20

21.7K 924 430
                                    

Siedziałam w poczekalni przy recepcji. Z racji często otwierających się automatycznych drzwi, przez które wchodzą i wychodzą ratownicy medyczni i bliscy pacjentów, było tam całkiem chłodno. Poszłam do samochodu po koc w szaro-białą kratę, który zawsze mam w bagażniku. Owinęłam się nim cała wokół i za pewne wyglądałam jak bezdomna, ale kto by się tym przejmował. Zbliża się dwudziesta czwarta, jestem zmęczona i nie za bardzo wiem co się teraz dzieję. Jedyne co wiem to to, że po założeniu Shawnowi drenu, zajęli się jego złamaną ręką. Poddali go narkozie i nastawili ją nieinwazyjnie, co oznacza, że nie trzeba było chirurgicznie rozcinać skóry na przed ramieniu. Wystarczyło, że lekarz wykonał kilka precyzyjnych ruchów i kość znalazła się z powrotem na swoim miejscu.

Nie wiedziałam, szczerze mówiąc, czy iść dopytać się co z nim, czekać tu czy iść po prostu do domu. Stwierdziłam, że zaczekam jeszcze jakiś czas, a jak nic się nie wydarzy, pojadę do swojego mieszkania. Zaczynam jutro wykłady wcześnie rano, więc nie mogę spędzić tu całej nocy.

Położyłam koc na kolanach i związałam włosy w luźnego koka na czubku głowy. Owinęłam się nim ponownie i zaczęłam obserwować lekarzy, chodzących w pośpiechu i wymieniających między sobą różne informację. Kiedy tak zapatrzyłam się na jedną z pielęgniarek, biegnącą wzdłuż korytarza, stanął przede mną ten sam lekarz, który wcześniej zajmował się Mendesem.

Przetarłam oczy i wstałam odruchowo.

-Wszystko jak narazie jest stabilne. - wyznał. - Na lewą rękę założyłem gips, a między żebra drenaż. Pacjent wybudził się już z narkozy, ale wciąż jest trochę nieobecny.

-Dobrze. - odkaszlnęłam. - Mogę jeszcze raz do niego pójść, zanim wrócę do domu?

-Niby nie powinienem się na to zgadzać, ale dobrze. - złapał za ramię pielęgniarkę, która akurat przechodziła. - Zaprowadź proszę panią do siedemnastki, ale dosłownie na minutkę.

Uśmiechnęła się do mnie i poszła przodem. Została przed salą, otwierając mi drzwi przed nosem.

-Proszę szybko. - mówiła z ciągle widocznym uśmiechem.

Chciałam zmusić się na chociażby sztuczny uśmiech, ale dałam sobie spokój.

Wchodząc do środka, jego wzrok od razu spoczął na mnie. Ciężko zamykał i otwierał oczy przy mruganiu, leżąc bez ruchu na plecach. Kąciki jego ust lekko się uniosły i wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale przez narkozę i obolałe mięśnie, chyba odpuścił.

Uśmiechał się głupkowato, wyciągając rękę w moją stronę. Podeszłam bliżej i poczułam jak jego jak zawsze zimna dłoń, łapie moją i kurczowo ściska.

-Hej Maddie. - wypowiedział, śmiejąc się.

-Naćpali cię tu tymi lekarstwami. - stwierdziłam, patrząc na niego.

-Ciiiiicho. - przyłożył nasze złączone dłonie do swoich ust.

-Shawn. - powiedziałam, ale nie zareagował. - Shawn!

Spojrzał na mnie i zmrużył oczy, przypatrując mi się.

-Bardzo dobrze zrobiłem. - wymamrotał. - Prawda, że dobrze?

To właśnie była moja szansa, aby dowiedzieć się, jak tu trafił. Musiałam być teraz ostrożna.

-Ale o czym mówisz? - dopytałam.

Rozłączył nasze dłonie i pokazał mi palcem, abym zbliżyła się do niego. Nachyliłam się nad nim, tak, że moja twarz znajdowała się bardzo blisko jego.

-Nie powinien tak brzydko o tobie mówić. - mówił jak pijany wujek na weselu, który wyciąga cię na parkiet o czwartej nad ranem, a ty musisz udawać, że akurat chce ci się do toalety.

Daddy, I'm a bad girl. / shawn mendes fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz