Z samochodu wysiadam punkt szósta trzydzieści i wchodzę do budynku. Gabinet dyrektora znajduje się na parterze, więc kieruję się przez długi korytarz aż na sam jego koniec. Z racji wczesnej godziny nie spotkałam na swojej drodze żywej duszy, na co oczywiście nie narzekam. Podchodząc pod drzwi numer dwanaście, nacisnęłam klamkę i weszłam do pomieszczenia, czyli to tak zwanej poczekalni. Jest to mały pokój z niewielkim oknem, stolikiem z gazetami i kilkoma krzesłami. Po dwóch stronach znajdują się dwie pary drzwi - jedne do dyrektora, drugie do sekretariatu.
Wchodzę do niego i od razu uderza mnie buch zimnego powietrza. Spoglądam w prawo, gdzie znajdują się krzesła i spostrzegam, że nie jestem sama. Siedzi tam ten chłopak, który aż za bardzo okazywał sobie uczucia z Jasmine na korytarzu. Nie wiem jak ma na imię, nie znam go. Kiedy weszłam podniósł wzrok i spojrzał na mnie, ja zrobiłam to samo. Szybko jednak jego wzrok wrócił do wpatrywania się za okno. Usiadłam na pierwszym krześle z brzegu, tak, aby dzieliło nas jedno z nich. Głucha cisza odbijała się echem. Słychać było tylko tykanie zegara z sąsiedniego pokoju, stukanie palców w klawiaturę komputera i odstawianie kubka na drewniane biurko. Po kilku minutach zaczynało robić się niezręcznie, ale jeszcze bardziej byłoby, gdybym miała z nim rozmawiać. Oglądałam swoje krótkie paznokcie czy poprawiałam sznurówki w butach.
Niecierpliwie sprawdzałam godzinę na zegarku na moim lewym nadgarstku. Kiedy zbliżała się szósta pięćdziesiąt, z pokoju po prawej wyszedł dyrektor, Franklin Maynard.
-O, cieszę się, że już jesteście! - powiedział z entuzjazmem i potarł swoje dłonie o siebie. - Zapraszam.
W tym samym momencie na ułamek sekundy spojrzeliśmy na siebie i ponownie na mężczyznę w garniturze.
-Oboje? - spytał chłopak obok mnie.
-Evans i Mendes, mam rację? - spytał i pokazał na nas palcami wskazującymi, na co przytaknęliśmy. -No to już, proszę.
Wskazał otwartą dłonią, abyśmy weszli, a sam wyszedł z pomieszczenia.
Wstaliśmy i weszliśmy do pokoju. Usiedliśmy na krzesłach obok siebie, znowu zostając sami i zdezorientowani.
-Wiesz o co tu chodzi? - zapytał, patrząc na mnie, co zauważyłam kątem oka.
Pokiwałam przecząco głową, nie odrywając wzroku z biurka przed nami.
Ponownie zapadła cisza, nie na długo, bo usłyszeliśmy jak pan Maynard wraca i zamyka za sobą drzwi. Poprawia firanę, doniczkę z jakimś białym kwiatkiem, zegarek na biurku i dopiero siada. Splata dłonie ze sobą i uśmiecha się szeroko patrząc raz na mnie, raz na niego.
-Pewnie chcielibyście wiedzieć po co tu jesteście. - zaczął, a ja wtedy podniosłam głowę. - Jak wiecie, lub nie, obydwoje jesteście na pierwszym roku medycyny. Do tej pory zdawaliście jeden egzamin, który jako jedyni napisaliście na maksymalną ilość punktów.
Aha - pomyślałam - Więc to on jest tym, przez którego nie jestem najlepsza.
-To oznacza, że jesteście idealnymi kandydatami do tego, co dla was mam.
-Powie pan w końcu o co chodzi? - spytałam trochę zza bardzo widoczną irytacją, na co uśmiechnął się ponownie z wymuszeniem.
-Zostaliście wybrani przeze mnie do... - zrobił teatralną pauzę, na co miałam ochotę wyjść. - Pojechania do Londynu, aby zaprezentować naszą uczelnię jak najlepiej.
Przez chwilę byłam zszokowana, lecz po chwili poczułam radość. Oczywiście wciąż miałam kamienną twarz, ale ucieszyłam się.
-Świetnie. - skwitowałam. - Kiedy?
-Miało się to odbyć w następnym tygodniu, ale dostałem informację, że to już jutro. - cmoknął ustami. - Rozumiem, że to nie problem?
Zgodnie odpowiedzieliśmy, że żaden. Otrzymaliśmy od niego kartki, na których było wszystko napisane. Ile tam będziemy, co dokładnie mamy tam zaprezentować i miejsce zakwaterowania.
-Dzisiaj o dwudziestej drugiej macie samolot. - dopowiedział, kiedy nas żegnał. - Mam nadzieję, że pokażecie nas z jak najlepszej strony.
Mendes uśmiechnął się do niego i przepuścił mnie w drzwiach. Po zamknięciu drzwi, sztuczny uśmiech zszedł z jego ust. Westchnął i przetarł oczy kciukiem i palcem wskazującym.
-To nas kurwa załatwił. - powiedział chyba bardziej do siebie, kierując się na piętro.
Chcąc nie chcąc, na moich ustach pojawił się delikatny zarys uśmiechu. Może jakoś się dogadamy.
-------------------------
CZYTASZ
Daddy, I'm a bad girl. / shawn mendes fanfiction
FanfictionMadeleine Evans, dla znajomych Maddie lub Mad. Nie ma ich zbyt wiele, bo czas woli spędzać sama z powodu takiego usposobienia oraz chęci do nauki. Studiuje medycynę na pierwszym roku, będąc jedną z najlepszych na uczelni. Inteligenta, bystra, sarka...