3

31.5K 1.2K 515
                                    

Wróciłam do domu i od razu zaczęłam pakować swoje rzeczy do walizki. Mamy być tam trzy dni, więc bagaż nie jest wypełniony po brzegi, co za tym idzie - nie jest na szczęście taki ciężki. O dwudziestej muszę stawić się na lotnisku, co oznacza dwie godziny odprawy i kolejne kilka w samolocie.

Maggie podwozi mnie na lotnisko i żegna słowami otuchy. Faktycznie trochę się stresuję z racji tego, że mamy bardzo nie wiele czasu na przygotowanie czegokolwiek, za pewne w większości będziemy musieli postawić na improwizację, a na samą myśl o tym skręca mnie w środku. Nie mam ochoty opowiadać o uczelni, na której jestem niespełna pół roku przed kilkoma setkami ludzi, a tym bardziej bez przygotowania.

Otwieram wielkie, szklane drzwi lotniska i wchodzę do środka. Jak to w takim miejscu zwykle bywa, jest tu pełno ludzi i ogromne zamieszanie. Udaję się do miejsca, w którym mam swój odlot i widzę Mendesa, który znów pojawił się tam wcześniej ode mnie.

-Robisz to specjalnie, że zawsze jesteś przede mną? - spytałam, rzucając niechlujnie walizkę na ziemię, siadając obok niego.

-Zawsze muszę być lepszy. - odpowiedział i na jego twarzy zagościł lekki uśmieszek.

-Twierdzisz, że uczysz się lepiej ode mnie? - zapytałam, wyczuwając do czego dąży.

-Ja tego nie powiedziałem, ale skoro o tym pomyslałaś to chyba sama tak sądzisz. - wypowiedział pewen swego i oparł łokcie o oparcie krzesła.

Rękawy jego jeansowej kurtki trochę się przez to podwinęły, przez co na jego przedramieniu spostrzegłam tatuaż. Zauważył, że się na niego patrzę, więc podniósł brwi.

-Podoba ci się?

-Nie. - odpowiedziałam szorstko, opierając się o niewygodne krzesło.

-Zapowiada się zabawy wyjazd. - skwitował z sarkazmem i przeczesał włosy.

-Nie jadę tam dla zabawy. - dałam mu to do zrozumienia. - Najchętniej bym nie zmieniła z tobą słowa, ale mamy razem zaprezentować uczelnię.

-No tak, sama nie dasz sobie z tym rady, rozumiem. - nie patrząc na niego, słyszałam, że mówiąc to się uśmiecha.

Nie odwracając się, podniosłam rękę do góry i pokazałam mu środkowy palec, schylając się do torby.

-Aj, niegrzeczna.

-Żebyś wiedział.

***

Siedziałam koło okna, patrząc jak lądujemy. Chłopak siedział obok mnie i po krótkim wywyższaniu się nade mną - zasnął. Jego głowa co jakiś czas znajdowała się na moim ramieniu, na co starałam się nie reagować. Kiedy dotknęliśmy ziemii, gwałtownie się obudził. Spojrzał na mnie z poczochranymi włosami i zaspanym wzrokiem.

Teatralnie otrzepałam własne ramię, tak, aby to widział.

-Skończyłeś już zostawiać na mnie swoje DNA?

-Bardzo zabawne, ja przynajmniej nie mam szminki na całej twarzy. - odgryzł się i wytarł kącik ust.

Chciałam to zignorować, ale ciekawość wzięła górę. Chwyciłam telefon, którzy leżał na moich udach i przejrzałam się w nim. Niestety nie zmyślił tego - moja tak bordowa, że prawie czarna szminka była teraz też na mojej brodzie i policzku.

Naślinił swój kciuk i próbował to zmyć. Odepchnęłam jego ręke, na co on zaniósł się śmiechem.

-Już mi starczy twojej śliny. - powiedziałam, kiedy sama zaczęłam to zmywać.

Wysiedliśmy z samolotu i poszliśmy odebrać nasze bagaże. Taksówka czekała na nas i mieliśmy zostać zawiezieni pod sam hotel. Nie wiem jak on, ale ja cały czas myślałam o tym co mamy tu robić. Może za bardzo to przeżywałam, ale skoro zostaliśmy do tego wybrani, warto wykonać to jak najlepiej.

Stanęliśmy przy recepcji, czekając aż ktoś się tu pojawi. Niecierpliwie stukałam paznokciami o blat, chcąc odpocząć po długim locie. Amerykę i Londyn niestety dzieli ocean, a to całkiem spora przeszkoda, co za tym idzie - trochę to zajęło. Jest bardzo wcześnie rano, więc nie ma czasu na nic innego niż mała dawka snu i staranie się przygotowania czegoś mądrego do powiedzenia.

-Dzień dobry. - powiedziała zaspana kobieta i wyszła z zaplecza. - Studenci z Kanady, tak?

Zdziwiłam się, że nas rozpoznała, widocznie pan Maynard dobrze się postarał.

-Poproszę dowód osobisty jednego z państwa. - powiedziała, siadając przy komputerze.

Posłałam mu spojrzenie, żeby to zrobił, bo swój miałam gdzieś w torebce i trochę zeszłoby zanim bym go znalazła.

-Pan Shawn Mendes, no dobrze. - mówiła do siebie, stukając w klawiaturę.

Zdałam sobie właśnie sprawę, że dopiero poznałam jego imię. Dobra, jeszcze tylko sprawdzić czy ma coś sensownego do powiedzenia i może coś wyjdzie z tej głupiej prezentacji.

-Pokój trzynaście, pierwsze piętro. - powiedziała, podając klucze.

Chwycił je i podziękował. Ona wstała i już chciała wyjść, kiedy powstrzymałam ją:

-Przepraszam, a dla mnie?

Zrobiła zdziwioną minę i na stojącą sprawdziła komputer.

-Jest zarezerwowany jeden pokój. Tak mi powiedziano przez telefon, proszę pani.

Skinęłam głową i poszłam za chłopakiem, który uśmiechnął się.

-Księżniczka myślała, że będzie mieszkać sama?

-A musi z takim kretynem. - dokończyłam i nacisnęłam guzik windy.

-------------------------------

Daddy, I'm a bad girl. / shawn mendes fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz