wita się z nim.
Siadamy na wolnych miejscach. Jest tu jakoś... dziwnie. Czuję się niekomfortowo.
Zoe, która wraca z kuchni z miską popcornu siada na podłodze, obok pufy, na której siedzę.
-Mów przyjacielu co cię dręczy, bo nie wytrzymam- dziewczyna kręci głową i wpycha sobie do buzi popcorn- Ktoś chce?- pyta z pełną buzią.
Nikt jednak nie jest chętny.
-Nie to nie, więcej dla mnie- wzrusza ramionami, a my wybuchamy śmiechem.
-Dobra. Więc, przyjechaliśmy tutaj, żeby podzielić się z wami nowinką...- zaczyna Miles- Otóż... Jesteśmy w ciąży!
-Znaczy ja jestem- prostuje Keleigh, uśmiechając się przy tym delikatnie.
Zoe wypluwa to co miała w buzi, zaczynając się krztusić, więc Theo natychmiast klepie ją po plecach. Ja wpatruję się w parę z niedowierzaniem. Miles tatą...
Zalega cisza. Nikt się nie odzywa.
-Dzięki! My też się cieszymy!- mówi Miles ironicznie.
Uśmiecham się.
-Gratuluję, kochani!- podchodzę do pary i przytulam najpierw Keleigh, potem Milesa.
-Stary! Nie spodziewałem się! Gratuluję- Theo podchodzi do Milesa i klepie go po plecach.
-Ja pierdole! Nie wierzę... Miles! Cudowna wpadka, ale tak czy siak musimy to opić!- krzyczy Zoe i podrywa się z podłogi, wywalając miskę z jej zawartością.
Miles wybucha śmiechem.
-Dzięki, mała!- krzyczy.
Dziewczyna wraca po chwili z kuchni, z dwoma butelkami alkoholu. Stawia je na stoliku i wraca się szybko po kieliszki, i znów do nas przychodzi.
-Shai, pijesz? Czy... nie?- pyta Zoe.
-Nie, dziękuję- kręcę głową.
Wolę nie pić alkoholu, ze względu na leki, które biorę.
-Wy też spodziewacie się dzidziusia?!- pyta Miles.
Coś we mnie pęka. Czuję się tak, jakby ktoś publicznie mnie poniżył, jakbym była skończona... Do moich oczu napływają łzy. Staram się je powstrzymać, ale to na nic. Czuję na udzie ciepłą rękę Theo.
-Przepraszam...- mówię wstając.
Wybiegam z salonu i wbiegam na górę po schodach.
-Powiedziałem coś nie tak?- słyszę głos Milesa.
Wchodzę do pokoju, w którym zawsze nocuję. Podchodzę do okna i pozwalam łzom wypłynąć. Opieram się czołem o szybę. To nie jest wina Milesa. On o niczym nie wie. Nie mam pojęcia dlaczego ja tak reaguję. Słyszę jak drzwi do pokoju się otwierają.
-Shai...- odzywa się Theo.
Przełykam głośno ślinę. Przecieram oczy i odwracam się do niego.
Wtulam się w niego i wdycham jego zapach.
-Przepraszam- szepczę.
-Nie masz za co, kochanie- brunet całuje mnie we włosy.
😎
CDN.