Shailene
Od Zoë wracam prosto to domu. Uspokoiłam się trochę.
Jestem aktorką. Umiem grać.
Ale ile tak można?
Udawać... Uciekać...Muszę po prostu o tym zapomnieć. Nie spotkam już tego człowieka, on nie wie gdzie mieszkam...
Nic się nie stało. To nic takiego. Zdarza się... Czasem.
Podchodzę do drzwi i biorę głęboki wdech. Naciskam klamkę, wypuszczając powierzę.
Wchodzę do środka.
-Shai?- słyszę głos Theo, dochodzący z salonu.
Zdejmuję buty i odwieszam płaszcz na wieszak.
Wchodzę w głąb mieszkania.
Brunet siedzi na kanapie z laptopem na kolanach.
Odrywa sie od niego zauważając mnie.-Cześć, co tak wcześnie?- pyta z uśmiechem i wstaje.
I teraz znów zżera mniej ogromne poczucie winy.
Nie wiem co zrobić. Może lepiej mu powiedzieć?
Będzie zły. Będzie zły jak cholera. Był zły o to, że Alex do mniej zadzownił i nazwał mniej jak mnie nazwał...
Nic nie powiem. Muszę wierzyć, że to się nigdy nie wyda.
Wzruszam tylko ramionami i próbuję wymusić na sobie uśmiech.
-Co ty nic nie mówisz?- dopytuje chłopak.
-Zmęczona jestem- kłamię.
-Mam coś co postawi cię na nogi. W sumie mam dwie rzeczy, ale ta druga później- Theo uśmiecha sie znacząco- Podejdź do mnie.
Siadam obok bruneta na kanapie. Theo bierze laptopa na kolana i pokazuje mi sale weselną. Jest... Piękna.
Unoszę brwi z wrażenia. Wszystko jest białe, oprócz ozdób. Jest tam dużo roślin, wyglądających jak z jakiegoś magicznego ogrodu. Sufit jest ze szkła, więc jest bardzo... Świeżo i lekko. Sala jest po prostu cudowna. Jest też ogromne wyjście na taras.
-Śliczna- mówię.
-Podoba ci się?
Kiwam głową.
-To wspaniale, bo to nasza sala.
-Jak to nasza?- dopytuję.
-Normalnie, skarbie. Nie było łatwo, ale udało mi się ją załatwiać.
-Boże...- uśmiecham się.
-Z księdzem było jeszcze gorzej.
-Dzwoniłeś do księdza?
-Taa, byłem u niego. Jak tylko ty wyszłaś z domu, wybrałem się do niego. Ale również się udało. W pierwszy dzień świąt bierzemy ślub, kochanie!
Uśmiecham się i przytulam do Theo.
Dręczy mnie to potworne poczucie winy...
Zapomnij. Zapomnij, to nic takiego. Powtarzam sobie.
Dla mnie to nie było ważne. Więc się nie liczy.-Cieszę się strasznie, Theo- szepczę.
-Ja też, skarbie. Kocham cię!
Uśmiecham się.
-A ponoć mieliśmy jakieś plany na wieczór?- pytam.
-A, tak miała być kolacja, ale nie zdążyłem jej zrobić. Za wcześnie przyszłaś. Ale... Możemy już przejść do tego, co miało być po kolacji...
-Czyli...? -uśmiecham się.
-Czyli...- Theo chwyta mnie za ramiona i popycha lekko do tyłu, przez co kładę się na plecach.
Sam siada na mnie okrakiem i zaczyna mnie całować, zaczynając od ust, przez brodę, żuchwę, szyję, dekolt...
Zaczynam szybciej oddychać.
Opłatam rękami jego szyję, a ten nagle mnie unosi.
Kieruję się ze mną do sypialni.
Otwiera drzwi nogą i tak samo je zamyka.
Kładzie mniej na łóżku i zawisa nade mną.
-I co teraz?- pytam.
-A teraz... Będziesz wdzięczna, że mnie poznałaś, kochanie.
Theo niemalże zrywa ze mnie koszulkę. Rozpina stanik i przysysa się do moich piersi. Z moich ust ulatuje głośne westchnienie.
Rozpinam jego koszulę i zdejmuję ją z niego.
Gładzę jego umięśnione plecy.
Brunet odrywa się ode mnie i pośpiesznie dobiera się do mojego rozporka.
Nie pozostaję mu dłużna.Zaraz oboje mamy na sobie tylko dolną cześć bielizny. Jednak to nie trwa długo, ponieważ Theo pozbywa się i tego.
Bez uprzedzenia wchodzi we mnie. Wbijam w jego barki, paznokcie.
⚫⚫⚫
Leżymy w łóżku, przykryci do pasa kołdrą.
Theo gładzi moje nagie ramię, a ja rozmyślam o naszej przyszłości.Jak to będzie, kiedy nie zajdę nigdy w ciążę?
Stop.. Nie mogę o tym myśleć bo znów się rozkleję.-Nie mogę się już doczekać kiedy staniemy oboje przed ołtarzem- mówię, żeby zająć czymś myśli.
-Ja też- Theo się uśmiecha- To będzie najpiękniejszy dzień. Już na zawsze będziemy razem.
❤KONIEC❤
Kochani, bardzo Wam dziękuję za każdy komentarz i gwiazdkę 💕
Jesteście wspaniali 💜
Mam nadzieję, że jeszcze trochę ze mną wytrzymacie 😏
Do zobaczenia 😘
